Prawdziwa twarz w sieci

Z dr. Krzysztofem Krejtzem, zastępcą dyrektora Instytutu Społecznej Psychologii Informatyki i Komunikacji Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, rozmawia Andrzej Gontarz.

Z dr. Krzysztofem Krejtzem, zastępcą dyrektora Instytutu Społecznej Psychologii Informatyki i Komunikacji Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, rozmawia Andrzej Gontarz.

Wydaje się, że jednym z ważnych wyznaczników aktywności człowieka we współczesnym społeczeństwie jest poczucie podmiotowości. Jaką rolę w tym zakresie odgrywają lub mogą odgrywać techniki informacyjne? Czy Internet, sieci komputerowe, wirtualne społeczności jakoś wpływają na naszą ocenę możliwości decydowania o swoich losach?

Zauważmy, że w ogóle brakuje jednoznacznej, precyzyjnej definicji pojęcia podmiotowości. Bardzo ważne jest tutaj poczucie, że jest się sprawcą i aktorem, a nie jedynie obserwatorem zdarzeń. Aktor podejmuje decyzje, ma wolną wolę i odpowiada za swoje wybory. Z podmiotowością wiąże się wyrażanie własnych cech osobowości oraz możliwość zachowania się zgodnie z samym sobą.

Jak sugerują wyniki badań prowadzonych przez McKenna i Bargha, w sieci ludzie są w stanie łatwiej opowiadać o swoich prawdziwych cechach niż podczas kontaktu twarzą w twarz; są w stanie ujawnić te informacje o sobie, które w realu ukrywają. Tym samym w Internecie łatwiej jest poznać rozmówcę - jaki jest, co sobą reprezentuje - niż podczas spotkań w świecie realnym.

Dlaczego tak się dzieje?

Prawdziwa twarz w sieci

Krzysztof Krejtz

W Internecie nie ma aż tak dużej presji społecznej i są mniejsze konsekwencje społeczne komunikacji, to oczywiste. Bo jakie niby namacalne konsekwencje mogą mieć wypowiedzi w sieci? Chyba że należymy do grupy dyskusyjnej, gdzie mamy swoją tożsamość, budowaliśmy latami swoją reputację na forum dyskusyjnym i nagle zostajemy wykluczeni z tego grona. Ale już np. w tzw. czat roomach konsekwencje naszych zachowań są bardzo małe.

Podobnie jest z presją społeczną, która związana jest z bezpośrednim kontaktem wzrokowym podczas rozmowy. W Internecie obawa przed pokazaniem swojego "ja" jest mniejsza.

Dlaczego w bezpośrednich kontaktach z innymi skrywamy swoją prawdziwą twarz?

Boimy się odrzucenia. Są normy funkcjonujące w społeczeństwie, które mówią: "tak nie można", "tak jest niedobrze", "tak nie wypada". Często obawa przed odrzuceniem jest wydumana, niemniej stanowi poważny ogranicznik pełnego otwarcia się człowieka przed innymi. W Internecie wiele barier znika, można znaleźć takie środowisko, w którym reprezentowane przez nas poglądy są aprobowane, wręcz pożądane.

Jaki to ma związek z podmiotowością?

Odwołajmy się do przykładu badań, w których uczestniczyły osoby posiadające cechy i preferencje, np. seksualne czy polityczne, reprezentowane przez mniejszość społeczeństwa oraz często nieakceptowane społecznie. Dość trudno się do nich przyznać w realu, gdy nie czujemy pełnej akceptacji środowiska. Inaczej w wirtualnych grupach dyskusyjnych, w których osoby mogły podzielić się mało popularnymi poglądami. Okazało się, że w efekcie tych wirtualnych kontaktów osoby te zaczęły bardziej siebie akceptować, miały lepsze zdanie na swój temat, wyższą samoocenę, czuły się mniej wyobcowane. Deklarowały też większą chęć ujawniania swoich cech i zapatrywań również poza Internetem.

Można powiedzieć, że to swoisty rodzaj terapii. Czy ten sam efekt nie zostałby osiągnięty na przykład podczas spotkań grupowych z psychologiem?

