Nasze lęki i nadzieje

Z profesorem Janem Jerschiną, kierownikiem Zakładu Stosowanych Badań Społecznych w Instytucie Spraw Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dyrektorem firmy CEM Instytut Badań Rynku i Opinii Publicznej, rozmawia Andrzej Gontarz.

Z profesorem Janem Jerschiną, kierownikiem Zakładu Stosowanych Badań Społecznych w Instytucie Spraw Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dyrektorem firmy CEM Instytut Badań Rynku i Opinii Publicznej, rozmawia Andrzej Gontarz.

Książkę "PL +50. Historie przyszłości" zdominowały bardzo pesymistyczne wizje rozwoju. Nie są to wcale scenariusze na użytek programów wyborczych partii politycznych, lecz przemyślenia polskich pisarzy, dziennikarzy czy naukowców. Ich zdaniem będziemy co prawda żyli w otoczeniu najnowszych zdobyczy techniki, ale będą one służyły przede wszystkim do kontrolowania nas, a nasze losy będą zależały w dużym stopniu od innych, mocniejszych od nas. Wciąż będziemy pariasami Europy, zdani na łaskę i niełaskę bogatszych, przebieglejszych i mądrzejszych od nas. Dlaczego tak nisko oceniamy swój potencjał rozwojowy, dlaczego tak źle myślimy o własnej przyszłości?

Nie wiem, dlaczego tak jest. To jest pytanie o polskie lęki i ich źródła. Niektórzy chyba zbyt łatwo udzielają na nie odpowiedzi. Na Uniwersytecie Jagiellońskim były niedawno robione badania na temat poczucia zagrożenia wśród różnych europejskich nacji. Badania były prowadzone przez prof. Krajewskiego i dr Czapską. Polskie społeczeństwo ukazało się w świetle otrzymanych wyników jako najbardziej lękowe. Badania te nie odpowiedziały ostatecznie na pytanie o czynniki decydujące o poczuciu zagrożenia. Jedno jednak dało się wyraźnie zauważyć: ludzie słabiej wykształceni oraz bezrobotni mają znacznie gorsze samopoczucie i częściej lękają się jutra.

Jesteśmy sporym narodem i oczekujemy, by nas traktowano w Europie z właściwym szacunkiem. Niestety, nie zawsze inni nam go okazują. Na pomniku przygotowywanym przez Rosjan na obchody rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem wśród przedstawicieli zwycięskich wojsk zabrakło Polaków. To przykład, który bardzo dobrze uzmysławia, jak jesteśmy traktowani przez innych. Jednocześnie bardzo wyraźnie pokazuje nasze poczucie bezsilności. To poczucie jest źródłem obaw o to, co nas może spotkać w przyszłości - nie tylko w sferze politycznej czy gospodarczej, ale również w kwestii wykorzystania nowych technologii.

Dlaczego inni nas nie szanują? Czy to tylko skutek tzw. cech narodowych?

Nasze lęki i nadzieje

prof. Jan Jerschin

Duży wpływ na to ma nasza przeszłość historyczna. Przez co najmniej 150 lat byliśmy krajem podbitym, pozbawionym własnej państwowości. To bardzo ważne, bo rzutowało w dużej mierze na postrzeganie nas przez innych. Dla wielu osób z Europy Zachodniej byliśmy nierozpoznawalni wśród całej grupy narodów słowiańskich. "Ja bardzo lubię Polaków, miałam przed wojną bardzo dobrą służącą ze Słowacji" - powiedziała mi kiedyś w Wiedniu wdowa po pułkowniku wojsk austro-węgierskich. Nasza przeszłość była męczeńska, bolesna, heroiczna, ale dla innych społeczności europejskich - nawet tych, które nam współczują - nie ma to tak wielkiego znaczenia, jak dla nas samych.

Jesteśmy dumni, że dzięki naszej kulturze udało nam się stworzyć i zachować własną, narodową tożsamość. Nie jesteśmy jednak istotnie obecni w dorobku współczesnej światowej cywilizacji. Powołujemy się na Mikołaja Kopernika i Marię Skłodowską-Curie, ale to za mało, by można było mówić o naszym wielce znaczącym wkładzie w dorobek cywilizacyjny świata czy kręgu euroamerykańskiego.

Państwo polskie nie dbało i nie dba o rozwój nauki i techniki. Zawsze było dużo górnolotnych słów, frazesów i peanów na cześć nauki, ale nigdy nie było odpowiednich inwestycji i skutecznych działań. Do tego, nasza aktywność naukowa jest mało efektywna. Jeden miliard dolarów nakładów na badania przynosi u nas dwa patenty, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych daje bodaj 15 patentów. Co gorsza, przyczyn tego stanu rzeczy wcale nie próbuje się usuwać. Mamy bardzo złą strukturę organizacyjną nauki, która nie nagradza rzeczywistych innowatorów. Ludzie, którzy chcą zrobić rzeczywiście karierę naukową, wyjeżdżają. Za to wszystko teraz m.in. płacimy brakiem szacunku u innych. Dzisiaj świat promuje tych, którzy są zdolni do pomnażania dorobku nauki i techniki. U nas się tego nie robi.

Jakie mamy szanse, żeby te nieprzychylne nam trendy odwrócić? Co, Pana zdaniem, należałoby zrobić dla poprawy sytuacji w sferze nauki polskiej?

Niezbędna jest głęboka reforma naszego świata naukowego, reforma instytucji i organizacji akademickich. Trzeba poważnie zadać sobie pytanie: dlaczego najbardziej efektywny jest amerykański system badań? I wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. Nie mówmy, że o wszystkim przesądzają pieniądze lub ich brak. Poszukajmy innych, równie ważnych, a może i ważniejszych przyczyn.

W Stanach Zjednoczonych młody, utalentowany naukowiec nie marnuje połowy życia na zdobywanie tytułów. Po uzyskaniu doktoratu liczą się tylko jego rzeczywiste osiągnięcia. Doktor, to najwyższy tytuł naukowy, potem trzeba się wykazać prawdziwymi odkryciami. U nas się udaje, że się robi odkrycia, zbierając w gruncie rzeczy kolejne punkty do kolejnych tytułów, pisząc jedną po drugiej kompilacje, do tego koniecznie książkowe. Einstein miałby kłopoty z uzyskaniem habilitacji i profesury, bo odkrywał sprawy nowe, a swoje odkrycia publikował w "małych formach", chociażby artykułach.

Ministerstwo Nauki i Informatyzacji zapowiada, że sytuację w środowisku naukowym ma zmienić nowa ustawa o finansowaniu nauki.

Nowa ustawa została w głównej mierze stworzona pod dyktando profesorów, z ich udziałem, w porozumieniu z nimi. Nie ma w niej żadnego przymusu, który by skłaniał do diametralnej zmiany systemu. Nie ma regulacji na wzór takich, które zostały wprowadzone na przykład w konserwatywnych przecież systemach w Anglii czy Włoszech. Tam na przykład, zanim naukowiec osiądzie na stałe w jednym miejscu, musi wędrować od uczelni do uczelni. U nas nie ma żadnej mobilności kadr. Sam jestem także tego najlepszym przykładem - jak zacząłem studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, tak zostałem tutaj do dzisiaj, teraz już na profesurze. Już znakomity socjolog wyższych uczelni, Peter Blau, dowiódł, że mobilność kadr jest jednym z najważniejszych czynników gwarantujących wysoką jakość uczelni wyższych. Nasze uczelnie natomiast chorują na jej brak.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200