Poszperać bezszelestnie

Archiwa gromadzące dziedzictwo narodowe powinny być otoczone szczególnym pietyzmem, to po pierwsze, a poza tym posiadać właściwe zabezpieczenia nośników informacji przed zniszczeniem. Jakże wiele bezcennych zasobów kultury świata odeszło w niebyt za sprawą kataklizmów, wojen i wandalizmu.

Archiwa gromadzące dziedzictwo narodowe powinny być otoczone szczególnym pietyzmem, to po pierwsze, a poza tym posiadać właściwe zabezpieczenia nośników informacji przed zniszczeniem. Jakże wiele bezcennych zasobów kultury świata odeszło w niebyt za sprawą kataklizmów, wojen i wandalizmu.

Dawniej nie było możliwości technicznych właściwego zabezpieczania zbiorów. Obecnie już są, ale nadal ich wykorzystanie w tym celu jest dosyć znikome.

Archiwa państwowe i kościelne gromadzą między innymi oryginalne księgi metrykalne, które są nie tylko skarbnicą wiedzy dla genealogów, ale stanowią także dokumentację ewolucji społeczeństwa na przestrzeni lat.

Zagubienie bądź zniszczenie takich dokumentów powoduje najczęściej nieodwracalną utratę informacji, której w żaden sposób nie można już odtworzyć. Nieoceniony krok w zabezpieczaniu tego typu źródeł wykonali mormoni, zabezpieczając na mikrofilmach kopie ksiąg z wielu miejsc na świecie, w tym także z Polski. Ich archiwum centralne z siedzibą w Salt Lake City prowadzi szeroką działalność udostępniania tego rodzaju zasobów bez obawy o ich zniszczenie. Wszak mikrofilmy podlegają bardzo łatwemu procesowi powielania. Oczywiście nie jest to działalność darmowa, bo za każde wypożyczenie trzeba uiścić należność, niemniej klienci mogą przeglądać bez obawy i w wygodny sposób wszelkie oferowane zasoby.

Nasze archiwa działają zgoła odmiennie. Nierzadko nie chcą kserować nawet wybranych fragmentów ksiąg, tłumacząc tę odmowę złym ich stanem. Zamiast tego klient może otrzymać uwiarygodniony odpis sporządzony przez pracownika archiwum (czyżby operował on bezdotykowo na księgach?), który mimo że może jest wprawny w tym co robi, także się myli i nie zawsze taki odpis odzwierciedla prawdę lub pomija część istotnych szczegółów. Inne archiwa z kolei kserują tylko te fragmenty, które bezpośrednio dotyczą wskazanych nazwisk, przysłaniając całą resztę strony. Proszę mi wierzyć, że skutecznie ogranicza to możliwości analizy porównawczej pisma, co jest o tyle istotne, że księża gryzmolili nieraz jak kura pazurem i tylko przez porównanie z innymi wyrazami na stronie można dojść, o jaką literę chodzi. Wzmiankowane usługi udostępniania są oczywiście dosyć słono płatne. I chyba tu leży sedno sprawy. Przypuszczam jednak, że oferowanie informacji w formie elektronicznej nie odcięłoby archiwom źródeł przychodów, jeśli tylko byłoby właściwie zorganizowane. Co najwyżej wymusiłoby modyfikację zasad działania i kompetencji. Oczywiste, że są z tego tytułu wysokie koszty początkowe, ale w dobie coraz lepiej postępującej technologii digitalizacji zasobów nie jest to sprawa niemożliwa do przeprowadzenia.

Wobec istniejącego stanu rzeczy, pieniądze na badania genealogiczne wydaję głównie za granicą, zasilając budżet sekty wyznaniowej. Cóż, interes jest interesem bez względu na doktrynę religijną, a prawda zawarta w zapisach archiwalnych na tym nie cierpi. Nie cierpią na tym również oryginalne dokumenty. Za to krajowe archiwa mają ze mnie mniejszy pożytek. Ale to tylko z racji wzajemności.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200