Nie ma papieru, nie ma sprawy

Dlaczego forma elektroniczna - w końcowym rozrachunku tańsza, wygodniejsza, otwierająca zupełnie nowe możliwości - nie zdobywa przebojem wszystkich dziedzin administracji publicznej w Polsce?

Dlaczego forma elektroniczna - w końcowym rozrachunku tańsza, wygodniejsza, otwierająca zupełnie nowe możliwości - nie zdobywa przebojem wszystkich dziedzin administracji publicznej w Polsce?

Dlaczego wdrożenia systemów, które w efekcie mają likwidować interfejs papierowy, są w Polsce ciągle rzadkie, a prawdopodobieństwo porażki przy ich wprowadzaniu wciąż duże? Zaznaczmy przy tym, że nie należy mylić tu wprowadzenia komputerów z likwidacją papieru jako podstawowej formy komunikacji w urzędzie. Dopóki komputer pełni rolę jedynie "lepszej maszyny do pisania", dopóty papier nadal będzie obowiązywał i to nawet w większym zakresie niż dawniej. Kłopoty zaczynają się bowiem wówczas, gdybyśmy chcieli ów papier faktycznie zlikwidować. Papier ma bowiem swoje wypracowane przez lata użytkowania zalety, a próby jego pozbycia się wywołują silny i niejednokrotnie mający niestety swoje uzasadnienie opór.

Papier jest "cool"

Dokument papierowy w przeciwieństwie do elektronicznego jest z zasady interoperacyjny, jeśli nie liczyć kłopotów z "upchnięciem" pisma o nietypowym formacie do segregatora. Tymczasem w przypadku dokumentów elektronicznych jest to ciągle postulat, którego praktyczna realizacja napotyka często niespodziewane przeszkody.

Zobacz też

Tylko bity

Pojawiają się też takie pytania, jak: Czy jeśli gmina przejdzie całkowicie na elektroniczny system kadrowy, na pewno będzie w stanie prowadzić ewentualny spór sądowy z pracownikiem? Co powie sędzia, który zamiast przyzwoicie podpisanych i opieczętowanych teczek pracownika otrzyma elektroniczne dokumenty, podpisane czymś tak wirtualnym - dosłownie i w przenośni - jak podpis elektroniczny? Czy nawet jeśli zaakceptuje tę "nowinkę techniczną", będzie dysponował elementarną wiedzą, aby odczytać i zweryfikować dokumenty elektroniczne, nie zdając się w każdej - nawet najbardziej banalnej - czynności na pomoc biegłego? I czy w ogóle w sądzie grodzkim znajdzie się komputer? Czy w najlepszym efekcie taka elektroniczna sprawa nie będzie się toczyć trzy razy dłużej niż "papierowa"?

Bitomania

Swoista moda na Internet oraz informatyzację zaowocowała w Polsce czymś w rodzaju radosnej informatyzacji wyrażającej się m.in. serią inicjatyw legislacyjnych narzucających cząstkowe, oderwane od całości problemów i rzeczywistości, rozwiązania. Mamy więc obowiązek publikowania w Internecie np. map akustycznych miast, choć nie mamy obowiązku publikacji mapy gminy w ogóle. Tymczasem strażnicy Państwowego Zasobu Geodezyjnego bronią niezbędnych do jej publikacji danych jak niepodległości.

Mamy też w Polsce ustawowy obowiązek publikowania w Internecie zeskanowanych oświadczeń majątkowych każdej kierowniczki przedszkola - jakiż to ogromny majątek może mieć kierowniczka publicznego przedszkola? Próżno jednak w tymże Internecie szukać oświadczeń majątkowych sędziów, prokuratorów, syndyków, ministrów i wielu innych osób dysponujących majątkiem publicznym o wielomilionowej wartości. Mamy również formalny obowiązek publikowania informacji o stanie każdej sprawy, choć nie mamy prawa złożyć dokumentu bez odpowiedniego znaczka skarbowego.

