Informaticae, cura te ipsum

Słownik języka polskiego - T. 1-3 + suplement, praca zbiorowa pod redakcją prof. dra Mieczysława Szymczaka, PWN, Warszawa 1992, wydanie zmienione i poprawione, cena 375 tys. zł (hurt ok 300 tys zł).

Słownik języka polskiego - T. 1-3 + suplement, praca zbiorowa pod redakcją prof. dra Mieczysława Szymczaka, PWN, Warszawa 1992, wydanie zmienione i poprawione, cena 375 tys. zł (hurt ok 300 tys zł).

Tekst niniejszy nie rości sobie praw do recenzowania Słownika Języka Polskiego w jakimkolwiek ogólniejszym sensie. Są do tego przeznaczone łamy bardziej popularne, nie mówiąc o specjalistycznych periodykach filologów polskich. Będzie to więc tylko kilka luźnych uwag o słownictwie informatycznym, które umieszczono w nowym "zmienionym i poprawionym" wydaniu.

W suplemencie do słownika (objętości 124 stron) znaleźć można najpierw wzmiankę, iż do niektórych wyrazów dodano nowy kwalifikator "inform." oznajmiający, że termin dotyczy informatyki lub komputerów. Następnie zaś obok licznych wyrazów obscenicznych, doszukać się można kilku terminów, których w praktyce komputerowej używa się na co dzień.

I tak np. na tej podstawie można się dowiedzieć, że "bajt" to podstawowa jednostka pamięci komputera, wystarczająca do zapamiętania jednej litery (str. 11); słowo bank ma nowe znaczenie: w zestawieniu "bank danych" jest to baza danych wraz z oprogramowaniem umożliwiającym korzystanie z niej (str. 11); "dyskietka" to mały gięty dysk magnetyczny, używany zwłaszcza w mikrokomputerze (str. 20); natomiast laptop to mały przenośny komputer, zasilany baterią, nadający się do pracy w podróży (str 34). Chyba najbardziej nieoczekiwany jest ten laptop, nie dający się jednak odróżnić od notebooka, którego po prostu autorzy nie mieli szans zauważyć, gdyż zapewne nie istniał, gdy słownik był opracowywany.

Prawdopodobnie najbardziej rewolucyjnym posunięciem wprowadzenia terminologii angielskiej są dwa słowa- bliźniaki: hardware (str 26) i software (str 88) - oprogramowanie komputera w przeciwieństwie do sprzętu komputerowego (hardware). Mimo tego wielkiego kroku naprzód, czytelnik nadal nie ma pewności co do deklinacji, co do której przykładów w tym przypadku zabrakło. Nie wiadomo więc, czy "nie należy kraść softwaru" - zgodnie z regułami odmiany polskich rzeczowników, czy "...software'u" - jak przystało na deklinację słów obcych.

Pojawiło się również kilka słów w pogranicza telekomunikacji, takich jak "telefaks" (faksu jeszcze nie ma), "telegazeta", czy "homologować". Również przedszkolaki i uczniowie utracą dyskomfort poznawczy po nauczeniu się jak napisać słowo "joystick". Niestety i tu nie zgłębią deklinacji.

Oczywiście można długo się zastanawiać, czy podane definicje słów są poprawne. O ile dość zgrabnie omówiono hasło mikroprocesor - "urządzenie elektroniczne zdolne do wykonywania operacji na danych, jedna z najważniejszych części komputera" (str 40); i mikrokomputer - "niewielki komputer, zazwyczaj mieszczący się na biurku i przeznaczony dla jednego użytkownika" (str 40), to mało przekonująco brzmi minikomputer jako "komputer o małych rozmiarach, większy jednak od mikrokomputera". Tym bardziej, że dla samych informatyków granica nazw tego sprzętu staje się coraz bardziej płynna.

Jako swoisty znak czasu należy natomiast potraktować pojawienie się dopiero w 1992 r. wytłumaczenia słowa "copyright" jako "formuła drukowana na książkach określająca prawo autora, kompozytora lub wydawcy dzieła do rozpowszechniania go". Szkoda jedynie, że zabrakło drobnego zastrzeżenia, iż copyright to rownież samo prawo autorskie.

Słownik języka nie może nikogo nauczyć ani zawodu, ani terminologii fachowej. Nic dziwnego więc, że informatycy próbują radzić sobie sami i tworzyć własne nazewnictwo, którego kodyfikacja jest bardzo fragmentaryczna. Z drugiej strony ani komputerowcy, ani poloniści nie kwapią się do współpracy, która mogłaby z jednej strony zaowocować uszlachetnieniem terminologii technicznej, z drugiej pełną komputeryzacją słownika języka polskiego. Jak dotąd mamy tylko przyczynkarski dorobek w postaci komputeryzacji przeniesień w języku polskim, kilka fragmentarycznych komputerowych tezaurusów stosowanych w konkretnych aplikacjach i niewiele więcej.

Póki co informatyk musi więc leczyć się sam (także polonistycznie). A więc: cura te ipsum, informaticae.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200