Sokole oko

Całkiem niedawno pisałem, jak też łatwo odnaleźć prywatną osobę w USA. Teraz dodam jeszcze, że mogę niemal patrzeć na tych ludzi z góry. A wszystko to dzięki serwisowi map satelitarnych udostępnianych przez Google.

Całkiem niedawno pisałem, jak też łatwo odnaleźć prywatną osobę w USA. Teraz dodam jeszcze, że mogę niemal patrzeć na tych ludzi z góry. A wszystko to dzięki serwisowi map satelitarnych udostępnianych przez Google.

Jak poinformował nasz Computerworld z dnia 19 kwietnia br., Google udostępnił serwis map satelitarnych USA i Kanady. Niezwłocznie więc spróbowałem, udając się pod adreshttp://maps.google.com i zobaczyłem, co też chciałem zobaczyć. Jak zwykle w takich przypadkach za króliki doświadczalne posłużyła mi moja rodzinka zamieszkała w miejscowości Naperville w stanie Illinois. Nawet nie musiałem pytać nikogo o zgodę, aby obejrzeć miejsce ich pobytu. Inwigilacja ich terenu nastąpiła niepostrzeżenie, przez intruza zamieszkałego na innym kontynencie.

Zdjęcia satelitarne w tym wydaniu umożliwiają przybliżanie na tyle duże, iż można spokojnie wyodrębnić zarysy samochodów i domostw - czyli otrzymać znane nam z widokówek ujęcie z "lotu ptaka". W zasadzie wystarczy to, aby nabrać wyobrażenia o oglądanej okolicy - jej infrastrukturze i położeniu. Przeprowadzając próby z oglądaniem terenu z różnych odległości doświadczyłem innych ciekawych wrażeń - w pewnej perspektywie niektóre miasta przypominają wyglądem płytki z układami elektronicznymi.

Jak jednak dotrzeć przy pomocy satelity pod wskazany adres, znając nazwę ulicy i numer domu? Sprawa wymaga trochę większych zabiegów, jednak nie jest niemożliwa do wykonania. Serwisy takie, jak na przykład Switchboard (http://www.switchboard.com ) oferują możliwość odnalezienia osoby poprzez nazwisko. Dzięki temu, że moja rodzinka ma nazwisko bardzo nietypowe, nie mam najmniejszych problemów z szybkim stwierdzeniem "who is who". Wyszukawszy osobę, otrzymujemy oczywiście jej numer telefonu i adres, bo to przecież podstawa. Ponadto jednak serwis Switchboard jest na tyle uprzejmy, że pokazuje na planie miasta, gdzie poszukiwany punkt leży. Następne kroki to już zwykła dziecinada. Korzystając z map Google, odnalazłem tę niewielką uliczkę na planie miasta, po czym przełączyłem się na widok satelitarny, otrzymując na ekranie zdjęcie kilkunastu domów jednorodzinnych.

W tym kontekście Amerykanie wydają się być zupełnie odsłonięci. Nam na razie to nie grozi. Jesteśmy dobrze zasłonięci ustawą o ochronie danych osobowych - to po pierwsze, a po drugie, oko satelity nie jest w nas wycelowane. Jeśli już ktoś chce obejrzeć nasze tereny z góry, może co najwyżej kupić w kiosku stosowną widokówkę, często prezentującą rzeczywistość w lepszej postaci niż przedstawia się ona w naturze. I póki co, nadal możemy odległych znajomych utrzymywać w przekonaniu, że mieszkamy nad rzeką w pobliżu pięknego lasu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200