Może znów podziękują?
- 14.06.2004
Uważa się - i nie bez racji - że ewolucja kształtuje narządy wg tego, jak i do czego najczęściej są używane. Stąd pono ręce nasze łatwiej potrafią zagarniać do siebie, a działanie odwrotne wychodzi nam dużo gorzej, o ile w ogóle. To zaś prowadzi do wrażenia, jakie czasem miewam, że na swój obraz i podobieństwo tworzymy wiele rzeczy, a wśród nich i systemy informatyczne.
Uważa się - i nie bez racji - że ewolucja kształtuje narządy wg tego, jak i do czego najczęściej są używane. Stąd pono ręce nasze łatwiej potrafią zagarniać do siebie, a działanie odwrotne wychodzi nam dużo gorzej, o ile w ogóle. To zaś prowadzi do wrażenia, jakie czasem miewam, że na swój obraz i podobieństwo tworzymy wiele rzeczy, a wśród nich i systemy informatyczne.
Głośna i długo eksploatowana przez prasę i telewizję była kiedyś sprawa urzędu skarbowego (a może jeszcze wydziału finansowego), który wysłał do kogoś żądanie zapłaty groszowej wartości, kilkakrotnie niższej od samej, związanej z tym opłaty pocztowej.
Sam zresztą dostałem w ubiegłym roku, od któregoś z licznych operatorów telefonii międzystrefowej, rachunek na kilkanaście groszy. W kopercie. Z okienkiem. Jak należy.
Teraz groszowe odsetki od nawet jednodniowych opóźnień wpłynięcia płatności na rachunek zaczęła fakturować Telekomunikacja. Tu jednak, dla uniknięcia wspomnianych dopiero co śmieszności z wysyłką, drobiazgi te są kumulowane po kilka.
Najciekawszy jest jednak przypadek rachunków za prąd, jakie dostaję we Wrocławiu, gdzie przetrwał system informatyczny, którego idea pochodzi z lat siedemdziesiątych, oparty na prognozowaniu należności kwartalnych.
Po pierwsze - zaskoczyło mnie w ogóle jego istnienie, gdyż w Poznaniu z kolei, od bardzo już dawna, co dwa miesiące chodzi po domach człowiek z małym komputerem na pasku przez ramię i z maszynki tej na miejscu drukuje jeden rachunek, łącznie za prąd i gaz, który potem płaci się na poczcie lub w banku. Po drugie - o swych zaskakujących perypetiach, przypadkowo związanych z początkami tego systemu w Polsce (kiedy to wzięto mnie za jednego z jego współtwórców), pisałem w tym miejscu w roku 2001 w felietonie Co by tu jeszcze skomplikować?.
W systemie wrocławskim zaś rachunek przychodzi pocztą, chyba raz na cztery miesiące, ale płaci się czterokrotnie: najpierw różnicę między poprzednią prognozą a rzeczywistym zużyciem (o ile to ostatnie jest większe) i potem należności miesięczne wg kolejnej prognozy.
Ponieważ, w przypadku mojej tamtejszej kwatery, gdzie bywam od poniedziałku do piątku, są to kwoty niewielkie, płaciłem dotąd całość jednorazowo, w drugim terminie, czyli tym przewidzianym dla pierwszej prognozowanej opłaty miesięcznej (jeżeli ktoś z czytelników czuje się zgubiony w tych zawiłościach, to nic dziwnego, ja też nie pojmowałem tego systemu, zanim mi ktoś nie wyjaśnił).
Przez ileś tam rachunków więc wszystko było w porządku: każdy następny przychodził z podziękowaniem za terminowe uregulowanie poprzedniego. Nagle jednak okazało się, że system jednak żyje i jest modyfikowany. Bo oto z kolejnego rachunku nie tylko znikło podziękowanie, ale jeszcze pojawiły się odsetki za nieterminową zapłatę pierwszej, wyrównawczej w stosunku do poprzedniego rachunku, raty. Jak można się domyślić, kwota odsetek to kilkanaście groszy.
Moja kalkulacja była zaś taka: skoro z czterech, niemal identycznych należności, jedną płacę z miesięcznym opóźnieniem, jedną na czas, a dwie z wyprzedzeniem - odpowiednio miesiąca i dwóch, to ogólnie energetyka wrocławska i tak na tym zyska. I to zyska podwójnie, bo większą część należności dostaje wcześniej i ponosi koszty przetwarzania tylko jednej wpłaty, a nie czterech.
Komputery widać jednak takie przebiegłe nie są i - jak nasze ręce - nastawione są wyłącznie na grabienie ku sobie.
Cóż, od bankowych przelewów internetowych nie ma opłat, więc tym razem zapłacę tak, jak tego chcą, czyli w czterech ratach.
Cztery raty. Cztery przelewy. Cztery przetwarzania. Ale może za to na następnym rachunku znowu mi podziękują?