Kliencie ! Nie daj się zwariować !

To hasło, przyjęte jako motto niniejszego tekstu, powinno służyć za obowiązkową myśl przewodnią wszystkim, którzy zamierzają nawiązać bliższą znajomość z informatyką.

To hasło, przyjęte jako motto niniejszego tekstu, powinno służyć za obowiązkową myśl przewodnią wszystkim, którzy zamierzają nawiązać bliższą znajomość z informatyką.

Hura- optymizm środowiska informatyków jest przerażający. Biedny klient, trafiając w ręce przeciętnej firmy komputerowej, zostanie zarzucony masą informacji o Oknach (czytaj Windows), Novellach, Unixach, Xenixach, SQL-ach itd., co może jest zrozumiałe dla mówiącego, ale dla osób spoza branży? Jakoś nie widać w tym wszystkim troski o rozwiązanie problemów klienta. ''Kup Pan u nas, bo nasze rozwiązanie jest najlepsze z punktu widzenia informatyki''. Czy ma ono sens z punktu widzenia potrzeb klienta, jakoś nikt się nie zastanawia.

Obracając się na rynku oprogramowania związanego z siecią Novell, wielokrotnie trafiamy na klienta fantastycznie wyposażonego w sprzęt i oprogramowanie systemowe, którego klasa może być swobodnie prezentowana gościom z rozwiniętego Zachodu. I co z tego? Dbałość firm komputerowych o uzyskanie dodatniego bilansu w sprzedaży prowadzi do sytuacji, że zakupiony sprzęt zamykany jest przez nabywcę za opancerzonymi drzwiami z dużą kłódką, a oprogramowanie sieciowe, zamiast montażu na dysku, ląduje w szafie pancernej ("Panie, to kosztowało 20 milionó, więc gdzie to mam trzymać?" - cytat autentyczny).

To prawda, że ceny na oprogramowanie aplikacyjne, powstające w Polsce, są śmiesznie niskie i że większość firm usiłuje to sobie odbić na sprzedaży sprzętu i aplikacji zachodnich. Do czego to jednak może doprowadzić? Prawdopodobnie do tego samego, do czego doprowadziła "popularyzacja" informatyki w latach 80. Wmawianie wszystkim, że bez Basicu i Pascala nie da się używać komputerów, spowodowało, że każdy kto ukończył 15 rok życia, boi się do nich usiąść, a dyrektor firmy unika tematu w obawie przed ośmieszeniem. W tej sytuacji ucieka się on do jednej z dwóch metod, najprostszych z jego punktu widzenia. Metoda 1: Ogłasza PRZETARG na komputeryzację zakładu. Przy całkowitym braku autentycznie niezależnych instytucji konsultingowych, ta forma zakłada niejako z góry, że na dostawcę wybierzemy firmę najgłośniejszą i najtańszą. Nie ma to jednak nic wspólnego z optymalizacją kosztów. Przecież i tak nikt się nie dowie (w początkowym etapie), co warte jest rozwiązanie proponowane przez daną firmę. Popularna lista referencyjna fachowca tylko rozbawi. Po pierwsze, nikt nie sprawdzi jej autentyczności (wystarczy, że jest odpowiednio długa), a poza tym jak stwierdzić, czy program pracujący w firmie X sprawdzi się w warunkach firmy Y ? Główny użytkownik - z reguły księgowy najczęściej nie rozróżnia klawisza Enter od ESC, nie ma pojęcia o sposobach dostępu do danych i zabezpieczenia ich przed np. niepowołanymi. Niewielu z klientów również decyduje się na trud wykonania analiz porównawczych, proponujących wariantowe rozwiązania ich problemów. Wymaga to wpuszczenia na teren zakładu, O ZGROZO!!!, jakiegoś nieopierzonego informatyka i projektanta systemu, którzy zaczną węszyć, opiniować, kombinować! "Po co mi to. Jeszcze stwierdzą, że mam w zakładzie bałagan?!" I tu pojawia się pomysł na Metodę nr 2: Przyjmujemy fachowca. Przyjęcie do pracy specjalnego pracownika (koniecznie legitymującego się papierami informatyka), z zadaniem rozwiązania problemu komputeryzacji, ma stać się panaceum na wszystkie kłopoty. Rezultat jednak jest z reguły taki sam, a to z kilku powodów. Po pierwsze, pracownik ten na pewno ma znajomych w branży. Nie jest więc obiektywny. Po drugie zaś, gdy sam napisze program, co zrobi zakład, jeśli informatyk odejdzie z jakichkolwiek powodów? Kto będzie próbował odtwarzać algorytmy programów i "rozgryzać" teksty źródłowe? Kto za to zapłaci?

Co w takim razie robić? Sądzę, że wystarczy zastosować się do kilku porad. Po pierwsze, nigdy nie szukać rozwiązań najtańszych. Biednego nie stać na tanie zakupy, bo koszty eksploatacji mogą okazać się za wysokie. Oczywiście cena jest istotnym elementem, ale nie ostatecznym. Po drugie - nigdy nie decydować się na rozwiązanie cząstkowe, nie mając gwarancji rozwiązania całości problemu. Co da wprowadzenie Systemu Kadrowego firmy X, gdy System płac weźmiemy od innego producenta? Skończy się to dwukrotnym wprowadzaniem do komputera pełnej kartoteki pracowniczej. Aktualizacja zaś kartoteki będzie również wykonywana dwukrotnie. Prędzej czy później doprowadzi to do stwierdzenia, że "ten komputer to tylko dużo szumu, zysk żaden, roboty więcej". Po trzecie - nigdy nie kupować programów od osób fizycznych. Kto w wypadku awarii systemu będzie dochodził praw gwarancyjnych od pana, który przekwalifikował się na przykład na komiwojażera? Po czwarte - trzeba pamiętać, że komputery można połączyć ze sobą, bez utraty wprowadzonej informacji, stosując rozwiązania sieciowe, ale to już całkiem inny temat.

A generalnie co robić? Wracam do hasła naczelnego: "Nie dać się zwariować". Uwierzyć, że komputer może pomóc i sprawdzić czasem, czy pracownik, który narzeka, że "on się pomylił", nie kryje za tym hasłem swego braku kompetencji i prostego lenistwa.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200