Mam dośc Lotusa!

Nazwisko Mitchella Kapora, byłego disc-jockeya i nauczyciela medytacji transcendentalnej, figuruje na liście pionierów przemysłu komputerów osobistych, obok takich ludzi jak Steve Jobs czy Bill Gates. W przeciwieństwie do nich, twórca pierwszego w historii arkusza kalkulacyjnego Lotus 1-2-3 nie lubi zajmować się robieniem pieniędzy. Pięć lat temu porzucił firmę Lotus Development Corp., którą sam założył i doprowadził do rozkwitu, zarabiając przy okazji ponad 200 mln dolarów. "Pięć lat poświęcone Lotusowi odczułem jak 20 lat wyrwane z życia - stwierdza dziś Mitchell Kapor. Przez ten czas byłem więźniem arkusza kalulacyjnego!"

Nazwisko Mitchella Kapora, byłego disc-jockeya i nauczyciela medytacji transcendentalnej, figuruje na liście pionierów przemysłu komputerów osobistych, obok takich ludzi jak Steve Jobs czy Bill Gates. W przeciwieństwie do nich, twórca pierwszego w historii arkusza kalkulacyjnego Lotus 1-2-3 nie lubi zajmować się robieniem pieniędzy. Pięć lat temu porzucił firmę Lotus Development Corp., którą sam założył i doprowadził do rozkwitu, zarabiając przy okazji ponad 200 mln dolarów. "Pięć lat poświęcone Lotusowi odczułem jak 20 lat wyrwane z życia - stwierdza dziś Mitchell Kapor. Przez ten czas byłem więźniem arkusza kalulacyjnego!"

Człowiek, który dał światu Lotusa 1-2-3 - najlepiej sprzedawany program w dotychczasowej historii komputerów osobistych - nie chce dziś słyszeć o prowadzeniu jakiejkolwiek firmy czy podejmowaniu kolejnych przedsięwzięć komercyjnych. Jego obecną pasją jest Electronic Frontier Foundation - założona przez niego w 1990 roku organizacja, która stawia sobie za cel walkę o właściwy kształt polityki państwa wobec komputerowych środków informacji. Materialną podstawą działalności EFF jest osobisty majątek Kapora.

Do swych przewodników duchowych Mitchell Kapor zalicza Edisona, Ghandiego i Groucho Marxa.

Poniżej przedstawiamy skrót wywiadu, jaki ukazał się w numerze 48/91 amerykańskiego ComputerWorld.

COMPUTERWORLD: Dlaczego w 1986 r. porzucił Pan Lotus Development Corp.?

Mitchell Kapor: Arkusz kalkulacyjny był dla mnie bardzo hojny, ale ja czułem się jak w pułapce. Nie należę do ludzi, których bawi kierowanie wielką korporacją. Przygniatała mnie stale rosnąca odpowiedzialność wobec coraz liczniejszej grupy ludzi: pracowników, posiadaczy akcji, klientów. Nie czułem się na siłach temu podołać nie tracąc jednocześnie własnej osobowości. Nie mogłem już być sobą. Szybki rozwój firmy postawił mnie wobec zadań, do których nie byłem przygotowany. Uczenie się tych rzeczy nie wydawało mi się warte wysiłku.

CW: Czy odszedł Pan w wyniku jakichś konfliktów?

M.K.: Nie, ale były pewne napięcia. Chciałem zrezygnować z zabezpieczania programów przed kopiowaniem. W końcu rzeczywiście z tego zrezygnowano, lecz dużo później.

CW: Dlaczego zajął się Pan polityką?

M.K.: Od dawna byłem w jej pobliżu. Przemysł produkuje coraz to nowsze cyfrowe środki komunikacji, tworząc swego rodzaju "świat on-line", cyberprzestrzeń. Informatyka osiągnęła dziś graniczny poziom rozwoju, który można porównać do telewizji w latach trzydziestych i czterdziestych. Wpływ tego rozwoju na społeczeństwo nie jest jeszcze rozpoznany. Na naszych oczach powstaje zupełnie nowa kultura cyberprzestrzeni, a my nie bardzo wiemy, jakie elementy wnosi ona w nasze życie. Ludzie odpowiedzialni za rozprzestrzenianie nowej technologii informacyjnej powinni się zastanowić nad wartościami i niebezpieczeństwami, które wnosi zwłaszcza w kontekście ideałów wolności, praw obywatelskich i swobodnej konkurencji. Oto przykładowy problem: do jakiego stopnia posunąć ochronę baz danych, godząc ideały wolności słowa z prawem obywatela do ochrony jego prywatności? Obecny poziom ochrony danych dotyczących człowieka budzi wiele zastrzeżeń. Uważam, że w odniesieniu do nowych środków przekazu informacji należy podjąć cały szereg decyzji prawnych.

CW: I stąd właśnie zrodził się pomysł powołania EEF?

