Trudne początki

Były czasy, gdy nie tylko nie posiadaliśmy w Polsce komputerów, ale nawet nie istniało to słowo. 40 lat temu, w 1958 roku, zbudowanie maszyny cyfrowej wydawało się zupełnie nierealnym marzeniem. Niewielu ludzi wiedziało wówczas, co to jest elektroniczna maszyna cyfrowa i na czym polega jej programowanie. Nieliczne publikacje zagraniczne, zapał i olbrzymia wiara w powodzenie przedsięwzięcia były jedynymi atutami, którymi dysponowali pierwsi zapaleńcy.

Były czasy, gdy nie tylko nie posiadaliśmy w Polsce komputerów, ale nawet nie istniało to słowo. 40 lat temu, w 1958 roku, zbudowanie maszyny cyfrowej wydawało się zupełnie nierealnym marzeniem. Niewielu ludzi wiedziało wówczas, co to jest elektroniczna maszyna cyfrowa i na czym polega jej programowanie. Nieliczne publikacje zagraniczne, zapał i olbrzymia wiara w powodzenie przedsięwzięcia były jedynymi atutami, którymi dysponowali pierwsi zapaleńcy.

A jednak w ciągu niespełna dwu tygodni intensywnej pracy kilkuosobowego zespołu pod kierownictwem Leona Łukaszewicza naszkicowano pełna strukturę logiczną XYZ. Następnie przeprowadzono prace projektowe i wykonano model maszyny. W efekcie od momentu podjęcia decyzji o przyszłym kształcie maszyny XYZ do momentu, kiedy nabrała realnych kształtów, upłynęło niewiele ponad rok.

Gdy ustalono repertuar rozkazów i stały się znane jej podstawowe cechy, przystąpiono do tworzenia oprogramowania. Konstrukcja prostych algorytmów i doprowadzenie ich do postaci programów była wówczas czynnością nieszablonową, ale dostarczała niemało satysfakcji twórczej. Oprogramowanie rosło, lecz nikt nie wiedział, jak będzie działało w praktyce, jak szybkie będzie liczenie, jakie będą wyniki. Maszyna, chociaż teoretycznie znana, była jeszcze tworem abstrakcyjnym.

I wreszcie pewnego dnia XYZ ruszył. Trzy stojaki z panelami wypełnionymi lampami, pulpit operatora i reproducer kart dziurkowanych zajmowały dość spore, specjalnie zaadaptowane pomieszczenie. Na pulpicie widać było kilka rzędów kluczy i dwa oscyloskopy. W tym czasie charakterystyczny był w Zakładzie Aparatów Matematycznych widok programisty zapatrzonego w oscyloskopy i przyciskającego klucz powodujący wykonanie pojedynczego rozkazu.

Tak właśnie uruchamiało się programy: należało wykonywać instrukcję po instrukcji obserwując na oscyloskopie efekt ich działania. Najwięcej kłopotów sprawiało wyprowadzenia wyników. Urządzenie wyjściowe dziurkujące karty było niezmiernie masywne i hałaśliwe. Dopiero zastosowanie wejścia i wyjścia na taśmie papierowej i wykorzystanie dalekopisów uczyniło sytację znacznie wygodniejszą. Skromne zasoby pamięci (ok.2 KB) i niewielka szybkość liczenia (1000 operacji na sekundę) zmuszała programistów do maksymalnego skracania programów. Złoty okres przeżywało programowanie trikowe. Istniało nawet w folklorze programowym pojęcie katalogu chwytów na każdą okazję. Wszystkie programy były swego rodzaju dziełami sztuki. Nie ważny był stopień komplikacji, nieczytelność, trudności w dokonywaniu zmian. Istotne, czy program był objętościowo niewielki, a w miarę możliwości szybki. Oczywiście opiekę nad tak napisanym programem mógł sprawować wyłącznie jego autor.

W czasach XYZ trudno było mówić o jakiejkolwiek metodologii programowania, czy programowaniu systematycznym. Jednak programiści, chcąc ułatwić sobie pracę, przyjmowali pewne założenia, które w istocie stanowiły początek programowania modularnego i strukturalnego. Po okresie programowania zagadnień głównie numerycznych pojawiły się różnorodne zastosowania praktyczne. Od opracowania cyfrowego elektronicznego przelicznika dla kierowania ogniem artylerii przeciwlotniczej poprzez rozwiązywanie zagadnień z dziedziny statystyki i geodezji, aż do zaprogramowanego dla żartu uproszczonego obrazka pieska, który podnosił nogę i polewał symboliczne drzewko. Do szybkiego rozszerzania się kręgu użytkowników maszyny przyczyniło się wprowadzenie systemu automatycznego kodowania, który umożliwił programowanie samemu, bez specjalistycznego przygotowania'.

Budowa i eksploatacja XYZ miały dla początków naszej informatyki przełomowe znaczenie. Wykazały, że wykonanie sprawnie działającej maszyny cyfrowej jest w Polsce możliwe. W tamtych latach dystans, jaki dzielił nas od największych osiągnięć światowych, był praktycznie marginalny.

Dziś, kiedy siedzimy przy klawiaturze komputera osobistego, owe przeszkody, kłopoty, a czasem zabawne sytuacje mogą wydawać się wręcz nieprawdopodobne. W tych „heroicznych" czasach gra z maszyną cyfrową, pewna forma pojedynku z automatem wciągała jak hazard. Uprzemysłowienie procesu programowania osłabiło nieco tę atrakcyjność, ale informatyka była i pozostanie wielką przygodą intelektualną. Niezależnie od tego, czy narzędziem jest Cray, AT, czy stary XYZ.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200