Mainframe na złom

Do University of Virginia w Charlottesville trafiłem na kilka dni przed wymianą głównego komputera. Była to wyjątkowa okazja. Gdybym tam trafił miesiąc później, nikt by już o całej sprawie nie pamiętał i niczego bym się nie .dowiedział. Przede wszystkim zaś tego, dlaczego IBM-y są najpopularniejszymi komputerami w Ameryce. Nikt przecież nie twierdzi, że bowiem nie ten, kto sprzedaje najlepsze maszyny, tylko ten, kto gwarantuje najsprawniejszy serwis.

Do University of Virginia w Charlottesville trafiłem na kilka dni przed wymianą głównego komputera. Była to wyjątkowa okazja. Gdybym tam trafił miesiąc później, nikt by już o całej sprawie nie pamiętał i niczego bym się nie .dowiedział. Przede wszystkim zaś tego, dlaczego IBM-y są najpopularniejszymi komputerami w Ameryce. Nikt przecież nie twierdzi, że bowiem nie ten, kto sprzedaje najlepsze maszyny, tylko ten, kto gwarantuje najsprawniejszy serwis.

Trzy dni

Żadna instytucja w Stanach Zjednoczonych nie może sobie pozwolić na długą przerwę w pracy. IBM wykorzystuje do wymiany sprzętu długi weekend. Jeśli akurat brakuje odpowiedniego ruchomego święta, o które można by przedłużyć weekend, uniwersytet ogłasza pierwszy lepszy poniedziałek dniem wolnym od pracy.

Wszyscy pracownicy powiadomieni zostają kilka tygodni wcześniej, że przez trzy dni zamknięta będzie biblioteka, system wpisywania studentów na zajęcia, lokalny bank i poczta; nie będzie działać księgowość, planowanie, poczta

elektroniczna i biuro prezydenta uniwersytetu. W piątek po .południu rozpoczął się mecz koszykówki - i był to sygnał, że na trzy dni un naukowa.

Niewidzialny komputer

Po ogłoszeniu, że komputer idzie do wymiany, maszyna przestaje być święta i po wielkich staraniach można ją ?zobaczyć. Wcześniej było to niemożliwe. Uniwersytet amerykański dba o swój mainframe bardziej niż przeciętny

bank o skarbiec. Komputer znajduje się w hermetycznie .zamkniętym pomieszczeniu, ma zapewnioną stałą wilgotność i temperaturę. Stoi w ciemności, otoczony systemem czujników "wykrywających dym. pomieszczenia. Zresztą nie ma tam nic do oglądania. Wszystkie monitory zamontowane są w sąsiednim pokoju. Ponadto jest to "unmanned area". Raz wpuszczono kogoś do środka bez ważnego powodu, i mimo że zachowano wszystkie .środki ostrożności, dwa czujniki alarmowe zadziałały jednocześnie. Włączył się system gaszenia pożaru. Z wielkich metalowych zbiorników wydobył się halon i wypełnił całe pomieszczenie. Ledwie zdołano wyprowadzić zagrożone osoby. Były już lekko podduszone.

Po usłyszeniu tej historii chciałem już zrezygnować z oglądania komputera, gdy przyszło mi do głowy głupie pytanie: Czy system chłodzenia procesorów wodą zapewnia komputerowi temperaturę pokojową, czy jakąś inną? Szef wydziału komputerowego popatrzył na mnie badawczo i nic nie powiedział. Postanowił sprawdzić. Nie wypadało mu teraz pójść beze mnie. I tak dostałem się do środka.

Przede mną stał komputer składający się z czterech sprzężonych jednostek - dwóch IBM 3084 i dwóch IBM 3082 - noszący nazwę IBM 3084Q. System z 64 MB pamięci głównej i 105 GB pamięci zewnętrznej, z 48 kanałami wyjścia/wejścia zajmował środek pomieszczenia wielkości sali gimnastycznej. Do czterech szaf dołączonych było 8 napędów pamięci taśmowej typu 6250/1600 BPI i 8 napędów pamięci kasetowej IBM 3480. Przyzwoity zestaw. Szef z dumą patrzył na swój sprzęt. Cztery wielkie szafy postawione na rusztowaniu zastępującym podłogę cicho szumiały. Szef odsunął drzwi jednej z szaf i przyłożył rękę do mosiężnej rury doprowadzającej wodę. Skinął w moją stronę i też pozwolił mi dotknąć przewodu. Temperatura wody była dokładnie taka sama, jak temperatura powietrza. Wyszliśmy gasząc za sobą światło.

W sąsiednim pokoju kontrolny monitor pokazywał jednocześnie stopień wykorzystania każdej z czterech jednostek komputera i czterech systemów pamięci zewnętrznej. Staliśmy przed ekranem przez kilka minut. W tym czasie każda z czterech jednostek komputera wykorzystywana była w co najmniej 85%, często w 95%. Była to pierwsza wskazówka mówiąca, że system jest zbyt obciążony. Druga - bardziej prozaiczna. Wydział komputerowy nie był w stanie wykonywać otrzymywanych zamówień na czas. W zasadzie każde zlecenie powinno być wykonane w ciągu 12 godzin. Poszczególne biura uniwersytetu powinny otrzymywać zamówione wydruki następnego dnia rano. Coraz częściej termin ten przekraczano.

