e-faktura, czyli bzdura

Z punktu widzenia przedsiębiorstw wydane właśnie rozporządzenie ministra finansów dotyczące elektronicznego obrotu fakturami nie ma żadnego znaczenia.

Z punktu widzenia przedsiębiorstw wydane właśnie rozporządzenie ministra finansów dotyczące elektronicznego obrotu fakturami nie ma żadnego znaczenia.

Wiceminister finansów Jarosław Neneman podpisał rozporządzenie zrównujące status faktur elektronicznych i papierowych. Czy polski biznes stanie się przez to nowocześniejszy? Czy MŚP będą mogły zaoszczędzić na kosztach związanych z fakturowaniem? Nie, bo dzięki sprytnej konstrukcji rozporządzenia Neneman sprawił przede wszystkim drogi prezent firmom wystawiającym certyfikaty cyfrowe. A dla przedsiębiorców nowe rozporządzenie jest... bezużyteczne.

Względy, jak zawsze, specjalne

Rozporządzenie Ministerstwa Finansów "w sprawie sposobu i warunków wystawiania oraz przesyłania faktur w formie elektronicznej" jest ostatecznym - po ustawie o podpisie elektronicznym - aktem prawnym zrównującym faktury papierowe z fakturami elektronicznymi. Beneficjentami tego zrównania mają być przede wszystkim przedsiębiorcy. Dzięki niemu będą mogli wysyłać swoim klientom i kontrahentom faktury przez Internet, co pozwoli na radykalne ograniczenie kosztów druku, pakowania i wysyłki tradycyjnych, papierowych faktur. Nowe rozporządzenie ma także ucieszyć ekologów - mniej papieru to oszczędność lasów. Również koszty przechowywania faktur elektronicznych są mniejsze.

Rozporządzenie urodziło się jednak w bólach i w atmosferze sporu. Do ostatnich chwil trwała walka o jego ostateczny kształt, a konkretnie jedno drobne sformułowanie, określające, jaki ma być podpis elektroniczny pod fakturą - zwykły czy kwalifikowany? Pod naciskiem firm wystawiających certyfikaty Ministerstwo Finansów zdecydowało się na podpis kwalifikowany. Pojawia się jednak kwestia: dlaczego podpis pod fakturami elektronicznymi ma być kwalifikowany, skoro wcześniejsza zmiana w Ustawie o podatku od towarów i usług (VAT) zniosła konieczność podpisywania faktur papierowych?

Zwolennicy "podpisu w wersji lux" mętnie rozprawiają o przedsiębiorcach nabierających ponoć zaufania do elektronicznych faktur dzięki temu, że wymuszone zostanie stosowanie bezpiecznego podpisu. W sytuacji, kiedy tysiące firm już wymieniają się fakturami elektronicznymi - przesyłanymi e-mailami i drukowanymi na kartce, brzmi to, delikatnie mówiąc, niedorzecznie.

Konkretny zapis w nowym rozporządzeniu brzmi tak: "Faktury mogą być przesyłane w formie elektronicznej, pod warunkiem, że autentyczność ich pochodzenia i integralność ich treści będą zagwarantowane bezpiecznym podpisem elektronicznym weryfikowanym przy pomocy ważnego kwalifikowanego certyfikatu".

Ministerstwo stosuje tutaj ulubiony argument wszystkich biurokratów - że jest to zgodne z zaleceniami unijnymi (dyrektywa 2001/115/EC, punkt 2c) i dlatego bezdyskusyjne. Ale ta dyrektywa wcale nie narzuca stosowania certyfikatu kwalifikowanego - mówi ona jedynie, że państwa członkowskie mogą go stosować, a nie że "muszą" lub "powinny". Zgodnie z tą wykładnią zwykły podpis wystarcza w Wielkiej Brytanii czy Finlandii. Ale nie u nas. Aby to wyjaśnić, należy przyjrzeć się historii tego rozporządzenia. Jest ona pełna zagadkowych posunięć i decyzji, absurdalnych z technicznego punktu widzenia. Jak wiele razy bywało, powinien to być pierwszy sygnał alarmowy, że prawo jest tworzone "na zamówienie".

Klient bez wyboru

Walka o e-faktury toczyła się od dłuższego czasu. Po jednej stronie stoją wystawcy certyfikatów, którym Ministerstwo Finansów właśnie chce podesłać kilka tysięcy przymusowych klientów. Po drugiej sami klienci - czyli firmy zainteresowane wystawianiem e-faktur, których głosem mówi PIIT (Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji).

W Polsce są cztery firmy mogące wystawiać certyfikaty kwalifikowane. Są to: Certum (własność Unizeto), Signet (własność TP Internet), Sigillum (własność Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych) i Krajowa Izba Rozliczeniowa. Ustaloną pozycję mają Certum (wystawiająca certyfikaty dla klientów ZUS oraz serwerów SSL) i KIR (obsługująca banki). Pozostałe dwie firmy na razie działają na jałowym biegu i nie wygląda na to, by miały jakiś pomysł na działanie na wolnym rynku. Kilkutysięczna rzesza przymusowych (i, dodajmy, nie najbiedniejszych) klientów to dla tego rynku nie lada gratka.

Z drugiej strony sporu o e-faktury stanęła Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji, przekonująca, by w rozporządzeniu nie wymuszano podpisu kwalifikowanego, a decyzję czy korzystać z niego, czy ze zwykłego podpisu pozostawić przedsiębiorcy wystawiającemu fakturę. Zapis taki nie spodobał się wystawcom certyfikatów, bo wiadomo było, że większość zainteresowanych ze względu na koszty zdecyduje się na podpis zwykły.

Dla przedsiębiorcy różnica między podpisem kwalifikowanym a zwykłym jest zasadnicza. Koszt zwykłego podpisu elektronicznego jest - jeśli się postarać - zerowy. Potrafi go wystawić każdy program pocztowy (Mozilla, Outlook), programy biurowe (OpenOffice 2.0, Microsoft Office 2003) i wiele innych aplikacji. Certyfikat X.509 potrzebny do wystawiania podpisów można uzyskać za darmo (z pewnymi ograniczeniami czasu ważności lub informacji o właścicielu) od firm polskich (np. Certum Private Email czy Signet TZPE) i zagranicznych (np. Thawte Freemail). Można wreszcie uruchomić własne, prywatne centrum certyfikacji, z którego będą korzystać klienci i kontrahenci. Automatyzacja masowego podpisywania faktur (a tutaj są największe oszczędności) jest również prosta i tania, bo można wykorzystać ogólnodostępne narzędzia.

Koszt podpisu kwalifikowanego jest znacznie wyższy - przede wszystkim dlatego, że nie może go składać byle program. Składa się na niego początkowa inwestycja, jaką jest zakup czytnika kart, karty kryptograficznej, oprogramowania do składania podpisu oraz koszt wystawienia samego certyfikatu. Przedsiębiorcy chcący zacząć wystawiać faktury zgodne z rozporządzeniem powinni się przygotować na początkowy wydatek rzędu 700 do 900 zł brutto, w zależności od firmy. Coroczne odnowienie certyfikatu kwalifikowanego kosztuje od 115 do 180 zł brutto.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200