Otwartość to stan umysłu

Z Maxem Brohlem, wicedyrektorem niemieckiej firmy SOFTWARE AG, specjalizującej się w oprogramowaniu do obsługi wielkich baz danych rozmawia Andrzej Horodeński

Z Maxem Brohlem, wicedyrektorem niemieckiej firmy SOFTWARE AG, specjalizującej się w oprogramowaniu do obsługi wielkich baz danych rozmawia Andrzej Horodeński

- Firma SOFTWARE AG to szósta potęga softwerowa świata i jedyny reprezentant Europy na ekskluzywnej liście pierwszej dziesiątki najbardziej liczących się wytwórców oprogramowania. Mimo to jest prawie nieznana w Polsce. Czy mógłby Pan na początek opowiedzieć naszym Czytelnikom o historii i profilu firmy?

- SOFTWARE AG została założona w 1969 r. w Darmstadt, w Niemczech. Od samego początku naszym celem było opracowanie systemu obsługi baz danych, któremu nadaliśmy nazwę ADABAS - Adaptable DAta BASe. System ów miał pracować na platformie takich systemów operacyjnych jak MVS, VSE, CMS i inne. Pierwsza implementacja ADABAS-a miała miejsce w 1971 r. w banku państwowym. Pierwszy prawdziwy sukces komercyjny odnotowaliśmy jednak w Stanach, a dopiero wtedy weszliśmy na ojczysty rynek w glorii zwycięzcy. Potem udało nam się zadomowić na rynku dalekowschodnim, głównie japońskim.

Kolejnym istotnym krokiem było opracowanie i implementacja w 1979 r. języka programowania NATURAL. Później został on określony jako język czwartej generacji. Od tej pory byliśmy w stanie produkować oprogramowanie znacznie szybciej i efektywniej. Zachęceni powodzeniem NATURAL-a położyliśmy większy nacisk na opracowywanie narzędzi. Pojawił się słownik danych PREDICT, system biurowy CON-NECT, i wiele innych. W połowie lat osiemdziesiątych weszliśmy w technologię CASE, opracowując system komputerowego wspomagania prac programowych o nazwie PREDICT CASE, generator aplikacji NATURAL CONSTRUCT i system do budowania systemów ekspertowych NATURAL EXPERT. Jednocześnie stale poszerzaliśmy platformę operacyjną naszych produktów z mainframów IBM-u i Siemensa, m.in. na system operacyjny VMS oraz na komputery osobiste - OS/2, Windows 3.0 i Unix.

Dziś nasze oprogramowanie obejmuje niezwykle szeroką platformę systemową. Naszą obecną klientelę stanowią banki, służby finansowe, towarzystwa ubezpieczeniowe, służba zdrowia, administracja państwowa, ekologia, przemysł, itp. O ile więc na początku stanowiliśmy "systems house", to teraz jesteśmy zdecydowanie "solutions house".

- Mówi Pan wyłącznie o oprogramowaniu. A co z klientem, który buduje system komputerowy od zera?

- Gdy elementem kontraktu jest sprzęt, wówczas korzystamy z partnerów, którzy na tym się znają, np. Hewlett-Packarda i Digital Equipment, DEC. Czasami bierzemy współpracowników również w dziedzinie softwaru. Przykładowo, zakładając system w szpitalu korzystamy z doświadczenia tych, którzy dobrze znają specyfikę służby zdrowia.

- Istnieje wielka mnogość narzędzi do tworzenia i obsługi baz danych. Liczba sprzedanych pakietów Oracle'a, Progressa, Informixa, czy dBase wyraża się setkami tysięcy, podczas gdy liczba instalacji ADABAS-a po ponad dwudziestu latach działalności to rząd pięciu tysięcy aplikacji. Jaka jest pozycja SOFTWARE AG w stosunku do innych producentów narzędzi do tworzenia i obsługi baz danych?

- Wbrew sugestii zawartej w pytaniu, to wcale nie są nasi konkurenci. Systemy te wzięły swój początek w komputerach osobistych i małych środowiskach Unixowych. Owszem, producenci systemów bazowych działających w niewielkiej skali odnieśli sukces rynkowy. Jednak ich zasadą działania jest pozyskiwanie wielkiej liczby klientów o stosunkowo niewielkich wymaganiach. My nastawiamy się na wielkie komputery i wielkie systemy. Oczywiście, doskonale dajemy sobie radę ze środowiskiem Unixu, DOS-u, itp., ale interesujemy się nimi tylko o tyle, o ile są one włączone do systemu większego, obsługującego rozproszoną bazę o wielkiej skali złożoności. Nasze aplikacje są "mission-critical" dla przedsiębiorców obracających wielkimi aktywami. Jesteśmy dla naszych klientów partnerem długoterminowym, który przez lata pracuje razem z nim i bierze na siebie znaczną część odpowiedzialności za jego sukces. Jeśli już chce pan koniecznie znaleźć jakieś porównanie między ADABAS-em i pecetowskimi systemami bazowymi, wówczas trzeba by było wziąć pod uwagę wszystkie parametry: ilość informacji przetwarzanych przez poszczególne systemy, ilość terminali pracujących pod ich kontrolą, liczbę ludzi korzystających z przygotowanych przez nie danych, itp.

