Spojrzenie w przyszłość

Oceniając potencjał rozwoju polskiej branży IT, należy brać pod uwagę zarówno tendencje światowe, jak i realne możliwości wzrostu sprzedaży i znajdowania nowych rynków.

Oceniając potencjał rozwoju polskiej branży IT, należy brać pod uwagę zarówno tendencje światowe, jak i realne możliwości wzrostu sprzedaży i znajdowania nowych rynków.

Od kilku lat światowy sektor informatyczny znajduje się w fazie konsolidacji charakterystycznej dla przemysłu dojrzałego. Znajduje to swoje stałe potwierdzenie w wynikach finansowych branży, choć nie wszyscy - zwłaszcza same przedsiębiorstwa informatyczne i ich akcjonariusze - nie do końca chcą się z tym pogodzić. Ta dojrzałość widoczna jest w zmniejszonych stopach wzrostu, które zależnie od segmentu spadły do 5-10% (co oczywiście nie oznacza, że nie ma segmentów rosnących szybciej).

O ile w latach 90. wysoki strumień przychodów był generowany głównie przez nowych użytkowników, których liczba rosła dynamiczne, o tyle dzisiaj mamy głównie do czynienia ze wzrostem pochodzącym z nowych zastosowań u użytkowników już istniejących. Udział w rynku danej firmy jest dziś w dużo większym stopniu zależny od posiadanej i obsługiwanej bazy dotychczasowych klientów, nie zaś od zdolności do zdobywania nowych. Gdy produkty stają się zbanalizowane, zyskowność bardziej zaczyna zależeć od operacyjnej skuteczności niż samych cech produktów.

W latach 90., głównie pod ich koniec, zmieniła się struktura przychodów (zwłaszcza w obszarze zysków) pomiędzy produktami i usługami, których sprzedaje się więcej. Sektor natrafił również na tak zwaną barierę "absorpcyjną", która silnie wystąpiła u użytkowników informatyki w przedsiębiorstwach na początku obecnej dekady. Po rozdmuchanych budżetach lat 1998-1999, zwłaszcza tego ostatniego roku w wyniku psychozy "błędu milenium", przedsiębiorstwa potrzebowały przynajmniej dwóch lat, aby ochłonąć i zaabsorbować poniesione nakłady i wniesione zmiany. Wydaje się również, że znacząco spadł stopień innowacyjności technologii, a zwłaszcza krańcowy wpływ na wydajność pracy płynący np. z nowych wersji Windows, nowych procesorów, pamięci itp.

Sektor w skali światowej pozostaje więc w oczekiwaniu na zasadniczą odnowę technologiczną, która wprowadziłaby na rynek nowe czynniki wzrostu efektywności przedsiębiorstw. Przecież dlatego właśnie kupowały one masowo informatykę.

Kupowały przez cale lata 80. i 90., by zdobywać przewagę nad konkurentami. Szybciej zarządzać pieniędzmi, dokładniej zarządzać przepływami i kosztami, szybciej dostarczać, szybciej tworzyć nowe produkty i szybciej je naprawiać. To wszystko, co dzisiaj możemy robić szybciej i lepiej dzięki informatyce, ale też - co istotne - mogą robić to wszyscy.

Drugim rynkiem poza przedsiębiorstwami, gdzie obserwowaliśmy żywiołowy wzrost informatyki, był oczywiście rynek konsumencki, który rósł i nadal rośnie, dając coraz bardziej rozbudowane możliwości pracy, komunikowania i rozrywki. Wzrost tego rynku wydaje się ciągle możliwy, choć nie jest pewne, gdzie leży granica przesytu, która już w pewnym stopniu wystąpiła w przedsiębiorstwach. Czy jej wyznacznikiem jest liczba komputerów na członków rodziny, ilość gigabajtów przesyłanych każdego dnia, czy liczba godzin spędzonych przy grach komputerowych? Są na świecie rodziny, które mają po trzy komputery na członka rodziny plus gniazdka Internetu w każdym pokoju bądź domowy system Wi-Fi, a do tego garaż pełny starych komputerów i drukarek. Są rodziny, gdzie dziecko spędza średnio sześć godzin dziennie albo "na Internecie", albo przy grach komputerowych. Czy można wtedy mówić już o osiągnięciu granicy absorpcji?

Szukanie swego

Warto wrócić jeszcze na chwilę (zanim przejdziemy do omówienia stanu polskiego sektora informatycznego) do opisu zmian strukturalnych w organizacji branży informatycznej na świecie. Po pierwsze, wydaje się, że fragmentaryzacja przemysłu informatycznego - zarówno horyzontalna, jak i wertykalna - posunęła się znowu o kolejny krok do przodu. Linia podziału pomiędzy tym, co robi się w centrali (z reguły w kraju najbardziej rozwiniętym), a tym, co robi się w tak zwanych krajach wschodzących, przesunęła się znowu dalej na korzyść tych ostatnich. Kraje wschodzące zaczynają stopniowo przejmować coraz większą część budżetów R&D, a nie tylko funkcje operacyjno-produkcyjne.

