Prosto w oczy

Prawdziwe przełomy cywilizacyjne dokonują się na styku różnych technologii. Wiele wskazuje na to, że będziemy w najbliższych latach świadkami takiego zjawiska, będącego wynikiem łączenia się biometrii z zaletami radioetykietek RFID.

Prawdziwe przełomy cywilizacyjne dokonują się na styku różnych technologii. Wiele wskazuje na to, że będziemy w najbliższych latach świadkami takiego zjawiska, będącego wynikiem łączenia się biometrii z zaletami radioetykietek RFID.

Przed kilkoma miesiącami 190 państw zgodnie postanowiło, że za dwa lata dokumenty tożsamości nowego rodzaju będą zawierały informacje biometryczne. Te dane będzie można maszynowo i bezkontaktowo odczytywać, by porównać je z bazami danych w celu jednoznacznej identyfikacji posiadacza dokumentu. Jak widać, przynajmniej w przypadku bezpieczeństwa, na świecie panuje wyjątkowa zgodność. Znikają animozje i różnice interesów między poszczególnymi państwami - każde z nich chce mieć gwarancję, że człowiek jest zawsze tym za kogo się podaje: w banku, na lotnisku czy podczas przekraczania granic. Zresztą takie szczytne cele leżą także w interesie każdego obywatela.

Tyle pięknie brzmiących ogólników - praktyka jak zwykle bywa bardziej złożona. Przede wszystkim można by z pewną dozą złośliwości zauważyć, że powyższe deklaracje właściwie do niczego nie zobowiązują. W końcu biometria to nie tylko "laserowanie" oczu, znane milionom mieszkańców naszej planety z filmu "Raport mniejszości". Zwykłe zdjęcie, w które standardowo wyposaża się każdy dowód osobisty czy paszport, jest też informacją biometryczną, gdyż do takiej zalicza się wizerunek ludzkiej twarzy. To, czy ów półprofil (koniecznie z lewym uchem!) da się sensownie zeskanować odpowiednim czytnikiem, a później efektywnie porównać z jakimś bankiem danych, to już zupełnie inna historia.

Tak się przy tym składa, że nowe polskie paszporty mogą budzić zainteresowanie na świecie w całkowicie pozytywnym kontekście - zostały bowiem przygotowywane z użyciem bardzo nowoczesnych technologii, jakich mogą pozazdrościć nam nasi zachodni partnerzy z Unii Europejskiej. Abyśmy nie popadli w zbytnie samouwielbienie, wyjaśnijmy, że ów fenomen wynika właśnie z zaleceń samej UE, która wspiera państwa członkowskie, chroniące zewnętrzne granice Unii. Impetu we wprowadzaniu nowoczesnych systemów identyfikacji osób w Polsce dodaje także bliska perspektywa przystąpienia naszego kraju do Układu Szengeńskiego, gdzie granice między państwami wyglądają podobnie, jak między naszymi województwami.

Bezpieczne paszporty

Większość z nas jest zapewne posiadaczami paszportów starszego typu, gdzie kluczową rolę odgrywa zafoliowana strona ze zdjęciem i danymi znakowymi. Wystarczy tutaj tak proste narzędzie jak paznokieć średniej długości, aby dokonać "drobnej" podmianki zdjęcia delikwenta, co jest problemem dobrze znanym naszym (i nie tylko) pogranicznikom. Lepszym wariantem od foliowania jest laminowanie krytycznej strony dokumentu ze zdjęciem, czyli jej zatopienie w przeźroczystym plastiku. Ale i tu, choć z większym trudem, można dobrać się do zdjęcia, bo nadal mamy do czynienia z dwiema warstwami z różnych materiałów.

W paszportach nowego typu wprowadzono całą paletę dodatkowych zabezpieczeń - wśród których najbardziej istotne jest to, że strona ze zdjęciem jest sama w sobie rodzajem tworzywa, w którym wszelkie dane wypalane są laserem. Próba jakichkolwiek zmian równałaby się zniszczeniu dokumentu.

Nowe technologie paszportowe mają także wykluczyć możliwość podrabiania samych książeczek paszportowych (tzw. surowców). W dotychczasowych technologiach taką gwarancję mają dawać owe wszystkie esy-floresy, specyficzne kombinacje kolorów, wzorów czy hologramy. Problem w tym, że odróżnienie surowca prawdziwego od fałszywego wymaga precyzji większej niż oko celnika spoglądającego na paszport w słabym oświetleniu wnętrza wycieczkowego autobusu. Dlatego i dzisiaj kontrole paszportowe oznaczają konieczność użycia specjalnych czytników (stacjonarnych bądź przenośnych), które "widzą" lepiej niż ludzkie oko, reagując np. na właściwości magnetyczne materiału. Taką technologię proponują Brytyjczycy i Izraelczycy - MicroWire to cieniutki drucik ze stopu kilku metali otoczony - dla zabezpieczenia przed wpływami środowiska - warstwą specjalnego szkła i zatopiony w dokumencie. Sercem technologii jest specyficzna kombinacja metali w stopie, którą można uzyskać w niewielu miejscach na świecie, pozostających zresztą pod specjalnym nadzorem.

Radioznaczniki

W tym miejscu ktoś może zapytać: po co tyle zachodu z jakimiś drucikami, skoro mamy elektroniczne znaczniki RFID (Radio Frequency Identification). Przecież taki chip daje o wiele większe możliwości, bo w samym druciku nie da się zapisać żadnej informacji. Nie do końca jest to prawdą. W owym druciku można zmieniać zestawy metali, ich proporcje, grubości warstw, co daje miliony kombinacji, którym można przypisywać różne znaczenia informacyjne, choć faktycznie ich bitowa pojemność jest ograniczona i nie w tym tkwi ich siła. Najciekawsze jest połączenie obu technologii. Przyjmuje się bowiem, że radioetykietkę jest łatwiej podrobić niż rozgryźć pilnie strzeżone właściwości materiałowe specyficznego stopu. Proponuje się zatem, by w ten sposób wykonywać fragmenty samego znacznika RFID.

Oczywiście, wprowadzanie dodatkowych parametrów biometrycznych na dokumentach możliwe jest także bez RFID. Tak wykonywane są nowe dowody osobiste w Bośni-Hercegowinie - każdy z nich zawiera m.in. wzory (template) odcisków palców. Niemniej i w tym przypadku ciekawsze efekty można by uzyskać, gdyby zastosować kombinacje metod zabezpieczania i prezentowania danych z wykorzystaniem radioznaczników (tag). Te bowiem należą do technologii uniwersalnych i dyfuzyjnych, tzn. mających znaczenie w bardzo wielu dziedzinach naszego życia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200