Kierunek Chiny

Z Andrew Parkerem, wiceprezesem i dyrektorem ds. badań w firmie analitycznej Forrester Research, rozmawia Antoni Bielewicz.

Z Andrew Parkerem, wiceprezesem i dyrektorem ds. badań w firmie analitycznej Forrester Research, rozmawia Antoni Bielewicz.

Jeden z ostatnich raportów Forrester Research był zatytułowany "Europa dwóch prędkości: Dlaczego 1 mln miejsc pracy przeniesie się w ramach offshoringu". Co to właściwie znaczy?

To metafora, którą można rozwinąć na kilku poziomach, mówiąc chociażby o rozszerzeniu Unii Europejskiej i grupie entuzjastów oraz sceptyków tego rozszerzenia. Ale można to równie dobrze odnieść do outsourcingu i offshoringu. Tu także nawet wśród Krajów Piętnastki widać duże różnice. Na dwa państwa: Wlk. Brytanię i Irlandię przypada 70% wydatków przeznaczanych na offshoring, podczas gdy pozostałe 30% przypada na całą resztę Europy Zachodniej.

Dlaczego to właśnie firmy z Wysp Brytyjskich tak chętnie zlecają obsługę pewnych procesów za granicę?

Kierunek Chiny

Andrew Parker, wiceprezes w Forrester Research

Jest kilka przyczyn. Ma to dużo wspólnego ze stylem biznesowym. Brytyjskie firmy dużo chętniej korzystają z outsourcingu każdego rodzaju, przeznaczając na ten cel prawie dwa razy tyle co firmy we Francji. W Wlk. Brytanii znacznie łatwiejsze jest zaangażowanie firmy outsourcingowej i przekazanie zespołu do firmy zewnętrznej. We Francji przeprowadzenie takiego procesu jest trudniejsze, chociażby ze względu na związki zawodowe, czasem wręcz niemożliwe.

Co do samego offshoringu to ogromną rolę odgrywają bariery kulturowe. Robiliśmy niedawno badania, w których przedstawiliśmy menedżerom z różnych państw listę argumentów, przemawiających przeciwko zlecaniu obsługi pewnych procesów do innych państw. Tylko 15% menedżerów brytyjskich odnalazło na tej liście powody, które mogłyby przemawiać przeciwko offshoringowi. We Francji odsetek ten przekroczył 90%, w Niemczech sięgał 80%, a w Holandii 75%. O ile jednak we Francji wskazywane obawy miały charakter socjalny, o tyle np. w Niemczech były bardziej uwarunkowane kulturowo.

Oczywiście przynajmniej częściowym wyjaśnieniem otwartości brytyjskich firm jest fakt, że Anglia ma bardzo silne więzi z Indiami, na które przypada dziś 75-80% wszystkich wydatków na offshoring.

Czy Europa Środkowo-Wschodnia ma szansę w tym wyścigu o zlecenia?

Na pewno, choć trudno abyście kiedykolwiek osiągnęli poziom Indii, która zarabia na obsłudze podobnych kontraktów ok. 10 mld USD rocznie. To wiele więcej niż cały sektor IT w Polsce. Choć już teraz obserwujemy trend polegający na tym, że duże międzynarodowe koncerny tworzą w tej części Europy centra BPO (Business Process Outsourcing). HP otwiera takie we Wrocławiu, a EDS w Budapeszcie. Coraz więcej firm chce wejść do nowych krajów Unii Europejskiej o niższych kosztach pracy. Co ciekawe, zaczynają robić to także firmy indyjskie. Centrum w Budapeszcie otworzył np. Satyam Computer Services.

Dlaczego to robią?

Po części jest to kwestia percepcji indyjskich firm przez potencjalnych klientów. Dla wielu występowanie jako firma europejska może przysporzyć wielu korzyści. Po drugie dzieje się tak dlatego, że wiele międzynarodowych koncernów - IBM, HP i EDS - otwiera centra w Indiach po to, aby samemu świadczyć usługi, bazując na niskich kosztach tamtejszej siły roboczej. Mają dobrą markę i wiedzę, stanowią więc poważną konkurencję.

Coraz więcej słyszy się ta kże o tym, że firmy indyjskie budują portfolio oparte na bardziej wyspecjalizowanych usługach konsultingowych...

Idzie to dość powoli. Rozmawiałem niedawno z przedstawicielami hinduskiej firmy Wipro, zajmującej się usługami finansowymi. Mają jedynie dwóch dużych klientów - firmę brytyjską i amerykańską oraz zaledwie 12 dobrych konsultantów z doświadczeniem. W porównaniu np. z Accenture to bardzo niewiele. Ale to prawda, że firmy indyjskie szukają firm, które mogłyby przejąć, aby poszerzyć portfolio usług. Przykładowo, Indyjska Tata Consulting Services była w 2004 r. jednym z trzech oferentów, którzy chcieli kupić niemiecką firmę Triaton, ostatecznie przejętą przez HP. Przewiduję, że w ciągu pięciu lat wśród dziesięciu największych światowych dostawców usług będzie przynajmniej jedna firma indyjska.

Amerykanie otwierają ośrodki w Indiach, indyjskie firmy inwestują w spółki europejskie. Czy offshoring się kiedyś skończy?

Na pewno skończy się popularność Indii. Już teraz koszty pracy w dużych tamtejszych ośrodkach przestają być konkurencyjne w stosunku do płac w innych państwach. Dlatego też wiele firm przenosi centra w głąb subkontynentu indyjskiego. Robią to zarówno firmy indyjskie, jak i koncerny zachodnie. Na razie jednak Hindusi wygrywają, znając dokładnie swój kraj i niuanse związane z działalnością w różnych jego częściach.

Mija czas Indii, jaki zatem będzie następny kierunek? Chiny?

Oceniając po potencjale i racjonalnej polityce chińskiego rządu sądzę, że tak. Jednak przewiduję tu wiele problemów. Mentalność Chińczyków jest jeszcze bardziej odległa od zachodniej mentalności niż w przypadku mieszkańców Indii. To może być poważna przeszkoda.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200