- Na jakiej formie własności jest oparta firma?

- SOFTWARE AG jest spółką o dość niespotykanej podstawie prawnej. Główna idea jest następująca - SOFTWARE AG jest spółką należącą do innej spółki o charakterze zbliżonym do fundacji - a więc firma de facto należy do samej siebie. Chodzi o to, by ograniczyć przepływ obcego kapitału przez spółkę, uniemożliwić wypływ zysku na zewnątrz, przejęcie firmy przez kogokolwiek na drodze wykupu akcji. Wszystko po to, by w dłuższej perspektywie obronić naszą niezależność, dać naszym klientom długoterminową gwarancję dotrzymania zobowiązań, zaś pracownikom zapewnić poczucie bezpieczeństwa i stabilności.

Chodzi nam o to, by firma była własnością ludzi, którzy w niej pracują. Nie jest to jednak rozumiana po amerykańsku własność pracownicza, w której pracownikom po prostu udostępnia się wykup akcji. SOFTWARE AG należy do grupy pracowników o wysokich kwalifikacjach i co najmniej dziesięcioletnim stażu pracy. Wejście do grupy właścicieli nie jest uwarunkowane wykupem jakichkolwiek akcji, również rezygnacja nie wiąże się z żadnymi wypłatami. Nie wypłacamy też żadnych dywidend. Własność nie jest nawet dziedziczna.

- Jest to więc jak gdyby własność bez własności! Kto jest naprawdę właścicielem SOFTWARE AG?

- Wszyscy i nikt. Taki jest nasz pomysł na życie. Grupa tych niby pozornych właścicieli stanowi elitę firmy, rodzaj mężów zaufania. Są to wyłącznie wybitni fachowcy, którzy czując się osobiście związani z firmą i odpowiedzialni wobec reszty nie dopuszczą do jakichś nieodpowiedzialnych posunięć, które się zdarzają, gdy własność należy do grupy mniej czy bardziej przypadkowych akcjonariuszy.

Właściciele stanowią rodzaj rady nadzorczej, która mianuje i odwołuje dyrektorów firmy. Rada decyduje o podziale zysku, kierując się jednak dość ostrym regulaminem: 70% jest reinwestowane w firmę, 10% stanowi fundusz dorocznych nagród pracowniczych, 10% odkładamy na fundusz emerytalny, zaś ostatnie 10% oddajemy na cele dobroczynne.

Ten model sprawdza się nam od ponad dwudziestu lat.

- W swoim wystąpieniu seminaryjnym wyraził Pan pewien sceptycyzm wobec dość szeroko rozpowszechnionego poglądu, że przyszłość informatyki należy do systemów otwartych, opartych na Unixie. Czy mógłby Pan sprecyzować swój pogląd na ten temat?

- Podczas ostatniej dekady pojawiła się cała masa słów-kluczy, magicznych zaklęć, które miały zwiastować koniec wszelkich kłopotów i niczym nie zaciemnioną przyszłość. Hasłem obecnie najmodniejszym są systemy otwarte, architektura klient-serwer oraz Unix. Moim zdaniem, już sama identyfikacja jednego, konkretnego systemu operacyjnego z ideą otwartości jest całkowicie fałszywa. Owszem, Unix pełni dość istotną rolę w ideologii systemów otwartych i układu klient-serwer. Ale gdy ktoś twierdzi, że systemy otwarte zamykają się w kręgu systemu Unix, to sam się w pewnym zaklętym kręgu zamyka. "Otwartość" nie jest immanentną i wyłączną cechą jakiegokolwiek systemu. Otwartość to stan umysłu! Przewidujemy, że w najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości Unix będzie odgrywał dominującą rolę i dlatego właśnie włączyliśmy się do tej gry, ale nie tracimy z pola widzenia innych opcji. Na przykład, jesteśmy przekonani, że ogromne perspektywy rysują się przed technologią obiektową i architekturami z nią związanymi.

Prawie co roku pojawia się coś całkiem nowego, stając się obiektem przejściowego kultu - a to 4GL, to znowu CASE, Unix czy też Windows. Co chwilę wielkie rzesze ludzi nabierają przekonania, że teraz już na pewno mają w ręku magiczną kulę, stanowiącą panaceum na wszelkie problemy. Nie istnieje żadna magiczna kula! Jest tylko stały rozwój, w którym dają się, wydzielić kolejne cykle innowacyjne. Ale świat w żadnym momencie się nie kończy. Przeciwnie, pojawiają się coraz to nowe idee, nowe pomysły, i trzeba dostosowywać się do szybko zmieniającego się pejzażu, a także go współtworzyć. To cały sekret.

