Przepis na państwo

U progu kampanii wyborczej wydawałoby się, że powinniśmy nawoływać polityków do zwiększania zainteresowania rozwojem społeczeństwa informacyjnego. Tymczasem politycy muszą sami się przekonać, że modernizacja państwa wymusza twórcze wykorzystanie narzędzi IT i że mają one istotny wpływ na działanie administracji.

U progu kampanii wyborczej wydawałoby się, że powinniśmy nawoływać polityków do zwiększania zainteresowania rozwojem społeczeństwa informacyjnego. Tymczasem politycy muszą sami się przekonać, że modernizacja państwa wymusza twórcze wykorzystanie narzędzi IT i że mają one istotny wpływ na działanie administracji.

Projekt "Calvados" został przygotowany na rzecz kampanii prezydenckiej w 2000 r. przez Wojciecha Szewkę, wtedy doradcę Marka Borowskiego, ówczesnego wicemarszałka Sejmu oraz Michała Jaworskiego z Microsoft Polska. Następnie zaadaptowano go na potrzeby wyborów parlamentarnych w 2001 r. Miał on wówczas za cel pozyskanie dla kandydata/ugrupowania politycznego wpływowej i zamożnej grupy społecznej za jaką uznano decydentów i pracowników firm teleinformatycznych, profesjonalistów z tej dziedziny pracujących w różnych sektorach gospodarki, pośrednio też - aktywnych i potencjalnych użytkowników teleinformatyki, w tym młodzieży. Łącznie w grę wchodziło ok. 120 tys. profesjonalistów i ponad 3 mln użytkowników.

W tym ciekawym projekcie postawiono nacisk na propagowanie przez kandydata/ugrupowanie dwóch działań: zwiększania liczby miejsc pracy związanych z sektorem teleinformatycznym oraz programu edukacji teleinformatycznej dla osób w wieku średnim. Mimo to projekt "Calvados" został zarzucony. Jego elementy odnajdziemy jednak w Programie Nowoczesnej Polski, z którym SLD przystąpiło ostatecznie do wyborów. Losy obu projektów nasuwają pytania, czy teleinformatyka jest rzeczywiście chwytliwym hasłem wyborczym i czy politycy widzą związek między modernizacją państwa, o której tak lubią głośno mówić, a usługami e-administracji.

Komputery są dla dzieci

Pod hasłem wyborczym "informatyka" podpisują się właściwie wszyscy politycy, bagatelizujący z drugiej strony znaczenie teleinformatyki w Polsce. Dziwią się potem, że nie działa sprawnie system wydawania dokumentów osobistych, że wciąż nie stworzono Rejestru Usług Medycznych, że zeznanie podatkowe trzeba kompletować ręcznie, jakby urząd skarbowy nie mógł wysłać nam do podpisu wypełnionego już formularza - w końcu ma wszystkie dane!

Gdy Waldemar Pawlak, były premier, a obecnie prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, podczas coniedzielnego "Śniadania w Radio Zet", mówi o dyrektywie patentowej lub ustawie o informatyzacji, łatwo wyobrazić sobie, jak znacząco patrzą na niego pozostali politycy. Toteż jedyną partią, która próbuje uczynić z nowoczesnych technologii oręż w procesie modernizacji państwa, staje się Prawo i Sprawiedliwość. Właściwie to zasługa garstki zapaleńców z Grupy Roboczej PiS ds. Społeczeństwa Informacyjnego i Administracji Publicznej, którą wziął pod swoje skrzydła Ludwik Dorn, przewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS. Dzięki temu ma kogo spytać o radę, gdy trzeba zająć stanowisko w sprawie jednego z rozlicznych aktów prawnych, które odwołują się do pojęć z dziedziny technik informacyjnych.

"Na przykładzie procesu stanowienia prawa najlepiej widać rozdźwięk między postrzeganiem państwa wyłącznie w kategoriach prawnych a coraz większą zależnością struktur państwowych od teleinformatyki. Politycy nie widzą tej zależności. Wydaje im się, że podział lub scalenie jakiegoś ministerstwa - zgodnie z duchem ustawy o działach administracji rządowej - nie niesie żadnych skutków ubocznych" - uważa Krzysztof Szwedowski, wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli, nadzorujący kontrole systemów informatycznych w administracji publicznej. Tymczasem - jak NIK udowodnił na przykładzie losów działów Gospodarka, Praca i Polityka Społeczna łączonych w jedno ministerstwo, następnie zaś dzielonych na kilka innych - każda taka operacja powoduje kłopoty po stronie działania wewnętrznych systemów informatycznych, nie mówiąc już o stronach internetowych resortów.

