Cukierki i wiercenie

Czytałem kiedyś o szczególnym badaniu, które miało pokazać, czy jest jakaś cecha u dzieci, która predestynuje je do odniesienia sukcesu życiowego. Pewien naukowiec wykonał je na grupie czterolatków.

Czytałem kiedyś o szczególnym badaniu, które miało pokazać, czy jest jakaś cecha u dzieci, która predestynuje je do odniesienia sukcesu życiowego. Pewien naukowiec wykonał je na grupie czterolatków.

Dzieciaki poddane zostały kompleksowym badaniom, m.in. fizycznym i psychicznym. Wykonał też tzw. test cukierkowy, który polegał na tym, że naukowiec zostawiał malucha sam na sam z cukierkiem w pokoju. Wcześniej jednak mówił: "Muszę teraz wyjść na chwilę, ale zaraz przyjdę; możesz zjeść cukierka teraz, ale jeśli poczekasz z tym do mojego przyjścia, dostaniesz dwa cukierki". Dzieci, które przetrwały katorgę kilkuminutowego czekania w towarzystwie smakołyku, badane 20 lat później mogły poszczycić się znacznie większymi sukcesami niż te, które w wieku lat czterech nie potrafiły poskromić swojego łakomstwa.

Mniej więcej tyle samo - 20 lat - mija od czasu, kiedy w Polsce zaczęła się rewolucja mikrokomputerowa. Przynajmniej kilku informatyków znam od lat kilkunastu. Czy możemy dziś powiedzieć, jakie cechy osobowościowe przesądzają o tym, że ktoś w naszym środowisku odniósł sukces albo poniósł porażkę? Czy znaczenie miała inteligencja, pracowitość, ulokowanie się we właściwej firmie, specjalność studiów, a może znajomość języków obcych? Czy raczej to tylko szczęście - fakt znalezienia się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie? A może - tak jak w przypadku czterolatków - umiejętność rezygnowania z doraźnych przyjemności na rzecz długoterminowych celów?

Oczywiście, aby to stwierdzić, należałoby przeprowadzić rzetelne badania naukowe. Obserwując moich znajomych i przyjaciół, czuję "przez skórę", że w życiu informatyka procentują pewna cecha umysłu i stan duszy, który nazwałbym wierceniem się.

Wierci się ktoś, komu niewygodnie siedzi się w fotelu, w którym akurat się znalazł. Jeżeli jest administratorem sieci rozległej, używa wolnego czasu, by prowadzić serwis dla entuzjastów literatury łacińskojęzycznej. Jeżeli jego podstawowe zajęcie to inżynieria oprogramowania, idzie na studia z antropologii. Przemyślenia, jakie ma z konstrukcji ergonomicznych interfejsów użytkownika, stosuje w amatorskim designie sprzętu AGD. Osoby w moim otoczeniu, o których mogę powiedzieć, iż odniosły sukces, to właśnie tacy "wiercący się". Natomiast typowe "szczury z miasta", tj. ci, którzy nie widzą świata poza pracą, pieniędzmi i karierą, z reguły w długim okresie przegrywają. Nie tylko życie osobiste, ale pracę też.

Słowo "kreatywność" zostało strasznie zdeprecjonowane przez rozmaite "poradniki bycia kreatywnym", "kreatywną księgowość" i szkolenia z "kreatywności w biznesie".

Wolę więc stare, ale dobre "wiercenie się", bo ono dobrze oddaje to, o co chodzi: stały brak poczucia komfortu z tego, co akurat się robi i poszukiwanie czegoś nowego, ciekawego i inspirującego. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś zrobi badania naukowe, takie jak test cukierkowy, które udowodnią moją tezę w oparciu o statystykę.

W czasach, kiedy bezrobocie wśród absolwentów sięga kilkudziesięciu procent, wielu szuka cudownego środka na odniesienie zawodowego sukcesu. Niekoniecznie wielkiego, mierzonego ilością zer na koncie, ale małego, polegającego na chwyceniu ciekawej pracy w niezłej firmie, gdzie człowiek czuje się potrzebny i doceniany. Doradzę im coś innego niż wszyscy zawodowi doradzacze, których pełno w gazetach codziennych. Niechaj wiercą się, stale szukając czegoś nowego, interesującego i niekoniecznie bezpośrednio bliskiego ich podstawowemu zajęciu i wykształceniu. Jest naprawdę duża szansa, że za kilkanaście lat to wiercenie się przyniesie im sukces i korzyści.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200