Z powyższego płynie niezwykle ważny wniosek dla konsumentów informatyki. Otóż potencjalni klienci i użytkownicy ciągle przeżywają bombardowanie ze strony dealerów sprzętu i oprogramowania: "Kup Unix! Zastosuj architekturę klient- serwer! Kup sprzęt klasy 486!". I tak dalej. Tymczasem co właściwie obchodzi użytkownika, czy jego system chodzi pod Unixem czy OS/2, na RISC-u czy też 486? Klient jest zainteresowany wyłącznie konkretnym rozwiązaniem, służącym jego potrzebom długo i skutecznie!

Ta sprawa ma dwa aspekty. Po pierwsze, hardware - wymiana starych elementów systemu na nowy; jeśli sprzęt należący do nowej generacji bezkolizyjnie przejmuje zadania swego poprzednika, to jest to jakaś realizacja idei systemu otwartego. Całkiem inaczej kształtuje się problem ciągłości pracy oprogramowania aplikacyjnego. Oprogramowanie stanowi dziś coś w rodzaju kręgosłupa organizacyjnego firmy. Nie można go więc wymieniać lekką ręką. Sztuka polega więc na tym, by środowisko aplikacyjne klienta utrzymywać przez długi czas w stanie permanentnej sprawności, a jednocześnie stale przystosowywać je do szybko zmieniających się potrzeb. Gdy dodaliśmy do baz danych nadzorowanych przez ADABAS-a język NATURAL, żadna z wcześniejszych aplikacji nie ucierpiała z powodu nowych reguł. Podobnie było z naszym CASE-em.

Tak więc mój sceptycyzm wobec Unixa dotyczy tylko niczym nie uzasadnionego stereotypu, że temu właśnie systemowi przysługuje z jakichś powodów pozycja monopolisty w świecie systemów operacyjnych. Według mnie, tendencja do przyznawania takiej pozycji jest tylko wyrazem ludzkiej tęsknoty za stabilnym światem - "niechże już będzie ten Unix, ale raz na zawsze, żebym nie musiał znowu uczyć się wszystkiego od nowa i zmieniać przyzwyczajeń!". Otóż nigdy tak nie będzie, bo nikt nie może zadekretować, że właśnie nastąpił kres rozwoju.

- W jaki sposób SOFTWARE AG ma zamiar traktować posiadaczy nielegalnego oprogramowania w systemie ADABAS, których jest w Polsce wielu?

- Pytanie to zawiera wewnętrzną sprzeczność - nie można być "nielegalnym posiadaczem". Jedynym i wyłącznym właścicielem systemu ADABAS/NATURAL jest SOFTWARE AG. To całkiem formalne stwierdzenie, ale przykładamy do niego dużą wagę.

Doskonale jednak rozumiemy okoliczności, w jakich niektóre polskie firmy weszły w posiadanie ADABAS-a bez naszej wiedzy (przywędrował ze Związku Radzieckiego wraz z maszynami cyfrowymi RIAD - przyp. red.). Jest rzeczą oczywistą, że nie możemy tolerować tego stanu na dłuższą metę i koniecznie trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie. Istnieją takie metody, jak wywieranie nacisków i wytaczanie spraw sądowych, ale tego właśnie chcielibyśmy za wszelką cenę uniknąć wobec naszych potencjalnych klientów. Ostatecznie, sam fakt, że używają właśnie naszego systemu, jest dla nas sporym komplementem i nawet widzimy w tym pewien element promocji naszego produktu. Prowadzimy rozmowy z kilkunastoma polskimi użytkownikami ADABAS-a i zapewniam, że z naszej strony jest maksimum dobrej woli. Wspólnie szukamy rozwiązań dobrych dla obu stron i na pewno je znajdziemy.

- Jaka jest pańska opinia o polskim rynku? Jakie są wasze plany i oczekiwania z nim związane?

- Znajdujemy się w fazie opracowywania zasad naszej strategii. Na pewno nie będą one zdecydowanie odmienne od stosowanych. Do naszych pryncypiów należy posiadanie stałego przedstawicielstwa, czy to w postaci własnego biura, czy też miejscowej firmy, z którą zawieramy odpowiednią umowę. Bezwzględnie przestrzegamy reguły, że nasze interesy w danym kraju są prowadzone przez obywateli tego kraju, a więc ludzi doskonale znających język i stosunki społeczne. Prowadzimy rozmowy z kandydatami na naszych przedstawicieli w Polsce i jeszcze przed wakacjami decyzje będą podjęte.

Polski rynek jest trudny z wielu powodów. Jest on bardzo płynny i ubogi. Ważniejszy, na razie, wydaje się jednak brak zrozumienia, że produkt wysokiej jakości musi mieć swoją cenę i że płacenie dobrej ceny za dobry produkt nie oznacza wyrzucania pieniędzy. Brakuje myślenia, że wraz z takimi firmami jak nasza wkracza tu nie tylko pewien produkt finalny, ale całe nasze doświadczenie, nasza wysoka technologia i organizacja. Zależy nam na obecności w Polsce.

- Dziękuję za rozmowę.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200