Mapa konkurencji

Według jednych firm na rynku GIS panuje stagnacja, bo brak jest zleceń, według innych - to perspektywiczny rynek, na którym w ciągu 2-3 lat można zarobić 350-400 mln zł. Wszyscy jednak są zgodni, że informacja geoprzestrzenna staje się integralną częścią systemów bazodanowych.

Według jednych firm na rynku GIS panuje stagnacja, bo brak jest zleceń, według innych - to perspektywiczny rynek, na którym w ciągu 2-3 lat można zarobić 350-400 mln zł. Wszyscy jednak są zgodni, że informacja geoprzestrzenna staje się integralną częścią systemów bazodanowych.

Ogłoszenie, które niedawno ukazało się w prasie codziennej, poważnie zafrapowało akcjonariuszy firmy Techmex. Firma Geosystems sp. z o.o.- Laboratorium Teledetekcji i Geoinformatyki z Warszawy - poinformowała "wszystkie osoby i instytucje pragnące zakupić od firmy Techmex numeryczne mapy pokrycia i użytkowania ziemi, a także inne informacje przestrzenne, w tym satelitarne mapy obrazowe wykonane na podstawie danych z satelitów IRS i Landsat TM", że w Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy w dniu 22 kwietnia 2005 r. został złożony pozew przeciwko firmom Techmex SA i SCOR SA o "ustalenie autorskich i majątkowych praw własności do ww. map numerycznych".

"To jest ten sam zestaw danych na rzecz planowania sieci telekomunikacyjnych - np. mapy wysokościowe - który onegdaj wykorzystywaliśmy we wspólnych projektach. Nie chcemy wojny z Techmexem, ale chcielibyśmy wyjaśnić relacje między nami" - wyjaśnia Witold Fedorowicz-Jackowski, prezes zarządu Geosystems. Dodaje też, że sprawa stała się pilna, ponieważ Techmex zaczął oferować swoje usługi firmom telekomunikacyjnym, w tym operatorom komórkowym, którzy dotychczas wybierali jego spółkę.

Teresa Studencka, członek zarządu Techmexu, zapewnia, że posiada prawa do wszystkich sprzedawanych przez jej firmę produktów. Sytuację nazywa "niezgodną z etyką biznesu". Zwraca też uwagę, że zdjęcia Polski z satelity Landsat, którego głównym dystrybutorem w Polsce jest właśnie Geosystems, w USA kosztują 50 tys. zł i Techmex stać na ich zakup jako ewentualne uzupełnienie zdjęć z satelity Ikonos-2. "Owszem, pozyskaliśmy kontrakt w Polskiej Telefonii Cyfrowej na przygotowanie analiz geoprzestrzennych pod budowę sieci UMTS. Ten produkt GIS możemy teraz zaproponować również innym operatorom telekomunikacyjnym. Dowodzi to jednak jedynie siły marki naszej firmy, która w rozwój rynku systemów informacji przestrzennej zainwestowała 20 mln USD pozyskane z warszawskiej giełdy" - wyjaśnia Teresa Studencka.

Konflikt ten ujawnia - jak mało który - płytkość rynku GIS w Polsce. Dotychczas usługami w tej dziedzinie zajmowały się małe, wyspecjalizowane firmy. "W 2004 r. osiągnęliśmy ok. 8 mln zł przychodu i niewątpliwie był to dobry rok"- przyznaje Witold Fedorowicz-Jackowski. Kiedy jednak do walki o kontrakty w przedsiębiorstwach sieciowych (telekomunikacja, wodociągi, ciepłownictwo, energetyka), administracji publicznej (kataster, system IACS dla Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa) stają największe polskie firmy teleinformatyczne - jak Techmex czy ComputerLand - firmom niszowym pozostaje jedynie zabieganie o podwykonawstwo w powstających konsorcjach. Zdarza się często, że zleceniodawca określa wadium w przetargu np. na 300 tys. zł, co skutecznie eliminuje mniejszych graczy.

