Zarządzanie zamiast efektów

Wdrożenie rozwiązań do zarządzania infrastrukturą gwarantuje jedno - nowe problemy do rozwiązania. Przykładów naprawdę udanych kompleksowych projektów jest jak na lekarstwo.

Wdrożenie rozwiązań do zarządzania infrastrukturą gwarantuje jedno - nowe problemy do rozwiązania. Przykładów naprawdę udanych kompleksowych projektów jest jak na lekarstwo.

Dostawcy oprogramowania do zarządzania infrastrukturą zapewniają, że ich produkty są panaceum na problemy związane z codziennym zarządzaniem sieciami i ich zasobami. Potencjalni klienci nadal powątpiewają jednak w wartość tych zapewnień. Dotychczasowe implementacje tego typu systemów pokazują, że nie są one ani tanie, ani proste we wdrożeniu, a ich rzekoma uniwersalność pozostawia wiele do życzenia. W świetle zapewnień o wielkiej użyteczności zaskakująco trudne okazuje się także policzenie stopy zwrotu z inwestycji w tego typu rozwiązaniach.

W 1998 r. Gartner Group przeprowadził w Stanach Zjednoczonych badania dotyczące powodzenia wdrożeń oprogramowania do zarządzania infrastrukturą. Ich wyniki okazały się nader pesymistyczne. Zaledwie 30% respondentów zadeklarowało, że w ciągu 3 lat udało się w ich firmach wdrożyć z powodzeniem oprogramowanie do zarządzania infrastrukturą. Drugie tyle zadeklarowało, że projektu nadal nie udało się zrealizować. Reszta przyznała, że projekt ukończono, ale system nie jest wykorzystywany (10%), system wdrożono jedynie częściowo (10%) albo z projektu zrezygnowano na skutek trudności (20%).

Mimo że od realizacji badań upłynęło prawie 6 lat, a na rynku dostawców oprogramowania do zarządzania infrastrukturą nastąpiło wiele zmian, wśród polskich menedżerów IT nadal żywe są obawy przed wdrożeniem tego typu aplikacji. Dostawcy byliby zapewne skorzy do wniosku, że wynika to w dużej mierze z braku wiedzy o zaletach systemów. Przyjęcie takiego punktu widzenia byłoby chyba jednak zbytnim uproszczeniem. Branża IT wymienia się doświadczeniami i poglądami. Ponadto zamiast ulegać uproszczeniu, pakiety zarządcze stają się coraz bardziej rozbudowane i skomplikowane, szczególnie w dziedzinie bezpieczeństwa. To zaś wspiera argumentację, że im więcej systemów zarządzania, tym większe ryzyko popełnienia kosztownego błędu w zabezpieczeniach.

Projekt bez końca

Wielu dostawców wciąż prezentuje systemy do zarządzania infrastrukturą jako rozwiązania wymagające tylko niewielkiego dopasowania do potrzeb. Nawet wdrożenie relatywnie prostego systemu do zarządzania i monitoringu sieci wymusza dogłębną analizę zdarzeń, które powinny być traktowane jako sytuacje awaryjne. Zaraz jednak okazuje się, że zdarzeń jest tak dużo, że potrzebne jest nadawanie im priorytetów. Z biegiem czasu przychodzi inna refleksja - punktowe zarządzanie nie wystarczy, w związku z czym trzeba by zbierać i analizować informacje ze wszystkich możliwych źródeł. Kolejny problem to zarządzanie przepływem informacji i obiegiem dokumentów oraz pracy w ramach systemów zarządczych.

Tak oto systemy zarządzania zaczynają żyć własnym życiem, a projekt, który miał dotyczyć infrastruktury, angażuje coraz więcej czasu, i to nie tylko pracowników IT. Właśnie dlatego projekty wdrożeniowe trwają zazwyczaj długo i są obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia. Porażki wynikają z kilku przyczyn; niezrozumienia specyfiki oferowanych produktów przez klientów, niedopracowania niektórych funkcji kluczowych z punktu widzenia użytkowników, wreszcie błędów wynikających z lekceważenia metodologii wdrożeniowych i cięć budżetowych popełnionych w trakcie implementacji. Problemem często jest także brak jasno zdefiniowanych procedur biznesowych, które podczas wdrożenia muszą być przetłumaczone na język technologii informatycznych.

W polskich przedsiębiorstwach projekty o podobnym charakterze wielokrotnie okazywały się prawdziwą drogą przez mękę, o czym ich przedstawiciele nie chcą mówić oficjalnie. Projekty mające na celu usprawnienie zarządzania wymagają doprecyzowania obowiązujących procedur, ponownej inwentaryzacji sprzętu, wreszcie modernizacji niektórych stosowanych rozwiązań, by wymienić sprawy najbardziej oczywiste. Próba uczynienia zarządzania wydajniejszym i bardziej przejrzystym napotyka także problemy natury społecznej - burzy bowiem dotychczasowe przyzwyczajenia i wprowadza klarowne mechanizmy kontroli, a więc także odpowiedzialności.

Ach, te aplikacje

Zarządzanie infrastrukturą to dziedzina nudna i dla większości ludzi abstrakcyjna. Być może dlatego właśnie uzasadnienie takich inwestycji przed zarządami firm jest dość trudne. Ci, którzy dostali zielone światło i zdają sobie sprawę z piętrzących się trudności, odkładają realizacje projektów na bardziej dogodny moment, który nie nadchodzi. To zapewne jedna z przyczyn, dla których do tej pory doczekaliśmy się zaledwie kilku kompleksowych wdrożeń, a w wielu firmach od lat niezmiennie słyszymy o ambitnych planach nigdy niewcielonych w życie.

