Strzyżenie polskich owiec

Niezwykle interesującą informację znaleźć można było ostatnio w opublikowanej przez CUP analizie kondycji ekonomicznej przedsiębiorstw przemysłowych. Wynika z niej mianowicie, że w III kwartałach ubiegłego roku najwyższą rentowność wśród przedsiębiorstw przemysłowych (75,31 %) uzyskały jednostki pomocnicze przemysłu elektronicznego. Oznacza to ni mniej ni więcej, że każda złotówka nakładów poniesionych w tej branży przynosi 0,7 zł zysku. Wspomniane jednostki pomocnicze przemysłu elektronicznego znalazły się na pierwszym miejscu rankingu CUP, wyprzedzając nawet wiecznego - jak się niegdyś wydawało - posiadacza tej pozycji, czyli przemysł spirytusowy.

Niezwykle interesującą informację znaleźć można było ostatnio w opublikowanej przez CUP analizie kondycji ekonomicznej przedsiębiorstw przemysłowych. Wynika z niej mianowicie, że w III kwartałach ubiegłego roku najwyższą rentowność wśród przedsiębiorstw przemysłowych (75,31 %) uzyskały jednostki pomocnicze przemysłu elektronicznego. Oznacza to ni mniej ni więcej, że każda złotówka nakładów poniesionych w tej branży przynosi 0,7 zł zysku. Wspomniane jednostki pomocnicze przemysłu elektronicznego znalazły się na pierwszym miejscu rankingu CUP, wyprzedzając nawet wiecznego - jak się niegdyś wydawało - posiadacza tej pozycji, czyli przemysł spirytusowy.

Należałoby się z tego cieszyć, gdyby nie kolejna lista branż przemysłowych, tym razem o najmniejszym współczynniku rentowności, przynoszących ewidentne straty gospodarce. Tu z kolei na mało zaszczytnym, bo 16 miejscu od końca, ulokowała się branża elektroniki sensu stricto. Każda wydatkowana przez nią złotówka przynosi 0,25 zł... straty.

To zestawienie dobitnie obrazuje, że występuje w naszym kraju bardzo poważny (i - jak się okazuje - wypłacalny), rynek komputerowy, pozwalający znakomicie funkcjonować jednostkom pomocniczym (czytaj pośrednikom zaopatrującym nas w wyprodukowane gdzie indziej produkty lub w najlepszym razie montującym je ). Z drugiej strony - mimo ogromnego popytu - rodzima elektronika znajduje się nadal na krawędzi przepaści, nie mając żadnych szans przebicia się na ten rynek z racji przestarzałej technologii, wysokich kosztów produkcji i braku środków na inwestycje, które pozwoliłyby zmienić ten stan rzeczy.

Wszelkie rządowe programy elektronizacji gospodarki zarosły już kurzem na ministerialnych półkach. Zmienił się system i CUP zajmuje się wprawdzie analizami, ale nie rozdziela środków na realizację, zwłaszcza tego co mało realne. Gorzej natomiast, że o lepszym lub gorszym potencjale polskiej elektroniki zapomniano w gremiach odpowiedzialnych za prywatyzację.

Rozmnożyły się w Polsce, jak grzyby po deszczu, przedstawicielstwa wielu zachodnich potentatów elektroniki, zwłaszcza przemysłu komputerowego. Żaden z nich jednak nie bierze w rachubę możliwości inwestowania w naszą elektronikę, a szczególnie przejmowania w większej lub mniejszej części tego, co pozostało z tej branży.

Trudno zresztą się temu dziwić. Według szacunkowych danych International Data Corporation w 1990 r. udało się sprzedać w Polsce 50 tys. komputerów osobistych po przeciętnej cenie 1300 USD. W rok póżniej polski rynek wchłonął już 100 tys. komputerów osobistych, po przeciętnej cenie 1000 USD, czyli przyniósł obcym producentom i dostawcom (również rodzimym) co najmniej 100 mln USD. Jeżeli dodamy do tego zakupy większych jednostek, systemów komputerowych, to wartość dostarczonego do Polski sprzętu należy szacować na 150 - 200 mln USD. Wydaje się przy tym (sądząc chociażby po komputerowym szaleństwie zakupów, jakie miało miejsce pod koniec roku), że równie daleko jeszcze do bieżącego zaspokajania potrzeb, jak i do racjonalizacji zakupów przez użytkowników. Decydują się oni na komputerowe inwestycje pod koniec roku, gdy się podliczą.

Jest przy tym rzeczą znamienną, że inicjatorzy prawidłowego kupowania narzędzi informatycznych nie wywodzą się bynajmniej z grona najbardziej zainteresowanych, czyli nabywców. Ci nadal skłonni są raczej się komputeryzować niż informatyzować, czyli najpierw kupować sprzęt, a potem myśleć co z nim zrobić. Inicjatywy takie przejawiają poważni producenci zachodni, którzy deklarują coraz głośniej chęć i potrzebę racjonalnego sprzedawania czyli poprzedzania go rozpoznaniem obecnych i przyszłych potrzeb użytkownika.

Szczęściem w nieszczęściu polskiej informatyzacji jest to, iż obecny jej proces przypada na moment upowszechniania systemów otwartych, co wyrażnie unifikuje problemy sprzętowe, przenosząc akcenty marketingowe w sferę oprogramowania i budowy kompatybilnych systemów. W tym sensie RIAD - owskie pomysły (na szczęście nie do końca zrealizowane) pozostawiły wypaloną ziemię pod najnowocześniejsze rozwiązania.

Mała jednak szansa skorzystania z tej okazji, jeśli - tak jak dotąd - o informatyzacji przedsiębiorstw będzie decydowało to, czy w grudniu zasoby gotówki okażą się wystarczające, aby pośpiesznie udać się do pierwszej lepszej firmy i przed Nowym Rokiem wydać pieniądze.

O rokowaniach na temat tegorocznych zachowań rodzimych nabywców będzie można więcej powiedzieć po zakończeniu największej -jak się wydaje - imprezy targowej "Komputer - Expo'92". Wszyscy poważni wystawcy zadeklarowali chęć niemalże wymuszenia na potencjalnych klientach sensownego zachowania. Niektórzy - jak np. ICL - zapowiedzieli wręcz, że sprzęt schowają na zapleczu, a oferować i demonstrować będą jedynie efekty jego pracy przy takim bądż innym zestawie oprogramowania.

Tak więc rezultaty, jakie udaje się już obecnie uzyskiwać na polskim rynku są dostatecznie zachęcające, aby traktować go poważnie. U przedstawicieli wielkich korporacji informatycznych takie drobiazgi jak niekonsekwencje polityki celnej, prognozy związane z nasileniem inflacji nie wywołują jak na razie stresu. Równocześnie jednak z rzadka tylko pojawiają się głosy, iż szkoda fachowej kadry informatyków, która w wędrówce "za chlebem" uprawia dziwny zawód importera tajwańskich klonów. Dotyczy to zwłaszcza programistów, również tych piszących programy aplikacyjne, często przy użyciu przestarzałych już narzędzi. Jeżeli o nich chodzi, pojawiają się już głosy o ewentualnym zasileniu ich w najnowsze rozwiązania.

Na temat ratowania potencjału polskiej elektroniki nadal panuje kompletna cisza. Pytanie tylko na ile jest ona spowodowana brakiem jakiejkolwiek przemyślanej oferty ze strony odpowiedzialnych za procesy prywatyzacyjne. Pora chyba, aby ktoś pomyślał o tym problemie poważnie i aby Bóg go strzegł przed rozwiązaniami typu protekcjonistycznego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200