Czym komputer był tak zaabsorbowany, że nie mógł się uporać z rutynowymi zamówieniami? Okazało się, że wykorzystuje się go właśnie do zaprowadzenia nowej sprawiedliwości społecznej. Pracownicy są niezadowoleni z faktu, że od dwóch lat nie mieli podwyżki. I choć każdy rozumie, że wszyscy nie mogą dostać podwyżki jednocześnie, każdy żąda czegoś dla siebie. Robi się więc rozmaite zestawienia zarobków uwzględniając kolor skóry, płeć, lata pracy, liczbę publikacji, pełnione funkcje i wiek. Przy tak wielu czynnikach okazuje się zawsze, że pewne osoby odbiegają od przeciętnej. Zwołuje się wtedy zebranie i żąda podwyżek dla osób najbardziej pokrzywdzonych. Wydział komputerowy musi sporządzać rozmaite listy osób o nietypowym połączeniu cech, np. Murzynek z Południa o długim stażu pracy, świeżo zatrudnionych młodych białych lekarzy, zasłużonych i wiekowych kierowników działów, płodnych autorów w średnim wieku lub byłych studentów własnej uczelni o niepełnej sprawności. W takich zestawieniach zawsze ktoś wpada w oko jako szczególnie poszkodowany. Wtedy zbiorowo targuje się dla niego podwyżkę. Gdy się to powiedzie, podwyżki żąda natychmiast kolejna osoba najbardziej podobna do tej pierwszej.

Innym, nieznanym dawniej obciążeniem komputera jest zapisywanie studentów na zajęcia. Każdy kurs oznaczony jest symbolem literowym i liczbowym, np. MH202. Zarejestrowany student otrzymuje liczbę, która go identyfikuje i którą powinien zachować w tajemnicy, podobnie jak np. numer swojego konta w automacie gotówkowym. Zapisywanie na zajęcia odbywa się przez telefon. Student dzwoni do biura rekrutacyjnego i komputer podaje mu syntetycznym głosem polecenie, by używając klawiszy telefonu wpisał swój numer identyfikacyjny. Jeśli numer się zgadza, student otrzymuje instrukcję, by podał listę 5 kursów, które zamierza wybrać w nadchodzącym semestrze. Po podaniu propozycji, komputer sprawdza, czy są to kursy odpowiednie dla danego studenta, czy ma on prawo pierwszeństwa wyboru tych kursów, czy wniósł opłatę odpowiedniej wysokości, itp. Jeśli wszystko się zgadza, student zostaje wpisany na odpowiednie listy i otrzymuje informację, gdzie się ma zgłosić po wydruk swoich obciążeń. Jeśli coś się nie zgadza, komputer prosi o podanie innych propozycji - i prowadzi negocjacje ze studentem aż do skutku.

Kolejnym obciążeniem dla komputera są PC-ty kilkuset pracowników, którzy podłączyli się do uniwersyteckiego mainframu. W ten sposób korzystają z poczty komputerowej, danych bibliograficznych, biuletynu informacyjnego, itp. Coraz częściej używają też edytorów tekstów oferowanych przez uniwersytecki komputer, redukując tym samym swój własny PC do terminala.

Od kilku miesięcy w pokoju szefa wydziału komputerowego urywały się telefony. Zamiast pracować, musiał się tłumaczyć dlaczego nie ma wydruków na czas. Wreszcie dopiął swego. IBM 3084Q zostanie wymieniony na 3090-400E, za cenę około jednego miliona USD. Główny komputer najlepszego uniwersytetu w Wirginii będzie miał 128 MB pamięci operacyjnej, 128 GB pamięci zewnętrznej i 64 kanały wyjścia/wejścia o wysokiej szybkości działania.

Dziki demontaż

W piątek po południu do uniwersytetu przyjeżdża ekipa IBM i rozpoczyna demontaż. Jest to, w gruncie rzeczy, czysty wandalizm. Kilkuletni, dobrze utrzymany komputer odkręca się od rusztowania na podłodze używając topornych narzędzi. Troskliwie owija się kable dochodzące do komputera i zabezpiecza rury z dopływem wody do systemu chłodzenia, ale o same szafy nikt nie dba. W trakcie odkręcania zostają pogięte i połamane. Komputer, który jeszcze poprzedniego dnia obsługiwał cały uniwersytet, rzucony jest na ciężarówkę jak bezwartościowy rupieć. Nikt go nie kupi, więc nie ma żadnej wartości. Idzie na złom.

Nie mogę się powstrzymać od uwagi: Może by z niego zrobić prezent dla jakiegoś uniwersytetu w Polsce? Ta propozycja wprawia szefa wydziału komputerów w zakłopotanie. Chyba nie chcielibyście go mieć. Ma już ponad pięć lat. Utrzymanie go kosztuje 15 tysięcy dolarów miesięcznie. A poza tym, kto by zapłacił za transport? Staram się odpowiedzieć na te zastrzeżenia mając wrażenie, że wplątuję się w jakąś niemożliwą sytuację: Za transport musimy płacić tak czy tak, bez względu na to, czy komputer jest nowy, czy stary; a ten który tu stoi w Polsce nie robi wrażenia tak starego, jak w Ameryce.

Szef nie wie, co powiedzieć. No dobrze. Gdybyś wcześniej powiedział, może dałoby się coś zrobić. Byłby to prezent. Teraz jest już za późno. A poza tym, kto by zagwarantował, że wymiana przeprowadzona zostanie w ciągu trzech dni? Nowy komputer musi pracować w poniedziałek. Tego się nie da zrobić, jeśli ta ekipa ma się jednocześnie troszczyć o dwa komputery. Nie mam zamiaru się spierać. Żałuję tylko, że Warszawa leży tak daleko od Wirginii.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200