Sprzedawali domki w Słupsku...

Niewiele jest chyba przesady w twierdzeniu, iż umiejętność prowadzenia niektórych dziedzin działalności handlowej graniczy dziś niemal ze sztuką. Tezę tę dobrze ilustruje przykład rynku obrotu nieruchomościami, który ostatnimi czasy rozwija się w naszym kraju bardzo dynamicznie.

Niewiele jest chyba przesady w twierdzeniu, iż umiejętność prowadzenia niektórych dziedzin działalności handlowej graniczy dziś niemal ze sztuką. Tezę tę dobrze ilustruje przykład rynku obrotu nieruchomościami, który ostatnimi czasy rozwija się w naszym kraju bardzo dynamicznie.

Gra toczy się tu bowiem o wielkie pieniądze, to z kolei silnie zaostrza konkurencję, a pomimo że nie brakuje w kraju ani specjalistów o wysokiej wiedzy merytorycznej z dziedziny budownictwa, ani też uzdolnionych handlowców, znających dokładnie rynek wraz z jego aktualnymi tendencjami, na placu boju faktycznie pozostali już tylko nieliczni.

Zauważmy jednak, że atutem tych ostatnich wydaje się być, nie tyle, nierzadko intuicyjna, umiejętność prowadzenia interesów, co przede wszystkim rzetelne i adekwatne do trendów rynkowych wycenianie sprzedawanych obiektów, a to znów rodzi pytanie o środki techniczne jakich ci najlepsi używają do pracy. Jedną z takich aplikacji jest niewątpliwie dedykowany tym firmom program WiK (Wycena nieruchomości i Kosztorysy ofertowe), autorstwa słupskiego Inwestprojektu. Staje się on z wolna niemal krajowym standardem (duża liczba wdrożeń), uznałem więc że jest wystarczająco interesujący, by znaleźć się dziś w naszym kąciku.

Odrobina wyjaśnień

Aby zrozumieć co właściwie robi WiK, musimy nieco miejsca poświęcić teorii. Otóż określenie dokładnej wartości handlowej takiego obiektu jak np. dom, czy plac nie jest praktycznie możliwe. Wynika to z samego założenia szacowania. Można bowiem mówić np. o wartości technicznej, księgowej lub ubezpieczeniowej jakiegoś obiektu, podawać za każdym razem inne, dokładnie wyliczone sumy (np. koszt materiałów i robocizny) i nie popełni się błędu. Jednakże, gdy ten sam obiekt wprowadzamy do obrotu rynkowego, nabiera on cech towaru, a więc jego faktyczna wartość staje się zależna od takich, bliżej nieokreślonych, czynników jak np. popyt i podaż, czy też przydatność dla nabywcy.

Firmy prowadzące obrót nieruchomościami zajmują się ustalaniem takiej właśnie wartości obiektów. Nazywa się ona rynkową i zwykle jest ustalana bądź przez porównanie wartości danej nieruchomości z wartością innych obiektów o podobnych cechach, bądź też jest szacowana przy użyciu tzw. metody odtworzeniowej, która z grubsza polega na obliczeniu kosztów stworzenia nieruchomości o takich samych cechach rynkowych jak wyceniany obiekt. Słupski WiK wspomaga oba zaprezentowane sposoby określania wartości rynkowej, może być pomocny także jako baza danych nieruchomości, z których składa się bieżąca oferta firmy. Nie jest natomiast przystosowany do obliczania tzw. cen transakcyjnych, zależnych głównie od warunków w jakich następuje sprzedaż. Uff.

Instrukcja i instalacja

Program dostarczany jest zwykle na dwóch "gęstych" 5,25" dyskietkach dystrybucyjnych, zajmuje blisko 5 MB na dysku i może pracować na komputerach minimum AT z 1 MB RAM-u. Wymagania dotyczące dostępnej pamięci operacyjnej są w tym przypadku bardzo istotne, gdyż do poprawnej pracy WiK potrzebuje jej aż 570 kB.

Jak na DOS-owy program jest to naprawdę sporo, nic więc dziwnego, że producent zaleca wręcz stosowanie MS DOS (DR DOS) w wersji 5.0 (6.0) lub nowszej i takie skonfigurowanie pamięci, by zarówno system operacyjny, jak i (praktycznie też konieczne) programy przyspieszające operacje dyskowe (cache) były ładowane w górny obszar adresów.

Dołączony do programu instalator niestety nie robi tego samoczynnie, a szkoda, gdyż wszystko wskazuje na to, że starannie opracowaną dokumentację napisano głównie z myślą o mniej zaawansowanych użytkownikach, którym takie udogodnienie przydałoby się na pewno. Jest to swoją drogą, jeden z nielicznych firmowych podręczników do

oprogramowania, w którym oprócz opisów instalacji i sposobu korzystania z poszczególnych opcji programu wygospodarowano miejsce na "takie drobiazgi" jak, np. na skrócony samouczek systemu operacyjnego, rozdział pt. "Mój pierwszy program", czy też podpunkt dotyczący efektywnych sposobów korzystania z informacji drukowanej na różnych etapach pracy, itd.