Pula do wzięcia

Określmy zatem wielkość rynku GIS W Polsce. Karol Wesołowski, dyrektor handlowy działu GIS w Techmexie, twierdzi, że tylko w tym roku kontrakty tego typu to ok. 250-300 mln zł. Natomiast Krzysztof Rutte, wiceprezes zarządu ComputerLandu, szacuje wartość rynku GIS na 350-400 mln zł w ciągu 2-3 lat. Tylko co rozumiemy pod pojęciem systemy informacji przestrzennej GIS? "Niektórzy za GIS uważają geodezję lub kartografię, ale to błąd" - wyjaśnia Karol Wesołowski. "Nie należy znowuż dziwić się temu poglądowi, ponieważ w Polsce ton dyskusji o GIS nadają geodeci, których jest proporcjonalnie znacznie więcej niż w każdym innym kraju Unii Europejskiej" - dodaje. Warto jednak dokonać właściwego podziału rynku systemów informacji przestrzennej. Zdaniem Karola Wesołowskiego, należy wyróżnić fotogrametrię i samochodowe systemy nawigacyjne jako szybko rosnący (nawet o 50% rocznie) segment tego typu usług, zaś geodezję i kartografię uznać za segment pozostający w regresie.

"Czy to jest wielki biznes?" - zastanawia się Aleksander Hanslik, dyrektor Hanslik Laboratorium Oprogramowania, wspominając największe kontrakty GIS. ComputerLand za 23 mln zł wdrożył w Górnośląskim Zakładzie Elektroenergetycznym system zarządzania siecią energetyczną PlaNet. Ułatwia on zarządzanie majątkiem sieciowym, obsługę wydawania warunków przyłączenia, uzgodnienia terenowe, obsługę eksploatacji sieci oraz wspomagania dyspozycji sieci elektroenergetycznej. Moduły GIS w tym projekcie ComputerLand przygotował razem z firmą Hanslik.

W styczniu 2004 r. ComputerLand podpisał z Telekomunikacją Polską kontrakt o wartości 66 mln zł na wdrożenie systemu Geomarketing.CL. Pierwotnie zakładano, że to rozwiązanie - oparte na technologii GIS - pozwoli TP na przestrzenne porównywanie popytu i podaży na usługi telekomunikacyjne oraz będzie wspomagać proces podejmowania decyzji w sferze sprzedaży i inwestycji. Jak jednak informuje Piotr Sobków, kierownik techniczny projektu Geomarketing w Telekomunikacji Polskiej, nastąpiła jego gruntowna redefinicja. Określa się go obecnie jako Network GIS Platform, w którym nacisk postawiono na ujednolicenie map wykorzystywanych w TP i poprawę jakości danych, nie rezygnując jednak z wartości analitycznych systemu. W związku z tym wdrożenie potrwa do końca 2005 r.

Wreszcie pozostają projekty GIS w administracji. "Na świecie sektor publiczny daje firmom geoinformatycznym 70% ich przychodów. U nas urzędnicy-geodeci twierdzą, że sami sobie dadzą radę bez zatrudniania firm prywatnych" - żali się Witold Fedorowicz-Jackowski. "Za duża jest kontrola państwa" - dodaje Aleksander Hanslik, którego - jak zresztą całą branżę - niezmiernie irytuje fakt, że administracja żąda bezpłatnego przekazywania wyników prac geodezyjno-kartograficznych do państwowego zasobu, potem zaś odsprzedaje je, niekiedy tej samej firmie, czy gminie, która sfinansowała dany projekt. Nie zmienia to faktu, że jedno wdrożenie w dużej gminie lub powiecie może przynieść firmie informatycznej 1 mln zł.

"Od początku tego roku na rynku zamówień publicznych trwa posucha. Siłą rzeczy musimy szukać klientów poza Polską. Ostatnio pozyskaliśmy kontrakt w jednym z krajów arabskich" - komentuje Aleksander Hanslik. Według niego GIS to nie ekstrawagancja, skoro np. amerykańskie miasta wykorzystują systemy informacji przestrzennej nawet do zarządzania wywozem śmieci. W Polsce znajdziemy też przykłady samorządów, które traktują GIS jako narzędzie do zarządzania miastem, a np. Wrocław planuje w 2006 r. dokonanie integracji systemów GIS i SAP we wspólną platformę. Szacunki mówią o 8 mln zł przeznaczonych na ten cel.

Firmy mogą też trochę zarobić na projektach finansowanych z funduszu PHARE i funduszy strukturalnych. W przypadku projektów katastralnych czy też na potrzeby systemu IACS zamawiający mają do wydania do 2010 r. odpowiednio: 288 mln zł i 379 mln zł, w tym 21,4 mln euro na wektoryzację zasobu mapowego oraz od 6 mln zł do 16 mln zł za dwuletnią kontrolę na miejscu (ARMiR).

Co zasiali górale?