Innym dobrym przykładem tego trendu jest sprzedaż działu PC przez IBM chińskiej firmie, który potwierdza, że główne korporacje selektywnie skłonne są oddawać już nie tylko produkcje, ale cały produkt, a wraz z nim segment rynku przedsiębiorstwom, które wyrastają z roli poddostawcy. Te przekształcenia mają miejsce nie tylko wśród producentów urządzeń. Dotyczy to też coraz większych części oprogramowania. Jest jednak coś, czego najważniejsze firmy informatyczne oddawać na pewno nie będą - to kontrola nad klientem przez zarządzanie kanałem sprzedaży, projektami i serwisem. To jeden z powodów sukcesu strategii IBM, zaś w pewnym stopniu trudności HP, który po nieudanej próbie znaczącego wejścia na rynek usług konsultingowych przez przejęcie dużej firmy stracił dużo impetu w integracji z Compaqiem w segmencie o niskich marżach i wysokiej konkurencji.

Jak na tym tle wygląda polski sektor informatyczny i jakie są jego perspektywy? Po pierwsze, trzeba podkreślić, że wszystkie ekonomie postkomunistyczne miały bardzo wysokie tempo wzrostu inwestycji w informatykę w ciągu ostatnich 15 lat i że falę wzrostu żywiołowego mają już za sobą. Istnieją jednak podstawy ku temu, żeby twierdzić, że stopy wzrostu będą pozostawały jeszcze przez kilka lat wyższe niż średnie stopy światowe. Daleko nam jeszcze do poziomu nasycenia i barier występujących na przykład w USA, ale też wielkość lokalnych budżetów na informatykę jest nieporównywalnie mniejsza, zaś wzrost jest ograniczony wzrostem rentowności przedsiębiorstw i siły nabywczej konsumentów. Po dobrym roku 2004 można jednak prorokować dobry poziom inwestycji w przedsiębiorstwach i może nieco ograniczony, choć dobrze rosnący popyt na rynku konsumenckim.

Polski przemysł informatyczny powstawał od zera i praktycznie zupełnie obok szczątków polskiego przemysłu elektronicznego i informatycznego z czasów przed transformacją. Polskie firmy informatyczne z reguły zaczynały od dystrybucji wymagającej najniższych potrzeb kapitałowych bądź też od samodzielnego budowania polskiego, bądź spolszczonego oprogramowania wymagającego umiejętności programistycznych, te zaś w Polsce zawsze były dostępne. Potem pojawili się i w części zniknęli producenci, a tak naprawdę asemblerzy urządzeń komputerowych, wykorzystujący stosunkowo dużą dostępność części z Azji Południowo-Wschodniej, ochronę celną i niską penetrację podobnych urządzeń pochodzących z dużych firm komputerowych nieumiejących sobie jeszcze radzić z lokalnymi cenami i lokalnymi kanałami sprzedaży.

Pod koniec lat 90. polski przemysł informatyczny osiągnął w miarę stabilny stan organizacji branży. W pierwszej grupie znajdziemy integratorów, takich jak Prokom, ComputerLand, Ster-Projekt czy EMAX, którzy z sukcesem weszli na giełdę. Uzyskane środki finansowe i wielkości pozwoliły im sięgnąć po coraz to większe i bardziej kompleksowe zamówienia. Grupa ta ma moim zdaniem ograniczone możliwości wzrostu w samej informatyce i przekształci się (i już to zaczyna robić) w przedsiębiorstwa wielobranżowe.

W drugiej grupie można wymienić przedsiębiorstwa, których podstawą są własne oryginalne produkty, głównie oprogramowanie, czasami bardzo specjalistyczne aplikacje. To takie firmy jak ComArch bądź COMP Rzeszów. Ich wzrost zależeć będzie od zdolności penetracji rynków zagranicznych, co zresztą obie te firmy realizują już teraz. Wzrost za granicą jest jednak ograniczony barierami absorpcji i słabym wzrostem w gospodarce światowej. Przejmowanie bazy zajętej przez lokalnych producentów we Francji czy Niemczech nie jest więc zadaniem łatwym i wymaga nowych umiejętności i to nie tylko technicznych, ale przede wszystkim handlowych.

Istnieje wreszcie trzeci sektor małych i średnich firm informatycznych, często bardzo wyspecjalizowanych i wysoko innowacyjnych. Te małe i średnie firmy często mają małą zdolność do sprzedaży i replikacji swoich rozwiązań poza województwo bądź region, w którym działają. Mają one czasami dobrą rentowność, ale małą zdolność do rozbudowy oprogramowania (bo nie mają na to środków ich klienci) i z czasem zostaną poddane przejęciom przez integratorów, cały czas zresztą będąc potencjalnie zagrożone upadkiem.