Jednym z newralgicznych problemów, których nie udaje się zręcznie rozwiązać za pomocą systemów do zarządzania infrastrukturą, jest kwestia zarządzania i zdalnej dystrybucji aktualizacji, tak ważna chociażby w przypadku rozwiązań opartych na technologiach Microsoftu, choć oczywiście nie tylko. Problem dotyczy zarówno stacji roboczych, jak i serwerów, choć w tym drugim przypadku jest o tyle mniej dotkliwy, że wiele przedsiębiorstw i tak zakłada, że aktualizacja i instalacja łatek odbywa się bezpośrednio na serwerze. Jak mówi jeden z menedżerów, który woli pozostać anonimowy: "Nikt przy zdrowych zmysłach, kto zna rzeczywistą jakość systemów zarządczych, nie zdecyduje się na automatyczną aktualizację oprogramowania".

Czas zyskiwany dzięki automatyzacji niektórych procesów trzeba poświęcić na rozwiązanie specyficznych problemów wynikających z konfliktów systemu do zarządzania infrastrukturą z niektórymi jej elementami. Paradoksalnie poważne kłopoty pojawiają się często na styku systemów zarządczych z zarządzanymi przez nie aplikacjami biznesowymi. Owe "gotowe adaptery" najczęściej nie są na tyle "gotowe", by móc służyć do bezproblemowego zarządzania aplikacją za pomocą narzędzi innych, niż jej własne.

Policzyć nie sposób

W świetle tych i innych faktów nie ma się co dziwić, że wdrożenia systemów do zarządzania infrastrukturą są często odległe od zamierzonych. To z kolei bardzo komplikuje szacowanie kosztów i zwrotu z inwestycji w rozwiązania do zarządzania infrastrukturą, a więc kluczowy czynnik decydujący o wdrożeniu tego typu systemów. Opieranie się na prostych metodach uwzględniających szacunkowy koszt wdrożenia i ewentualne cięcia w zatrudnieniu działów zarządzania sieciami jest, delikatnie mówiąc, bardzo złudne.

Niewiele pomocne jest podpieranie się w tej materii wyłącznie kategorią dostępności aplikacji. Wczesne wykrywanie problemów, owszem, pozwala przewidywać pojawianie się wąskich gardeł i odpowiednio przygotować na spodziewane kłopoty. Ułatwia także projekty rozbudowy sieci. Ich wczesne wykrywanie niekoniecznie musi jednak prowadzić do poznania przyczyny problemów nagłych, bo takie można nazwać rzeczywistymi problemami. Nawet jeżeli i to się uda, nie oznacza to automatycznie możliwości osiągania wysokiej dostępności.

To właśnie m.in. dlatego ograniczenie liczby etatów dla administratorów na skutek wdrożeń systemów zarządczych okazuje się często mitem. Wręcz odwrotnie - systemy są tak skomplikowane, a cenniki tak skonstruowane, że wdrożenie nowego skomplikowanego narzędzia wymaga kosztownego dokształcenia pracowników. W większych firmach powstają nawet wydzielone komórki odpowiedzialne za optymalizację systemu zarządzania infrastrukturą i koordynację jego rozwoju z planami zmian w poszczególnych aplikacjach.

Konfiguracja narzędzi wspomagających pracę administratora wymaga stałej optymalizacji i dopasowania do reszty środowiska. Z jednej strony musi ono jak najczęściej informować o potencjalnych problemach, nie może jednak tego robić zbyt często, by pracownicy nie przyzwyczaili się do tego stanu i nie zaczęli ignorować wskazań oprogramowania. Komórka odpowiedzialna za infrastrukturę powinna (w założeniach wielu projektów) odpowiadać za optymalizacje samych procesów biznesowych, co jednak często okazuje się tylko teorią, nawet jeżeli firma zapłaciła za narzędzia wspomagające takie działania.

Na razie pat

Najwięcej problemów, zarówno na etapie analizy przedwdrożeniowej, jak i późniejszej implementacji, nastręcza fakt, o którym dostawcy mówią szczególnie niechętnie - ograniczona uniwersalność. Żaden z dostępnych na rynku systemów nie jest uniwersalny, w wyniku czego największe przedsiębiorstwa korzystają równolegle z kilku pakietów różnych dostawców, wdrażając każdy z nich tylko w takim zakresie, w jakim jest on naprawdę użyteczny.

Znany z obszaru systemów wspomagających zarządzanie przedsiębiorstwem casus best of breed kontra "platforma" jest aktualny także i w tej dziedzinie.

Uciekając przed wdrożeniem niereformowalnego molocha, firmy prędzej czy później wikłają się więc w skomplikowane projekty wykorzystujące wiele różnych, często trudnych do zintegrowania rozwiązań i integrację pomiędzy nimi. Może to i lepsze podejście, tyle że powstałe w ten sposób systemy mają niewiele wspólnego z automatyzacją, nie ograniczają zatrudnienia, a wykazanie oszczędności z ich wdrożenia jest niemożliwe.

Więcej efektów

Wydaje się, że jednym z kluczowych czynników, mającym wpływ na zwrot z inwestycji w systemy zarządcze, jest... czas. Implementacje mają bowiem tendencję do wydłużania się ponad miarę, co prowadzi do cyklicznego zwiększenia ich budżetu. To być może powinno być wskazówką dla osób negocjujących kontrakty wdrożeniowe. W umowach na wdrożenia systemów zarządzania infrastrukturą, bardziej niż w wielu innych, przydałyby się zapisy o współdzieleniu ryzyka finansowego, zapisy o osiąganiu rezultatów cząstkowych w założonym czasie i wiele innych, które przychodziły na myśl raczej w kontekście wdrożeń systemów biznesowych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200