Być może politycy nie muszą przywiązywać do tego wagi. Być może nikt im o tym nie mówi w trosce o swoje stanowisko. Gdy jednak ok. 12 ustaw bezpośrednio dotyka sfery technik informacyjnych, zaś w kilkuset (być może nawet w prawie 1000) aktach prawnych niższego rzędu znajdują się - wprost lub pośrednio - odwołania do IT, to ktoś wreszcie powinien się zreflektować i zacząć traktować informatykę jako instrument realizacji zadań publicznych. Pytanie tylko kto? Krzysztof Szwedowski wskazuje na urzędników Służby Cywilnej. To oni powinni przestrzegać polityków przed reperkusjami proponowanych przez nich zmian, dostarczać informacji i kierować procesem informatyzacji. Dopóki nie wzmocni się Służby Cywilnej, dopóty będzie się panoszyć resortowe myślenie o sprawach publicznych, objawiające się także tworzeniem niezależnych systemów informatycznych.

PUAP możliwości

Przepis na państwo

Największe planowane projekty IT w administracji w Polsce

Tymczasem wciąż kręcimy się w kręgu niemożliwości i zaklinania rzeczywistości. Wciąż dominuje myślenie resortowe, które szkodzi wszelkim strategiom tzw. informatyzacji kraju. Tę tezę przekonywująco udowodnił na naszej konferencji Państwo w mikro- i makroskali Krzysztof Głomb, prezes Stowarzyszenia "Miasta w Internecie". Ocenił on, że "Plan działań na rzecz rozwoju elektronicznej administracji na lata 2005-2006" obejmuje przedsięwzięcia o charakterze projektów, które sąsiadują z programami o charakterze ramowym (np. budowa systemu SYRIUSZ). Nie zdefiniowano także mechanizmu koordynacji podobnych lub tożsamych działań pomiędzy resortami. Przykładowo, aż cztery różne resorty tworzą własne telecentra. Dodatkowo programy, takie jak SYRIUSZ czy Wrota Polski, sąsiadują z mikrozadaniami (np. autobus internetowy). W konkluzji Krzysztof Głomb uważa, że Polsce nie potrzeba planu rozwoju informatyzacji czy programu tworzenia elektronicznej administracji, potrzebny jest za to plan modernizacji państwa do pobudzania jego rozwoju!

Podpisujemy się pod tą opinią obiema rękami, tyle że na horyzoncie pojawia się e-PUAP. Elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej ma służyć przenoszeniu na drogę elektroniczną usług świadczonych przez administrację publiczną wszystkich szczebli - zarówno rządowego, jak i samorządowego. Jej powstanie traktowane jest jako praktyczna realizacja założeń projektu Wrota Polski. e-PUAP nie będzie zastępował dziedzinowych czy lokalnych systemów prowadzonych przez poszczególne instytucje i urzędy. Ma raczej służyć integracji dostępu do usług świadczonych przez administrację. Podstawowym składnikiem projektowanej Platformy ma być katalog usług elektronicznych kierowanych do obywateli, firm, a także udostępnianych w relacjach między jednostkami administracji publicznej. Ostateczny kształt tak pomyślanych Wrót Polski ma zależeć od potrzeb i możliwości współpracy między potencjalnymi użytkownikami systemu. Ma on bazować na otwartych standardach technologicznych oraz dawać możliwości rozwoju i modyfikacji w miarę przyłączania się nowych jednostek i udostępniania nowych usług.

Czy jednak integracja dostępu do usług w formie jednego, elektronicznego kanału jest dzisiaj rzeczywiście zadaniem najważniejszym? Czy obywatele rzeczywiście oczekują od administracji w pierwszym rzędzie mechanizmów samoobsługowych w sieci? Czy myśląc o modelu nowoczesnego państwa rzeczywiście z utęsknieniem oczekujemy pojawienia się administracyjnego supermarketu? Czymże innym jest bowiem w gruncie rzeczy możliwość zdalnego załatwienia każdej sprawy w urzędzie o każdej porze dnia i nocy?

Sukces nowojorskiego telefonu 311 każe myśleć raczej o dywersyfikacji, różnicowaniu sposobów komunikacji z urzędem, a nie ich scalaniu na płaszczyźnie internetowej. Pod ten numer można zgłaszać wszelkie sprawy związane z niedogodnościami życia w mieście. Widzisz korek na ulicy - dzwonisz pod 311, pod twoim domem leżą niezabrane śmieci - dzwonisz pod 311, chcesz się podzielić uwagami z władzami miasta - dzwonisz pod 311. Prosto i wygodnie. Operatorzy miejskiego call center odpowiadają również na pytania dotyczące życia w mieście.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200