Po sąsiedzku

Każdy zapewne wie, czym może być wścibski sąsiad: jak uważnie potrafi obserwować i jak daleko może sięgnąć jego fantazja w dopowiadaniu sobie tego, czego baczne oko nie wypatrzyło. W bloku, w którym mieszkaliśmy jak byłam dzieckiem, jeden wścibski sąsiad przypadał na pięciu mieszkańców. Trudno było zatem przynajmniej raz w tygodniu nie być inwigilowanym. Tak sobie myślę, że o wiele łatwiej musi się dziś żyć wścibskiemu sąsiadowi. Zaopatrzony w wyszukiwarkę, komunikator internetowy i pocztę elektroniczną może być bezwzględnym królem informacji na całym osiedlu. Jak on to robi?

Każdy zapewne wie, czym może być wścibski sąsiad: jak uważnie potrafi obserwować i jak daleko może sięgnąć jego fantazja w dopowiadaniu sobie tego, czego baczne oko nie wypatrzyło. W bloku, w którym mieszkaliśmy jak byłam dzieckiem, jeden wścibski sąsiad przypadał na pięciu mieszkańców. Trudno było zatem przynajmniej raz w tygodniu nie być inwigilowanym. Tak sobie myślę, że o wiele łatwiej musi się dziś żyć wścibskiemu sąsiadowi. Zaopatrzony w wyszukiwarkę, komunikator internetowy i pocztę elektroniczną może być bezwzględnym królem informacji na całym osiedlu. Jak on to robi?

Taktyk jest z pewnością kilka, wyobraźmy sobie jednak jedną z podstawowych. Bez wątpienia pierwszy krok to zgooglowanie. Znając już imię i nazwisko sąsiada, a do tego jego profesję, wścibski X może rozpocząć tropienie. A może zakład pracy gdzieś wzmiankuje ofiarę? Może nawet w związku z jakąś kompromitującą sytuacją, którą z wypiekami na twarzy można opowiedzieć potem zaufanym mieszkańcom bloku? A może widnieje gdzieś na grupie dyskusyjnej, co da możliwość poznania jego osobistych opinii? Albo jeszcze inaczej - odnajduje jego nazwisko na "liście Wildsteina", która bije rekordy popularności w sieci i potrafi w przeciągu kilku minut wygenerować ruch na 3 mln osób. Opcji jest wiele. Można sobie nawet wyobrazić taką sytuację, że wścibski z upodobaniem tropi sąsiadów, którzy mają takie same nazwiska jak te widniejące na poszukiwanej liście i tworzy własną historię III RP! Google to jednak nie wszystko w jego pogoni. Równie ważna jak uzyskiwanie informacji jest przecież jej wymiana oraz obserwacja otoczenia. I tutaj mamy wiele możliwości.

Na przykład komunikator internetowy. Wścibski sąsiad stawia komputer koło okna, instaluje program, do listy kontaktów wpisuje przede wszystkim tych, z którymi będzie dzielił się swoimi spostrzeżeniami: pani Z. z klatki A, pani B. z drugiego piętra... I rozpoczyna się dzień: okno z widokiem na podwórko umożliwia doskonałą obserwację ruchu w bloku, a bliskość klawiatury daje szansę błyskawicznego przesłania wiadomości do sąsiada, który obserwuje drugą stronę osiedla. Pełna wymiana informacji. W przypadku gotowania obiadu informacje od współpracujących punktów obserwacyjnych sąsiad otrzymuje na telefon komórkowy w postaci SMS. A wieczorem uruchamia program pocztowy i z satysfakcją pisze o wynikach codziennych obserwacji do zaufanej osoby z drugiego osiedla. Cierpnie skóra, prawda?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200