Pierwszy rzut oka

WiK uruchamia się poleceniem WiK z katalogu o tej samej nazwie, po czym stajemy oko w oko z typowym, podzielonym na trzy części ekranem, pracującym w trybie znakowym. Konstrukcja programu jest na pozór typowa dla większości spotykanych w kraju aplikacji gospodarczych - specjalizowana baza danych wyposażona w kontekstowy Help, w której w miarę "zagłębiania się w zagadnienie" jesteśmy prowadzeni "za rączkę" wybierając kolejne, coraz szczegółowsze opcje z menu. Nie jest tak jednak całkiem proste, o czym przekonamy się za chwilę.

W początkowej fazie pracy, na ekranie monitora znajdują się w zasadzie tylko dwie ciekawe, z merytorycznego punktu widzenia, opcje: Wyceny i Obiekty, gdyż pozostałe cztery: Wydruki (umożliwiające elastyczne przygotowywanie i przesyłanie wszelkich raportów, kosztorysów oraz ich fragmentów, jak również części bądź całości zawartości bazy do plików tekstowych, uzupełnione o konfigurację jednostek miary, kodów sterujących, itd.), Archiwizacja (i odtwarzanie plików z danymi), czy też Instalacja (kolorów) lub Koniec (pracy z programem) nie wnoszą w sumie nic specjalnie ciekawego do sprawy.

Wyceny i obiekty

W WiK-u przyjęto założenie, że tworzona przez nas wycena, podobnie jak każde dłuższe opracowanie, może się składać z bardzo wielu części, takich jak np. cel jej sporządzenia, aspekty formalno-prawne lub szczegółowe oszacowania poszczególnych obiektów należących do nieruchomości. W tym aspekcie pracy program funkcjonuje więc jako swego rodzaju edytor tekstowy, wspomagany specjalizowaną bazą danych i arkuszem kalkulacyjnym.

Oprócz możliwości wpisywania treści poszczególnych "rozdziałów" (rekordy), automatycznego wprowadzania numerów elementu wyceny (indeksy), edycji obszernych pól typu memo (notatki 51 o rozmiarach do wierszy na 130 kolumn), czy obliczania nawet dość złożonych wyrażeń algebraicznych, WiK oferuje nam także i inne udogodnienia w postaci np. korzystania z różnych cenników, kalkulatora, czy też mechanizmów służących do zarządzania całością zgromadzonych przez nas informacji.

Poszczególne obiekty możemy zatem prządkować według typów, podtypów i rodzajów, po to by później móc tworzyć z nich listy o różnym stopniu uogólnienia i poruszać się po tak skonstruowanej strukturze w poziomie i w pionie, możemy też tworzyć tabele które, wedle naszej woli, uzupełniają się lub wykluczają w raportach i dołączać do nich dane z tych list, oraz wreszcie przeliczać dane zaczerpnięte z cennika wskaźnikowego (np. 1 m3 budynku) lub scalonego (odnoszącego się do grup) i wiążąc je np. z parametrami technicznymi obiektu, które wcześniej wprowadziliśmy do bazy, wyliczać różne wartości cząstkowe.

Sprawia to wrażenie, że autorzy programu położyli nieco większy nacisk na rozwiązywanie problemów tych użytkowników, którzy posługiwać się będą metodą odtworzeniową, choć szybsza (i bardziej intuicyjna) metoda porównawcza również znajdzie w nim wsparcie, dzięki wbudowanym mechanizmom szybkiego wyszukiwania informacji.

Dwie łyżki dziegciu

Na koniec nie od rzeczy będzie wspomnieć jeszcze choć słowo o "negatywnych" cechach naszego dzisiejszego gościa. Każdy program ma bowiem jakąś zadrę, która wcześniej czy później zalezie użytkownikowi za skórę. W przypadku WiK-a znalazłem ich nawet aż dwie. Pierwszą jest według mnie mało skuteczne, a uciążliwe zabezpieczenie przed nielegalnym kopiowaniem, natomiast drugą - drukowanie.

Wspomniane zabezpieczenie WiK-a polega wyłącznie na tym, że z dyskietki dystrybucyjnej, podczas instalacji, przegrywany jest na dysk pewien specjalny znacznik, wskutek czego program można zainstalować (teoretycznie) tylko jeden raz i tylko na jednym komputerze. Powoduje to, że przed zmianą sprzętu należy wykonać tzw. Odinstal (specjalny program przywracający dyskietkom zdolność instalacji). Z pewnością fakt ten rozbawi wszelkiej maści piratów komputerowych, zatruwając jednocześnie życie legalnym użytkownikom, gdyż w wypadku awarii dysku trzeba będzie starać się o nową kopię aż u producenta, a złamać taki haczyk łatwo.

Drukowanie zaś odbywa się wyłącznie do plików dyskowych, czyli, chociaż podobnie jak podczas edycji możemy określać co ma być drukowane a co nie, zostajemy skazani wyłącznie na korzystanie z DOS-owskiego polecenia Print, albo kopiowanie plikow z dysku na drukarkę. A to już jest raczej mało eleganckie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200