A jak zgaśnie?

Powoli cichnie echo prezentacji maturalnych. Szczęśliwi ci abiturienci, których nie zawiodły w decydującym momencie środki techniczne i nie wyłączono im prądu.

Powoli cichnie echo prezentacji maturalnych. Szczęśliwi ci abiturienci, których nie zawiodły w decydującym momencie środki techniczne i nie wyłączono im prądu.

Bo jak tu referować, skoro wszystkie plansze są w komputerze? Mocno uzależniliśmy się od energii elektrycznej, co ma - jak to zwykle zresztą bywa - dwie strony. Ciemniejsze oblicze tego uzależnienia, czyli skutki braku energii są łatwo wyobrażalne.

Przemierzając dystans kilkuset kilometrów na piątkowy wykład w salach muzeum archeologicznego zastanawiałem się, co też będzie, gdy dużym staraniem organizatorów wypożyczony na tę okazję projektor multimedialny odmówi posłuszeństwa i nie zechce współpracować z moim laptopem. Na upartego mogłem się bez tego obejść, bo dla zmniejszenia ryzyka wpadki przygotowałem rozwiązanie awaryjne na foliach, pod tradycyjny rzutnik. Tak też rozmyślałem o różnych sprawach telepiąc się po naszych niezbyt równych drogach, aż z obłoków na ziemię sprowadziły mnie wstrząsy na kostce przy wyjeździe z Ostrowa Wielkopolskiego, co pozwoliło mi skonstatować, że mam jeszcze całkiem niezły zapas czasu. Przy okazji przekazuję przykrą informację dla wielbicieli tego odcinka trasy - prowadzone są prace modernizacyjne i najprawdopodobniej kostkę zakryje asfalt, więc kto chce jeszcze poszaleć na tej drodze, musi się pospieszyć.

Gdy dotarłem na miejsce, zaparkowałem na Starym Mieście, wspierając parking prowadzony przez fundację wspierającą politechnikę, po czym w drodze do muzeum wsparłem jeszcze kawiarenkę, która chyba nikogo, oprócz swoich właścicieli, nie wspiera. Gdy wreszcie pojawiłem się na sali wykładowej, miałem prawie godzinę na przygotowania. I bardzo dobrze, bo o ile podłączenie projektora do komputera nie stanowi dla mnie problemu, o tyle trudno uzyskać obraz, gdy w gniazdkach nie ma prądu. Zasada ta tyczy niestety także rzutnika stacjonarnego i przygotowanego rozwiązania awaryjnego na foliach. Niestety urządzenia te nie działają na świeczki ani też latarki. Organizatorzy spotkania oświadczyli mi, że niedawno widzieli ekipę elektryków opuszczających to miejsce. Nic dziwnego - w końcu prawie piąta po południu. Według mojej diagnozy wysiadła jedna faza, bo światła górne łaskawie działały. Na szczęście zawsze w takich razach gdzieś jest dyżurny strażnik, który dzierży kluczyki do skrzynek bezpieczników. Poinstruowawszy strażnika, czego, jak i gdzie szukać, doprowadziłem do usunięcia awarii polegającej na zwieszonym bezpieczniku. W końcu jestem komputerowcem i jaki to dla mnie problem? (koniecznie porównaj: "Pierwszy Komputerowiec RP" Kuby Tatarkiewicza w CW 19/2005). A więc wykonałem pracę społeczną na rzecz instytucji i ująłem kłopotów mojemu następcy, który już bez tych problemów mógł zacząć nowy tydzień.

Wykład przebiegł bez zakłóceń. Z urządzeń wyświetlających korzystałem, ale niezbyt intensywnie. Zawsze staram się, aby słuchacze bardziej koncentrowali się na przekazywanej ustnie treści, zaś grafikę traktowali tylko jako urozmaicające uzupełnienie. Dlatego też nie wpadam w panikę, gdy technika zawodzi, bo nie oznacza to dla mnie końca świata. Wykład rzecz jasna nie dotyczył informatyki, ani nawet żadnej dziedziny technicznej. W końcu jestem komputerowcem i jaki to dla mnie problem?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200