Ktokolwiek dostał dopłaty bezpośrednie, musi się liczyć z tzw. kontrolą na miejscu, która ma wykazać, czy wniosek przedstawiony Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa jest zgodny z prawdą.

Jak informuje Jacek Podlewski, dyrektor Departamentu Kontroli na Miejscu w ARiMR, kontrole zostaną wykonane metodami: inspekcji terenowej i foto RFV (Rapid Field Visits). Oznacza to, że wykonawca zewnętrzny będzie musiał spełniać warunki organizacyjne i techniczne umożliwiające jednoczesne wykonanie usługi metodą inspekcji terenowej i foto. "Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej, przeprowadzane corocznie kontrole obszarowe powinny obejmować co najmniej 5% ogólnej liczby producentów składających wnioski o płatności bezpośrednie" - tłumaczy Jacek Podlewski.

ARiMR ogłosiła w styczniu 2005 r. przetargi na kontrole w sześciu regionach obejmujących województwa: podkarpackie, małopolskie i lubelskie (region 1); kujawsko-pomorskie i warmińsko-mazurskie (2); pomorskie i zachodniopomorskie (3); wielkopolskie, lubuskie i dolnośląskie (4); opolskie, śląskie, łódzkie i świętokrzyskie (5); mazowieckie i podlaskie (6). Umowa z wykonawcami zewnętrznymi zostanie zawarta na lata 2005-2006. Będą oni zobowiązani do wykonania usługi kontroli na miejscu z tytułu płatności bezpośrednich i ONW w terminie od 1 czerwca do 31 sierpnia br. i w analogicznym okresie 2006 r.

Tak przynajmniej zakładano pierwotnie. Jak się bowiem okazało przetargi te rozpaliły emocje na rynku i firmy wykorzystały wszystkie prawne możliwości, aby podważyć wyniki postępowań. I tak arbitrzy Urzędu Zamówień Publicznych w dwóch przypadkach (region 3 i 5) orzekli konieczność powtórzenia rozpatrzenia ofert, co niebezpiecznie wydłuża termin przeprowadzenia kontroli. W regionie 3 zwycięzcą jest konsorcjum firm Eurosystem, Vertical i Fotokart, w regionie 6 została podpisana umowa z konsorcjum firm Polkom, Polkart i PPGK, zaś w regionie 1 postępowanie trafiło do arbitrażu. Najwięcej protestów wniósł ComputerLand, zaś firmą, której bardzo zależało na wygranej, był Techmex. ARiMR nie podpisała umowy z żadną z tych firm, co jest szczególnie dotkliwe dla Techmexu. Bielska spółka nastawiła się bowiem na kontrole z wykorzystaniem zdjęć satelitarnych z satelity Ikonos-2, które pozyskuje jej spółka zależna SCOR.

Po pierwsze, okazało się, że ARiMR zażyczyła sobie, aby inspekcje terenowe objęły 80%, zaś kontrola metodą teledetekcji tylko 20% powierzchni. Według Jacka Podlewskiego w tej części Europy nastawia się przede wszystkim na inspekcje terenowe, ponieważ zbyt mało można zrobić dobrych zdjęć satelitarnych w okresie kontroli, a nie można korzystać ze zdjęć z innych lat, gdyż nie można wówczas sprawdzić, czy rolnik prowadzi gospodarstwo w tzw. dobrej kulturze rolnej. Po drugie, ARiMR otrzymuje bezpłatnie od unijnego dyrektoriatu Joint Research Center zobrazowania satelitarne z konkurencyjnego do Ikonosa-2 satelity QuickBird. Wreszcie po trzecie, wizytacja jest po prostu najtańsza.

We wspomnianych postępowaniach za tzw. jednostkę przetargową (rozliczeniową) przyjęto w przypadku kontroli z tytułu płatności bezpośrednich metodą inspekcji terenowej - 1 hektar skontrolowanego gospodarstwa. Firmy zaoferowały za jej skontrolowanie od 12 zł do 27 zł. W przypadku kontroli metodą foto zaproponowano cenę od 120 zł do 230 zł za jedno skontrolowane gospodarstwo. Natomiast w przypadku kontroli terenów o niekorzystnych warunkach gospodarowania upraw metodą inspekcji terenowej i "foto" zwycięzcy żądali od 25 zł do 70 zł za gospodarstwo. Łącznie ceny w tych przetargach sięgnęły od 6 mln zł do 16 mln (za dwa lata).

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200