M.K.: Tak. Powołanie EEF było odpowiedzią na nadużywanie prawa, prowadzące do ograniczania swobód obywatelskich użytkowników komputerów. Ostatnio interesujemy się problemami związanymi z sieciami, także telefonicznymi. W przyszłości będzie istniał jeden zintegrowany system gromadzenia i przekazywania informacji, należy więc rozważyć, jak go budować bez naruszania praw obywatelskich.

CW: Czy sprawy te naprawdę budzą wątpliwości?

M.K.: Rzeczywiście, nigdy nie słyszałem, by ktokolwiek twierdził wprost, że prawa obywatelskie nie są u nas konstytucyjnie chronione. Raczej można usłyszeć opinie w rodzaju: "Musimy jakoś tropić oszustów posługujących się komputerami, więc musimy mieć do tego środki prawne!". Toczą się więc nie kończące się dyskusje, jak pogodzić prawo własności z koniecznością jego ochrony, jak zapewnić możliwość swobodnego dostępu do środków komunikacji jednocześnie nie ułatwiając zadania oszustom.

Od czasu, gdy EFF rozpoczęła działalność, dyskusja ta weszła na nowe tory. Mogę powiedzieć, że my w EFF nie wymyślamy żadnych nowych problemów, a tylko głośno wyrażamy to, co myślą ludzie.

CW: Zarzuca się Panu, że występuje w obronie hackerów...

M.K.: To nieprawda. Takie opinie rozsiewa bardzo wąska i izolowana grupa ludzi. Wbrew temu, co o mnie mówią, nie jestem zwolennikiem nadmiernie liberalnych praw.

CW: Stwierdził Pan kiedyś, że jednym z głównych problemów przemysłu komputerowego jest brak prawdziwie przyjaznego oprogramowania. Czy ma Pan zamiar osobiście zająć się również tym problemem?

M.K.: Podstawowy teren, po którym muszą się dziś poruszać użytkownicy komputerów osobistych, czyli DOS i MS Windows, są dalekie od intuicyjności. Zamiast sprzyjać człowiekowi, wzbudzają w nim frustrację. MS Windows to duży krok naprzód w stosunku do DOS-a, ale nadal daleko nam do tego, co być powinno. Mimo pewnego postępu, komputer nadal pozostaje jednym z tych urządzeń technicznych, na których należy się znać. Tymczasem trzeba mu nadać poziom prostoty niewiele tylko ustępujący obsłudze wideomagnetofonu. Mam nadzieję, że producenci oprogramowania okażą się bardziej twórczy i pomysłowi niż do tej pory. Następnym etapem na drodze do pełnej przyjazności są niewątpliwie interakcyjnie działające multimedia.

Obecnie pracuję nad programem, który będzie rezultatem moich badań nad pocztą elektroniczną Internetu. Jestem wobec niej tak samo krytyczny jak wobec oprogramowania komputerów osobistych. Są one nadal zbyt trudne w obsłudze, za mało zintegrowane. Organizuję mały zespół w ramach EFF, który będzie produkować oprogramowanie dla Internetu. Wszystkie programy będą bezpłatnie udostępnione użytkownikom Internetu, łącznie z kodem źródłowym. Mam nadzieję, że umożliwi to ich dalszy, komercyjny rozwój.

CW: Ludzie zazwyczaj nie cenią tego, co otrzymują za darmo... Czy idea swobodnej wymiany nie napotyka na opór przedsiębiorców?

M.K.: Wśród firm występuje trochę obaw dotyczących bezpieczeństwa własnych zasobów. Zrobienie skutecznych zabezpieczeń nie jest zbyt trudne, ale jak się jest wicedyrektorem firmy do spraw bezpieczeństwa, to najłatwiej powiedzieć: "Nie będziemy się w to mieszać, dopóki oni sami nie wyprostują tych spraw!". Mogę tylko współczuć ludziom, którzy tak myślą.

W Internet'cie od dawna istnieje kultura wolno dostępnego software'u. Można po prostu wziąć sobie czyjś kod źródłowy i pracować nad nim. Duża część tego software'u osiągnęła bardzo wysoki poziom właśnie dzięki tej dostępności. Proszę mi wierzyć, jeżeli ja coś zrobię, a ktoś to weźmie i skomercjalizuje, to będę się z tego cieszył. Ja nie potrzebuję więcej pieniędzy. Chciałbym, by coraz więcej ludzi miało coraz lepsze rzeczy, a jeśli ktoś w dodatku na tym zarobi, to bardzo dobrze. To jest zresztą bardzo amerykańskie podejście do sprawy.

CW: Czy chciałby Pan, by coś z Pańskiego dorobku łączono z pańskim nazwiskiem już po zakończeniu kariery?

M.K.: Chciałbym, by pamiętano o mnie jako o autorze Lotusa 1-2-3, lecz także Agendy i paru innych programów, nad którymi pracowałem i jeszcze będę pracował; również jako o przedsiębiorcy. Obecnie staram się być adwokatem interesów publicznych w zakresie technologii informacji. Chciałbym więc pozostać w pamięci ludzi również jako ktoś, kto zrobił coś dla dobra publicznego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200