Tego typu przepisy są bardzo szybko i brutalnie weryfikowane przez statystki odwiedzin stron internetowych. Ich pomysłodawcy musieliby jednak chcieć do nich sięgać, a przede wszystkim wiedzieć, że one w ogóle istnieją. Ponadto ci, którzy owe przepisy układają, jakby sami nie wierzyli w faktyczne zalety elektronicznych dokumentów. Jakiż może być przykładowo sens przepisu, który nakazuje publikować w Biuletynach Informacji Publicznej "treść i postać dokumentów urzędowych" (Autor! Autor!)? Chyba taki, że bez obrazu oficjalnej pieczątki dokument ów tym prawdziwym, urzędowym dokumentem być nie może. Tylko jaką zeskanowaną postać będą miały dokumenty czysto elektroniczne - zerojedynkową? Przepis ten do złudzenia przypomina wymóg wprowadzony w dziewiętnastowiecznej Anglii, aby przed pierwszymi parowymi pojazdami mechanicznymi maszerował specjalnie najęty człowiek z ostrzegawczą chorągiewką.

Jaki jest sens obowiązku publikowania wypełnionych odręcznie zeskanowanych oświadczeń majątkowych, jakże często nieczytelnych już przed przetworzeniem na postać elektroniczną? I nie mam tu pretensji do wypełniających, po dziesięciu latach korzystania z klawiatury sam w zasadzie utraciłem zdolność ręcznego pisania.

Kosztowna zabawka

Trudno się więc dziwić, że obywatele i urzędnicy nie dostrzegają zalet wirtualnego dokumentu, przygnieceni - jak najbardziej realnymi - konsekwencjami nieprzemyślanych pomysłów i nieudanych wdrożeń, będących efektem braku zrozumienia i identyfikacji istotnych potrzeb konkretnej społeczności czy urzędu. Jeśli setkom małych gmin serwuje się wymogi informatyczne identyczne z tymi, którymi obarczone są miasta wojewódzkie - uzasadniane hasłami o wyrównywaniu szans i powszechnym dostępie do informacji - to konsekwencją jest przekonanie, że informatyzacja to "kosztowna zabawka ważniaków w Warszawie" nieprzynosząca zwykłym ludziom żadnych wymiernych korzyści. Im bowiem bardziej przydałaby się inwestycja w kafejkę internetową w miejscowej bibliotece niż w system obsługi przez Urząd Gminy Zapiecki Dolne petentów z kwalifikowanym podpisem elektronicznym. Systemem tym wspomniany urząd - zgodnie z wymogami ustawy o e-podpisie - będzie musiał się posługiwać od 2006 r.

Logika tych przepisów przypomina trochę tę z anegdoty, przeczytanej w jednym z wywiadów ze śp. Markiem Sellem, o tym, jak to przed laty na prośbę jednego z urzędów gminy ("bo proszę Pana wszyscy piszą o tym, jakie te wirusy komputerowe są groźne") wysłał program antywirusowy swojego autorstwa i otrzymał odpowiedź, że przysłanej dyskietki urząd nie może wykorzystać, bowiem... zasadniczo nie posiada żadnego komputera.

Jeśli dodamy do tego traktowanie bezpośrednich użytkowników systemów informatycznych jako li tylko opornych, tępych lamerów, którzy zamiast dostosowanych do potrzeb odbiorcy szkoleń mogą w trakcie wdrożenia usłyszeć, że "system jest tak doskonały, iż po jego uruchomieniu będziemy mogli połowę z państwa zwolnić", to trudno się dziwić, że nadal w opinii wielu papier pozostaje pewnym, tanim i racjonalnym nośnikiem informacji, a papierowy dokument to wolny od niepewności i szaleństw entuzjastów gwarant "bycia przy prawie".

dr Piotr Gomułkiewicz odpowiada za serwis WWW Urzędu Miasta Wrocławia.

