Problem zmiany władzy

Kiedy informatyk, który do tej pory pracował w usługowych firmach informatycznych, zmienia miejsce zatrudnienia, przenosząc się w dziedzinę zastosowań, ma niejeden problem adaptacyjny, gdyż trafia do zupełnie innej rzeczywistości. Chociaż komputery takie same, to ludzie jakby inni. Zrozumienie problemów informatyki, będące nieodłącznym atutem dotychczasowego środowiska pracy, tutaj przeradza się najczęściej w jeden wielki zgrzyt.

Kiedy informatyk, który do tej pory pracował w usługowych firmach informatycznych, zmienia miejsce zatrudnienia, przenosząc się w dziedzinę zastosowań, ma niejeden problem adaptacyjny, gdyż trafia do zupełnie innej rzeczywistości. Chociaż komputery takie same, to ludzie jakby inni. Zrozumienie problemów informatyki, będące nieodłącznym atutem dotychczasowego środowiska pracy, tutaj przeradza się najczęściej w jeden wielki zgrzyt.

Oczywiście nie jest to jakąś ogólną zasadą, ale w wielu przypadkach się sprawdza, a już w stu procentach, jeśli jest się tym pierwszym etatowym pracownikiem informatyki. Pracownik taki z początku zastanawia się nieraz, czy aby nie zaprzedał swej duszy diabłu. A jeśli nawet jego myśli nie są tak skrajnie pesymistyczne, to często zdaje sobie poniewczasie sprawę, że wpadł z deszczu pod rynnę. Zostaje podwieszony w strukturze organizacyjnej gdzieś między młot a kowadło, a przełożonym jego zostaje kierownik jakiegoś działu administracyjnego lub w najlepszym przypadku dyrektor. Zresztą mała to różnica, bo najczęściej ani jeden, ani drugi nie ma zielonego pojęcia o informatyce.

Od tego też momentu zaczyna się wypracowywanie własnej pozycji w firmie i nauczanie użytkowników, na co mogą sobie pozwolić względem informatyka. Po kilku miesiącach wiedzą oni, że informatyk nie zajmuje się czyszczeniem komputerów z kurzu, naprawianiem uszkodzonych układów wysokiego napięcia w monitorach, przepisywaniem odręcznego tekstu, jak też odrabianiem zadań z informatyki dla ich pociech w wieku szkolnym. Jest to jednak dopiero pierwszy szczebel tej drabiny krzewienia świadomości wśród użytkowników.

Znacznie gorzej mają się relacje z przełożonymi. Ci z racji ogólnie znanego problemu braku czasu nie uczestniczą w codziennych zmaganiach informatyka zakładowego, więc nie bardzo orientują się, jakie też zadania przysługują mu w ramach obowiązków, a jakie nie. Co więcej, od czasu do czasu mocno ingerują w jego bardziej strategiczne poczynania. Problemem staje się zakup każdego detalu - czy to nowego monitora, czy urządzenia sieciowego - bo zazwyczaj towarzyszą temu podejrzenia i wątpliwości, czy rzeczywiście trzeba kupować, a czy nie da się naprawić (najlepiej na miejscu) i czemu tak drogo to wszystko kosztuje. Nic to jednak w porównaniu z problemami w sferze oprogramowania. Kto dostosuje program księgujący do wymagań nowych przepisów? Oczywiście informatyk, przecież jest od tego. Zrobi to między dniem a snem. Nie szkodzi, że źródła nie istnieją, a sam informatyk nie zna się na księgowości, ani też na technologii stosowanej w tym systemie.

I tak wiedzie droga informatyka, poprzez nauczanie, uświadamianie i odpieranie zarzutów o niekompetencję, złą wolę, nadużywanie zaufania, próby wyłudzania pieniędzy. Po licznych i najczęściej przykrych doświadczeniach, zasilani niezależnymi opiniami, że informatyka to jednak trudna i czasochłonna dziedzina, wymagająca dosyć dużej specjalizacji, przełożeni wydają się w końcu dostrzegać w czym rzecz. Informatyk zaczyna być traktowany nie jak oponent, ale swój człowiek, z którego zdaniem trzeba się jednak liczyć, nawet jeśli nie jest to w guście dyrekcji.

Takie wypracowywanie pozycji ciągnie się zazwyczaj latami. Ponieważ dyrekcja nie trwa wiecznie na stanowisku, więc przychodzi kiedyś czas rozstania. Pojawia się zatem jakiś nowy przełożony, a informatyk już wie, co czeka go w najbliższych latach. Dobrze, że chociaż ma przećwiczoną metodykę postępowania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200