Najprawdopodobniej tak, ale osoby te najpierw musiałyby się spotkać, co często związane jest z wieloma trudnościami. Trzeba włożyć dużo pracy w przygotowanie się do udziału w zajęciach terapeutycznych. Żeby pójść na spotkanie grupy terapeutycznej, trzeba dużej odwagi, zdecydowania, może nawet wręcz zdeterminowania. W Internecie o wiele łatwiej zdecydować się na taki krok. W Internecie też znacznie łatwiej znaleźć taką grupę niż w rzeczywistości realnej. Jeżeli ktoś mieszka w małej miejscowości, to tam może nawet nie być żadnego gabinetu psychologicznego.

Grupy w sieci tworzą się spontanicznie, nie są prowadzone zawodowo. Wymuszają więc na ludziach w nich uczestniczących większą odpowiedzialność, jak również pozwalają na większe poczucie wpływu na losy grupy. Podmiotowość łączy się bowiem silnie z poczuciem sprawstwa. W internetowych grupach dyskusyjnych każdy z uczestników ma potencjalnie równy wpływ na sytuację, która dzieje się w tej grupie, i to wpływ znaczący.

Czy ograniczenie tego wpływu do rzeczywistości wirtualnej nie sprawia, że w gruncie rzeczy mamy do czynienia tylko z namiastką podmiotowości? Obawa przed odrzuceniem nie pozwala mi w pełni ujawnić siebie w świecie rzeczywistym, rekompensuję to sobie swobodą wyrażania siebie w sieci. Ale sieć przecież nie jest całym środowiskiem życia.

Wyniki badań pokazują, że po uczestnictwie w takich wirtualnych grupach dyskusyjnych ludzie mają ochotę ujawniać swoje postawy i preferencje także w życiu codziennym, w świecie rzeczywistym. Niestety, nie prowadzono dalszych badań - jak to nastawienie było rzeczywiście realizowane, na ile chęci przekładały się na czyny. Z drugiej strony, z innych badań psychologicznych wiemy, że istnieje tendencja do generalizacji skutków konkretnych zachowań czy działań, jeśli były one znaczące dla jednostki, przenoszenia ich na inne środowiska, wykorzystania również w innych sytuacjach. Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że skutki uczestniczenia w grupach, o których tu była mowa, przenoszą się także na zachowania poza Internetem.

Czy w obszarze społeczności wirtualnych - w grupach dyskusyjnych, na czat-rozmowach rzeczywiście ma miejsce pełna swoboda jednostkowej ekspresji, czy nie jest odczuwalna tam żadna presja kulturowa, żadna presja społeczna?

Z pewnością istnieje pewien poziom otwartości dopuszczany przez każdego człowieka indywidualnie, także w społecznościach wirtualnych. Niemniej tam właśnie ograniczenia są mniejsze niż podczas spotkań w świecie rzeczywistym. Jesteśmy w stanie pokazać tam więcej swoich cech i - co również bardzo ważne - są one tam bardziej zauważane i akceptowane. Na co dzień wielu osobom doskwiera nieśmiałość. Ludzie tacy boją się ocen innych uczestników spotkania. Dlatego wiele osób nie zabiera w ogóle głosu podczas zebrań, spotkań grupowych czy nie jest w stanie zdecydować się na publiczne wystąpienie, chociaż niejednokrotnie miałoby do powiedzenia naprawdę wiele interesujących rzeczy.

W Internecie mamy szansę wystąpić anonimowo, gdy nikt nas nie widzi, ukryć swój wizerunek, posłużyć się tzw. nickiem. To powoduje, że o wiele łatwiej jest nam się otworzyć, ujawnić swoje prawdziwe poglądy, zapatrywania, cechy osobowości. Osoby nieśmiałe mogą znacznie łatwiej wyrazić swoje zdanie i potencjalnie mieć większy wpływ na zachowanie grupy osób.

Oczywiście, to zdanie nie musi zostać podjęte przez większość grupy, wręcz może być odrzucone, ale już sam fakt możliwości nieskrępowanego wyrażenia swojej opinii sprawia, że potencjalny wpływ na podejmowane przez grupę decyzje jest o wiele większy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200