Komputer też człowiek

Niedawno ukazała się w naszym tygodniku rezenzja programu do nauki angielskiego ETeacher, któremu autor wytknął kilka, oględnie mówiąc, niedociągnięć. I stała się rzecz dziwna - po ukazaniu się numeru w kioskach dwie znane mi osoby stwierdziły: "Wiesz, chyba kupię sobie tego ETeachera!".

Niedawno ukazała się w naszym tygodniku rezenzja programu do nauki angielskiego ETeacher, któremu autor wytknął kilka, oględnie mówiąc, niedociągnięć. I stała się rzecz dziwna - po ukazaniu się numeru w kioskach dwie znane mi osoby stwierdziły: "Wiesz, chyba kupię sobie tego ETeachera!".

Co może być podstawą tej paradoksalnej reakcji? Mam wrażenie, że wcale nie chodzi tu o przekorę. Wprost przeciwnie, jej podłoże jest całkiem niebanalne, a ze zrozumienia istoty zjawiska mogą płynąć całkiem praktyczne wnioski.

Żyjemy w świecie realnym, a więc niedoskonałym z natury rzeczy. Chodzimy w ciasnych butach, jeździmy psującymi się samochodami, stykamy się z ograniczonymi ludźmi, itp. Byty idealne istnieją tylko w abstrakcji lub dziełach sztuki. Są natomiast obce codziennemu doświadczeniu. Stykając się z czymś, co nosi jakieś cechy ideału lub choćby wyższej doskonałości, odczuwamy lęk i nieufność. Bywalec barów mlecznych niechętnie i z duszą na ramieniu wchodzi do hotelu Marriott, posiadacz malucha patrzy na sportowe Ferrari z zawiścią pomieszaną z zabobonnym lękiem, zaś przeciętny mężczyzna czuje się nieswojo wobec bardzo pięknej kobiety.

Lęk przed doskonałością to pierwotny atawizm, mający swe źródło w lęku człowieka przed groźnym bóstwem, miotającym pioruny i trzęsącym ziemią, doskonałym w swej bezwzględności i grozie. Ludzie z natury rzeczy boją się kontaktu z absolutem.

Czy trzeba ten lęk zwalczać, "wyzwalać" z niego? Nie! Stwórca był bardzo mądry, wyposażając człowieka w tę przypadłość. Gdyby nie ów lęk, tkwilibyśmy w szponach nieposkromionej żądzy coraz lepszych rzeczy, większej kariery, mocniejszych przeżyć. Wszyscy mężczyźni uganialiby się wyłącznie za Cindy Crawford nie zwracając uwagi na nieco mniej efektowne panie, a panie z pogardą odwracałyby wzrok od każdego, kto nie jest Robertem Redfordem lub Patrickiem Swayze'em.

Komputer istotnie może wydać się czymś właśnie zbyt bliskim doskonałości, by zostać potraktowanym bez uprzedzeń. Posiadając pewne pozory inteligencji, jest jednocześnie arogantem, który każe człowiekowi dorosnąć do swego poziomu, samemu nie mając zamiaru się zniżać. Nigdy się nie zaczerwieni, nie zmiesza, nie przeprosi za własny błąd, za to częstuje nas, w przypadku naszego błędu, wyniosłymi komunikatami w rodzaju "bad command or file name".

Chyba to jest właśnie trop prowadzący do wyjaśnienia pozornie nieracjonalnej postawy, którą opisałem na początku. Program jest niedoskonały? Ma błędy? To coś dla mnie! Przynajmniej nie będę miał nieznośnego wrażenia, że to pudło jest ode mnie mądrzejsze!

Jeżeli mam rację - a mam ją na pewno - to wszyscy bez wyjątku reklamiarze, a także konstruktorzy, popełniają kardynalny błąd, dążąc do przekonania klienta, że ich produkt jest doskonały. Może byłoby nie od rzeczy zaimplementować mu trochę mało uciążliwych wad, nieco bezradności? Na przykład, niech arkusz kalkulacyjny wyświetli czasem komunikat: "Chyba się pomyliłem, każ mi jeszcze raz przeliczyć". Albo edytor podczas sprawdzania ortografii (a więc w trakcie obnażania naszych niedostatków!) niech przyzna się czasem: "Nie wiem, czy pisze się pszenica czy przenica".

"Mój program nie jest zbyt dobry, ale za to da się lubić". Jeśli ktoś zareklamuje swój towar w taki właśnie sposób i odnotuje wyraźny wzrost sprzedaży, to rezerwuję sobie 5 % od przyrostu obrotów. Powodowany bowiem obawą przed nadmiernym zbliżeniem do doskonałości, jestem łasy na pieniądze.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200