<hr size=1 noshade>Rozwój z dystansem

''W ciągu ostatniego półtora roku nastąpił w Polsce zauważalny rozwój usług publicznych świadczonych przez administrację drogą elektroniczną'' - twierdzą autorzy raportu Rozwój eGovernment w Polsce na tle Uniim Europejskiej stworzonego przez Capgemini Polska.

Mimo to nie udało się nam jednak nadrobić zaległości w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej, które stale modernizują swoje serwisy publiczne. Takie wnioski wypływają ze wstępnych wyników trzeciej edycji badań e-usług publicznych w Polsce przeprowadzonych na zlecenie Ministerstwa Nauki i Informatyzacji.

Doganianie Europy

Nie ma papieru, nie ma sprawy

Stopień rozwoju e-usług publicznych w poszczególnych województwach

Poziom rozwoju elektronicznego rządu w Polsce podniósł się przez ostatnich osiemnaście miesięcy z 21 do 34% (wzrost o 13%). W pozostałych krajach europejskich średni wzrost wyniósł 7%. Dystans Polski do innych państw UE zmniejszył się z 38% w 2003 r. do 32% w roku bieżącym. Większą różnicę można jednak zauważyć w zakresie rozwoju usług rozbudowanych, wymagających kompleksowego podejścia (procesu) niż w zakresie usług relatywnie prostych. Różnica między nami a innymi krajami Unii Europejskiej w zakresie usług rejestracyjnych zmalała z 41% w 2003 r. do 21% w 2004 r. Natomiast w zakresie obsługi przychodów budżetowych dystans wynosi obecnie 41% (52% w 2003 r.).

Zwiększają się także liczba stron internetowych prowadzonych przez jednostki polskiej administracji publicznej oraz zakres informacji o sposobach załatwienia poszczególnych spraw w urzędach. Wciąż wiele do życzenia pozostawia jednak poziom interaktywności oferowanych przez Internet usług. W żadnym województwie nie osiągnięto dotąd 50-proc. stopnia dostępności elektronicznych usług publicznych umożliwiającego zdalne pobranie aplikacji i formularzy wszystkich spraw. Najbardziej rozwinięte pod tym względem są województwa: pomorskie (do 45% spraw można pobrać formularz w formie elektronicznej) i świętokrzyskie (42%), a najsłabiej - warmińsko-mazurskie (23%) i śląskie (27%).

Projekty centralne

Najbardziej zaawansowany charakter mają usługi związane z obsługą ubezpieczeń społecznych. Jest to w głównej mierze spowodowane rozliczeniami z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych za pomocą Programu Płatnik. Intensywnie są też rozwijane dostęp online do danych statystycznych publikowanych przez Główny Urząd Statystyczny oraz możliwość zdalnego składania deklaracji celnych i dokonywania odpraw. W grupie usług dla obywateli najmocniej rozwinięte są: rejestracja na wyższe uczelnie, informacja o przemieszczeniach oraz dostęp do aktów stanu cywilnego.

Do najsłabiej rozwijanych w ostatnich dwóch latach e-usług należą działania w zakresie: obsługi podatków od osób prawnych, zamówień publicznych, rejestracji firm, pośrednictwa pracy, służby zdrowia i dostępu do bibliotek publicznych. Najbardziej dynamicznie usługi online w administracji rozwijają się w województwa: lubuskie (wzrost o 27%) i pomorskie (26%), a najwolniej - lubelskie (0%) i mazowieckie (2%). Generalnie w skali całej Polski usługi dla osób prawnych są lepiej rozwinięte niż usługi dla obywateli.

Źródło: "Rozwój eGovernment w Polsce na tle Unii Europejskiej". Podsumowanie wyników trzeciej edycji badań e-usług publicznych w Polsce. Prezentacja Capgemini Polska na VIII Konferencji "Miasta w Internecie"

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200