Dzwonek Ravela

Zdjęcia na plakatach przedstawiały kruczowłosą głowę ze śniadą twarzą o nieco egzotycznej urodzie, co, w połączeniu z równie egzotycznym, a mało w Polsce znanym krajem pochodzenia, wystarczało aż nadto, by zmobilizować publiczność, dodatkowo elektryzując przy tym jej damską część. Oryginał, co zdarza się rzadko, przewyższał jeszcze to, co było widać na zdjęciu.

Zdjęcia na plakatach przedstawiały kruczowłosą głowę ze śniadą twarzą o nieco egzotycznej urodzie, co, w połączeniu z równie egzotycznym, a mało w Polsce znanym krajem pochodzenia, wystarczało aż nadto, by zmobilizować publiczność, dodatkowo elektryzując przy tym jej damską część. Oryginał, co zdarza się rzadko, przewyższał jeszcze to, co było widać na zdjęciu.

Na czas wykonania tego jednego utworu przemeblował całkowicie orkiestrę Filharmonii Poznańskiej: tuż przed sobą posadził, zawsze najbardziej oddalonych od widowni, perkusistów, bo w utworze, który miał być wykonany, dominuje przecież rytm. Rytm, zrazu ledwo wyczuwalny, podawany najpierw cicho, jakby nieśmiało, a potem stopniowo narastający aż do kulminacyjnego zdominowania całości. Niczym leniwe z początku flamenco, wznoszące się powoli, ale i równomiernie, aż do zapomnienia w końcowym, ekstatycznym uniesieniu.

Tak więc siedzą sobie nasi perkusiści tuż przed dyrygentem, a ciasnym wiankiem otacza ich reszta orkiestry. Sam dyrygent zaś nie stoi, jak to zwykle bywa, naprzeciw orkiestry, lecz jakby z niej wyrasta, jest jej częścią. I stoi tak przez cały czas trwania utworu, niemal całkowicie nieruchomo, nie wskazując nawet poszczególnym instrumentalistom momentów wejść. Przekazuje orkiestrze tylko to, co w tym utworze najważniejsze - mianowicie rytm, ledwo poruszając prawą dłonią bez batuty. I tak do końca, po którym publika wpada w szał, panie niemal mdleją i trwają oklaski na stojąco.

Nigdy już potem nie słyszałem lepiej zagranego "Bolera", jak właśnie to, które orkiestra Filharmonii Poznańskiej wykonała w roku 1968 (no, może rok wcześniej, nie będę się spierał), pod ormiańskim dyrygentem Oganem Durianem.

Rzeczy naprawdę dobre występują rzadko i przez to zapewne zwracają naszą uwagę, a i bywają - jak wspomniane przed chwilą wykonanie - przedmiotem zachwytu, co na długo i trwale pozostaje w pamięci. Dziś, gdy słyszę "Bolero", zmieniam program, i to wcale nie dlatego, by nie psuć sobie tego starego wrażenia, a przez to, że nadając ten utwór przy byle okazji, najczęściej we fragmencie, spostponowano go doszczętnie.

To zupełnie tak samo, jak z Chopinowskim "Marszem żałobnym" z sonaty b-moll, który słysząc w najbardziej nawet stosownych okolicznościach, trudno pozbyć się skojarzeń z ponuro-prześmiewczą transpozycją Macieja Zembatego.

Potem zaczęła się ucieczka przed eksploatowanymi namiętnie i bez umiaru, ale za to we fragmentach, w 1. programie radia "Czterema porami roku". Ten sam program psuł, przedtem i potem, miły skądinąd utwór znany jako "Klarinetten Polka".

A potem nadeszły dzwonki. Dzwonki telefonów komórkowych, w których wystarczają uproszczone do granic skróty znanych melodii. Już kilka razy słyszałem, gdy ktoś, na odgłos utworu nadawanego przez radio, rzekł: "O, taka sama melodia, jak jeden z dzwonków w moim telefonie".

Tylko patrzeć, a ktoś inny, słysząc fragment Jeziora łabędziego, powie: "Połomski śpiewał kiedyś na melodię mojego dzwonka, a teraz gra to nawet cała orkiestra! Ciekawe, czy inne dzwonki też tak będą grać?"

Jeżeli zaś mam jakieś zastrzeżenie do Unii Europejskiej, a jedno mam, to dotyczy ono tego samego: zawłaszczenia kawałka 9. Symfonii do roli hymnu i odgrywania go przy byle okazji. Szczęśliwie - jak dotąd - z porządnych nagrań i jeszcze nie na piłkarskich stadionach.

Czasu mamy coraz mniej, nie starcza go nawet na wysłuchanie w całości 3-minutowego utworu. Mamy więc namiastki, czyli dzwonki. A to całkiem przypomina historyjkę, w której to więźniowie opowiadali sobie znane od dawna dowcipy, rzucając tylko ich numerami.

O Freunde, nicht diese Töne!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200