Wśród tych średnich widać też kilka firm innowacyjnych oferujących oprogramowanie o unikalnych cechach (jak na przykład Logotec), które mają szansę wypromować swój produkt niszowy na skalę europejską bądź światową, jeżeli znajdą odpowiednich partnerów. Wtedy posiadając unikalną platformę, ale o sporych możliwościach zastosowania, a również dużej sprawności, mają szansę przetrwania, dzięki uzyskaniu przychodów z licencji od szeroko stosowanej wartości intelektualnej. Myślę tu o sektorach bardzo specjalistycznych, takich jak bezpieczeństwo sieci, aplikacje mobilne, oprogramowanie medyczne, obróbka obrazów itp.

Jeśli przyglądam się polskiemu przemysłowi urządzeń informatycznych i stanowi tego segmentu, to widzę, że nie możemy liczyć na radykalną zmianę trendu. Polska przeoczyła okres, kiedy mogła zbudować przemysł półprzewodników i przemysł elektroniczny, czyli podstawowe dwie branże konieczne do usytuowania wokół nich przemysłu sensu stricte urządzeń komputerowych. Inwestycje koncernów zagranicznych w tym sektorze w naszej części Europy miały miejsce w drugiej połowie lat 90. i w większości trafiły na Węgry.

W Polsce swoje elektroniczne fabryki ulokował Philips i Deawoo w produkcji telewizorów, ale przecież stąd jeszcze daleko do produkcji komputerów. Flextronics i Jabil Circuits z pewnością stanowią zaczątek przemysłu "produkcji na zamówienie" (contract manufacturing), który stanowi znaczącą część wartości w łańcuchu produkcji komputerów, ale to stanowczo za mało, żeby można było mówić o skali zdolności produkcyjnych potrzebnych do tego, by pojawiła się w Polsce masowa produkcja komputerów. Trzeba się więc pogodzić z tym, że w Polsce ani zagranicznych, ani polskich znaczących producentów komputerów już nie będzie. Oczywiście istnieje nisza komputerów osobistych zagospodarowana w latach 90. przez takie firmy, jak Optimus czy JTT. Zwłaszcza Optimus mający dobrze kojarzącą się markę może i będzie rosnąć, jeżeli utrzyma nowoczesność swoich produktów, nadążając za technologią światową, a również utrzymując konkurencyjne ceny. Istotniejsza jednak kwestia dotyczy tego, czy powstanie znaczący segment w dziedzinie oprogramowania i usług informatycznych? Najpierw trochę wyjaśnienia, co należy do sektora usług informatycznych.

Kierunek - usługi

Usługa polegająca na utrzymywaniu centrum obliczeniowego i sieci należy do sektora usług informatycznych. Coraz większa grupa klientów wybiera podwykonawstwo w tej dziedzinie, zamieniając koszt stały na koszt zmienny i w efekcie uzyskując niższe koszty. Ale już ośrodek księgowości czy obróbki danych tylko częściowo należy do sektora usług informatycznych. To tylko część kosztów takiej usługi, choć znacząco związana jest z utrzymywaniem centrów i oprogramowania obróbki danych i ich sprawności. Pozostała część to koszty pracowników biurowych wykonujących transakcje.

Cieszyć się można, że w Polsce ulokowane jest centrum księgowe Philipsa i że będzie miał takie Hewlett-Packard. Nie oznacza jednak, że wpłynie to bezpośrednio na rozwój polskiej branży informatycznej - no chyba że współpracujące z tymi i podobnymi centrami polskie firmy będę potrafiły wykorzystać to doświadczenie do usprawniania stopnia automatyzacji samych platform obliczeniowych i oprogramowania, oferując je na coraz szerszą skalę. To jedyna droga, żeby wygrywać trudną konkurencję z Indiami, ale również z czasem z Ukrainą, Rosją i Chinami.

Oceniając sektor informatyczny w Polsce, trzeba podkreślić znaczenie centrów badawczo-rozwojowych zagranicznych firm z branży - zwłaszcza dwóch: Motoroli w Krakowie i Intela w Gdańsku. Produkowane tam oprogramowanie o jakości i zasięgu światowym jest nie tylko źródłem przychodów eksportowych branży, ale przede wszystkim źródłem kształcenia kadr nie tylko informatycznych, lecz także zarządczych, zdolnych do inicjowania nowych projektów i ich wprowadzania. Wskazać można wiele innych koncernów tego typu - zarówno w telekomunikacji, jak i w energetyce, medycynie, branży rozrywkowej (a więc nie bezpośrednio w samej branży informatycznej) - które mogłyby skorzystać z polskiego systemu kształcenia informatyków i naszych talentów, których nam przecież nie brakuje.

Stefan Dunin-Wąsowicz jest ekonomistą. Był wieloletnim dyrektorem finansowym w firmach Hewlett-Packard, Agilent Technologies i Philips w USA i Europie. Obecnie jest prezesem spółki geoinformatycznej PPWK GeoInvent w Polsce.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200