Pomóżmy sobie sami

Z profesorem Janem Winieckim z Wydziału Ekonomicznego Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie rozmawia Andrzej Gontarz.

Z profesorem Janem Winieckim z Wydziału Ekonomicznego Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie rozmawia Andrzej Gontarz.

Branża teleinformatyczna w naszym kraju wiąże duże nadzieje z wykorzystaniem funduszy strukturalnych. Niektórzy uważają wręcz, że unijne środki mogą przyczynić się do pobudzenia rozwoju cywilizacyjnego kraju. Czy te oczekiwania są, Pana zdaniem, uzasadnione?

Z makroekonomicznego punktu widzenia jest to absolutnie nieuzasadnione. Badania naukowe pokazują, że wykorzystanie środków publicznych jest w bardzo nikłym, niemalże zerowym stopniu skorelowane ze wzrostem gospodarczym.

Pomóżmy sobie sami

Jan Winiecki

Robert Barro z kolegami przebadali ponad 100 krajów w okresie 20 lat, dociekając, co napędza wzrost gospodarczy. Wyniki tych badań jednoznacznie pokazują, że nie widać prawie żadnego związku między inwestycjami publicznymi i wzrostem gospodarczym; istnieje natomiast bardzo silna zależność tegoż wzrostu od wysokości inwestycji prywatnych. Państwo wydaje bowiem pieniądze o wiele mniej efektywnie niż właściciele prywatni.

Pod koniec ubiegłego wieku badacze zastanawiali się, dlaczego tzw. azjatyckie tygrysy rozwijają się bardzo szybko i dynamicznie, a kraje Ameryki Łacińskiej już nie. Poziom inwestycji publicznych (mierzony ich udziałem w Produkcie Krajowym Brutto) był w obu regionach podobny. Ważne okazało się jednak to, że w krajach azjatyckich znacznie wyższy był poziom inwestycji prywatnych. Poza tym państwa w Azji posiadały rozwiązania instytucjonalne nastawione na otwartość gospodarki, sprzyjające inwestowaniu bardziej niż w zbiurokratyzowanych państwach latynoamerykańskich.

W latach 80. Frederic Pryor porównał tempo wzrostu krajów komunistycznych i wybranych krajów kapitalistycznych. Wykazał, że w krajach kapitalistycznych przyrost PKB o 1 procent wymagał wzrostu inwestycji również o 1%, natomiast w krajach komunistycznych o 2%. Efektywność inwestowania w krajach komunistycznych była więc o połowę mniejsza.

Nie ma powodów, by sądzić, że środki publiczne - a takimi przecież są fundusze strukturalne - mogą być znacząco bardziej efektywnie wykorzystane dla rozwoju gospodarczego kraju.

Duże znaczenie może mieć chyba jednak umiejętność skutecznego zarządzania środkami publicznymi. W końcu Grecja i Irlandia spożytkowały przysługujące im fundusze strukturalne na całkiem różne sposoby.

Grecja i Irlandia otrzymały taką samą ilość unijnej pomocy w przeliczeniu na głowę mieszkańca. Grecy swoje pieniądze przejedli. To, że środki są inwestycyjne, wcale nie oznacza, że będą rzeczywiście wykorzystane w sposób inwestycyjny. W Grecji przesunięto na konsumpcję zaplanowane wcześniej na inwestycje fundusze własne. Sukces Irlandii nie był zależny od funduszy strukturalnych. To efekt wielu działań podjętych przez państwo. Przede wszystkim zmniejszono tam podatki i zredukowano wydatki publiczne z ponad 50% PKB do poniżej 40%. Do tego odbiurokratyzowano sferę działalności gospodarczej. To stworzyło dogodne warunki do ekspansji sektora prywatnego, zachęciło licznych inwestorów zagranicznych.

W gruncie rzeczy rozwój gospodarczy zależy od tego, co się robi w kraju, a nie od ilości unijnej pomocy. Kraje, które to zrozumiały, osiągają dziś sukcesy. Wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje w Estonii, na Litwie, Łotwie czy na Słowacji. Te państwa próbują iść irlandzką, ale nie grecką drogą rozwoju. To, jak my sami będziemy się rozwijać, będzie zależało przede wszystkim od tego, co sami zrobimy, na co się zdecydujemy, jaki model aktywności gospodarczej wybierzemy - a nie od tego, ile napłynie do nas funduszy z unijnej kasy.

To nie znaczy, oczywiście, że każdy zrealizowany w ramach funduszy strukturalnych projekt będzie bez znaczenia. W skali mikroekonomicznej niektóre z takich inwestycji mogą dawać pozytywne skutki. Część projektów będzie dobra, część zła. W sumie bilans wyjdzie na zero. Nie należy zapominać jednak, że oprócz efektów ekonomicznych mamy jeszcze do czynienia ze skutkami społecznymi, a te nie są dobre.

Już w latach 60. Peter Bauer zwracał uwagę na szkody, jakie wyrządza społeczeństwom pomoc z zagranicy. Zmienia ona relacje między centrum politycznym, które rozdziela pomoc, a społeczeństwem, które zamiast próbować radzić sobie samemu z własnymi, lokalnymi problemami, zaczyna konkurować między sobą o względy centrum decydujące o rozdziale środków. Zamiast rozwoju społeczeństwa obywatelskiego mamy więc do czynienia z umacnianiem się klientelizmu i uzależnienia od polityków. Ludzie nie myślą o tym, co mogą zrobić sami, lecz o tym, co może im dać władza centralna. Ile czasu i środków zmarnuje się przy tym na przygotowanie projektów, które nie zostają potem zakwalifikowane do realizacji! Tak dużo, że lepiej by było wykorzystać je na bardziej efektywne działania. Wiele pary idzie niepotrzebnie w gwizdek.

Na samorządzie terytorialnym ciąży wiele zadań, związanych m.in. z tworzeniem infrastruktury komunalnej. Trudno się dziwić, że władze gmin czy miast sięgają po dodatkowe środki na realizację lokalnych przedsięwzięć.

Co to znaczy, że projekt jest dobry? Gdy się robi inwestycję za pieniądze z banku, to zazwyczaj myśli się tylko o zaspokojeniu podstawowych, najpilniejszych potrzeb. Gdy jest możliwość skorzystania z darmowych pieniędzy, to się robi inwestycje na wyrost, przekraczające czasem nawet kilkakrotnie istniejące zapotrzebowanie. Nie myśli się o tym, że potem trzeba będzie pokrywać z własnego budżetu stałe, wysokie koszty obsługi, które, per saldo, mogą być nawet większe niż koszt samej inwestycji. W ten sposób zabiera się gminie czy miastu środki naprawdę potrzebne do sprawnego funkcjonowania.

Co w takim razie powinniśmy zrobić, w jaki sposób mamy podejść do wykorzystania przyznanych nam funduszy europejskich?

Nie ma dobrej, uniwersalnej recepty. Obiektywny mechanizm jest taki, że pieniądze publiczne - bez względu na to, skąd pochodzą - są wydawane z mniejszą troską niż prywatne. Na to nie ma rady, sytuacja jest taka sama bez względu na kraj czy region świata. Nikt nie wymyślił - i nie wymyśli! - zadowalającego rozwiązania. Jedyne co można i należy robić, to tworzyć warunki sprzyjające rozwojowi inwestycji prywatnych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200