Wsiowi

Lubię pisać w pociągach. Rzekłbym też, że jeżeli w ogóle podoba mi się w czytaniu coś, co sam wcześniej napisałem, to z pewnością powstało to w pociągu. Nawet jeżeli jest tłok, ścisk i zgiełk, nawet gdy sąsiad zagląda przez ramię, w pociągu pisze się inaczej, lepiej, w pociągu to jest to.

Lubię pisać w pociągach. Rzekłbym też, że jeżeli w ogóle podoba mi się w czytaniu coś, co sam wcześniej napisałem, to z pewnością powstało to w pociągu. Nawet jeżeli jest tłok, ścisk i zgiełk, nawet gdy sąsiad zagląda przez ramię, w pociągu pisze się inaczej, lepiej, w pociągu to jest to.

Poza tym - co chyba najważniejsze - podróżowanie pociągami daje komfort kontaktu z różnymi ludźmi, czego nigdy nie zapewni najlepszy nawet samochód. I wcale nie trzeba rozmawiać. Wystarczy słuchać.

Wystarczy też kilka godzin wspólnie spędzonych w przedziale, aby się wiele dowiedzieć, a czasem i wyzwolić z kompleksów. Takich chociażby, jak przekonanie o wyjątkowej hermetyczności języka, jakim my, ludzie związani z informatyką, między sobą rozmawiamy. Teraz, po jednej z podróży, wiem, że z naszym żargonem możemy pretendować najwyżej do drugiego miejsca. Bo na głowę biją nas ludzie marketingu i reklamy. Człowiek spoza ich branży nie zrozumienie z ich rozmowy dosłownie nic, mimo że większość terminów wydaje się mieć pochodzenie angielskie.

Wiele z używanych przez tę branżę terminów obraca się wokół słowa target: mamy więc targetowanie precyzyjne, kontekstowe i behawioralne, ale jest także geotargetowanie. Jest też kreacja, ale niemająca nic wspólnego z ubiorem, są jakieś ATL i BTL. Zamiast marek są brandy, które można umieszczać na nośnikach indorowych albo ambientowych. Plejsment treści reklamowych może mieć miejsce na reklamach lejautowych, ale można użyć także florstikerów, hederów i toperów. Można pracować w grupie komunikacyjnej na stanowisku, które nazywa się ekaunt i stosując socjologię wizualną i krospromocję próbować docierać do klienta ostatecznego.

Tyle z moich kolejowych notatek. Gdy jednak, próbując coś z tego zrozumieć, sięgnąłem do Internetu, niemal od razu trafiłem na stronę firmy 4media, gdzie jest bardzo porządny słownik tej terminologii, i - o dziwo - większość jednak ma tam niezłe polskie odpowiedniki.

Ale mamy już inny dzień, inną trasę, inny pociąg. Wsiada grupa młodych ludzi. Z ich rozmowy wynika, że są studentami, wszyscy z tej samej uczelni i chyba mają coś do czynienia z informatyką, ale z pewnością nie jest ona kierunkiem ich studiów, którego zresztą nie udało mi się rozszyfrować. Pewne jest jedno: ich dialogi są gęsto okraszane słowami z kategorii powszechnie uznawanych za... Nieważne, o czym mówią, czy o sprawach uczelni, czy o tym, co akurat za oknem, słowa te, jakby specjalnym staraniem, rozmieszczane w równych odstępach, nadają ich wypowiedziom swoisty rytm.

Kolejna podróż. Do przedziału wchodzi chłopak, niewysoki, rzec by można nawet - mały i w ogóle mizernej postury, za to w spodniach w paski po bokach. Grzecznie pyta o miejsce, dziękuje za wskazanie. Po chwili dobywa telefon i do kogoś dzwoni: - Cześć. Powiedz ***** tym *****, że ja do nich przyjdę i ich ***** wszystkich za*****!!!

No i ostatnie w tej kolekcji towarzystwo. Czterech młodych ludzi, tak nieco ponad 20 lat. Jadą na drugi koniec Polski, skądś wracają. Wszyscy są ze wsi, ale nie da się tego, jak kiedyś, poznać po wymowie. Nieźle są biegli w unijnych przepisach z zakresu rolnictwa, wiedzą jak uzyskać dofinansowanie na traktor i znają kruczki, jak przemycić oborę czy chlewnię, która nie ma wymaganej unijnymi przepisami wysokości.

Jedziemy razem ponad dwie godziny. Rozmawiają ze sobą w przedziale i na korytarzu, żartują, odbierają telefony od kolegów i sami dzwonią. Są naturalni i czują się całkiem swobodnie. Coś jest jednak nie tak, co wyłapuję dopiero po dłuższej chwili: przez cały czas z ust żadnego z nich nie pada słowo z gatunku powszechnie uznawanych za... Wiadomo - wsiowi!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200