Okno na e-świat

Wybita szyba źle mi się kojarzy. Przypomina akcję nowojorskiego burmistrza Giulianiego ''zero tolerancji'', który był przekonany, że niereagowanie w porę na wybicie szyby tylko rozzuchwala przestępców.

Wybita szyba źle mi się kojarzy. Przypomina akcję nowojorskiego burmistrza Giulianiego 'zero tolerancji', który był przekonany, że niereagowanie w porę na wybicie szyby tylko rozzuchwala przestępców.

Bardzo mi się podoba, że antropolodzy zainteresowali się na łamach tygodnika Computerworld komputerem i Internetem. Z perspektywy socjologa, psychologa, politologa, filozofa i temu podobnych profesji Internet jawi się każdemu inaczej. Po prostu nikt z nas nie widzi całego słonia, każdy tylko jego kawałek. Antropologa interesuje to, jak przez oswajanie nowości przejawia się trwanie kultury, tj. instytucji, wartości, wzorów. Socjolog ma raczej ochotę wszędzie szukać zmian i ich konsekwencji dla struktur społecznych. Z tego socjologia wyrosła. Antropolog spotyka się z socjologiem, gdy mamy do czynienia ze współwystępowaniem, nieraz równowagą ciągłości i zmiany. A z czymś takim spotykamy się najczęściej, bo nie ma ani niezmiennego trwania, ani radykalnego zrywania z przeszłością. Jeśli nawet tak się nieraz dzieje, to zgodnie z prawem rewolucji (obrotu) instytucje, wartości i wzory wracają na swoje miejsce.

Uważny Czytelnik na pewno domyśla się, że nawiązuję do wywiadu Andrzeja Gontarza z prof. Rochem Sulimą Internet, czyli wybita szyba (który ukazał się w CW z 13 stycznia 2004 r.).

Relacja komputer-człowiek-społeczeństwo jawi się już jako najważniejszy przedmiot refleksji nauk społecznych. Nie jest to już prognoza, lecz stwierdzenie tendencji rozwojowej. Nie spekuluje się, czy to społeczeństwo nadejdzie, lecz rozważa, w jakim kierunku ewoluuje. To bowiem, że istnieje i określa ramy naszego życia indywidualnego i zbiorowego, jest już faktem. Żadne narzędzie nie zdeterminowało dotychczas naszego życia bardziej niż komputer i sieć oraz wszystko, co jest z nimi związane. Ich interaktywność odwróciła tendencję, zgodnie z którą kolejne media są coraz łatwiejsze w użyciu.

Żadna maszyna w dotychczasowej historii nie dostarczyła człowiekowi tylu ekstensji jego zmysłów, czyli "organów pomocniczych", co właśnie komputer.

Oczywiste, że wymusza to zmiany w kulturze. Nikt nie podważa znanej hipotezy opóźnienia kulturowego sformułowanej przez Williama Ogburna, zgodnie z którą, jeśli następują zmiany w instrumentalnej (chodzi o narzędzia) warstwie kultury, to nieuchronnie muszą się one przenosić na pozostałe: ekspresywną (sztuka, literatura), poznawczą (nauka, wiedza, oświata) oraz normatywną (moralność, reguły organizacji społecznej i in.) - choć następuje to z opóźnieniem.

Samochód i defloracja

Powiada profesor R. Sulima, że wszystko, co nowe, musi zostać oswojone, aby nie budziło lęków. Tak reagują na nowość kultura tradycyjna, społeczeństwo statusowe.

Zawsze mamy tutaj próby oswajania innowacji, ale do końca zasymilować się ich nie da, bo gdyby się dało, to nie byłoby zmiany kulturowej, wszystko byłoby wchłaniane. Trzeba się czasem przystosować do nowego i wtedy ta zmiana zachodzi. Widać to na przykładzie wielu wynalazków. Kiedy Guglielmo Marconi wynalazł to, co później stało się radiem, panowało przekonanie (wynalazcy i użytkowników), że oto mamy telefon bez drutu. Chciano w ten sposób wynalazek ten oswoić przez stare użycie nowego. Po prostu nie wyobrażano sobie nowego jego użycia. Pojawia się jednak punkt krytyczny, kiedy ktoś odkrywa możliwość użycia go po nowemu - w przypadku radia, jako środka przekazu do dużej grupy ludzi informacji, kultury i innych elementów. Wtedy rozpoczyna się ciąg zmian kumulacyjnych: powstają rozgłośnie, nowe instytucje, kultura masowa.

Podobnie było z samochodem. Do czasu zamknięcia nadwozia przez Citroena samochód nie mógł się jawić inaczej niż "wóz bez trakcji konnej". Bo i jaką można było rozwinąć szybkość odkrytym wehikułem? Tymczasem jaką ogromną zmianę kulturową wywołał. Dla przykładu, dla Amerykanów szokiem było się dowiedzieć w latach 50., że w samochodach miało miejsce więcej defloracji niż w domach czy pod gołym niebem. W Polsce tego nie badano, zapewne dlatego że długo byliśmy skazani na malucha. Ten wprawdzie także zmieniał obyczaje, ale tego akurat nie był w stanie.

A jak jest z Internetem? W opisanym przypadku oczywiście inaczej. Nawet jeśli można się wymknąć przezeń z domu, to raczej nie utraci się dziewictwa, bo tu nie wystarczą na szczęście interakcje wyłącznie symboliczne. Różnice więc są, ale występują też podobieństwa. Bardzo długo, bodaj aż do lat 90., raczej nie wyobrażano sobie, że Internet może być czymś innym niż tylko medium komunikacji. Dziś widać, że jest czymś więcej - nowym środowiskiem społecznym, do którego przenosi się spora część energii ludzkiej.

Interesujące są rozważania antropologa, jak komputer i Internet zmieniły funkcje domu jako przestrzeni fizycznej i symbolicznej zarazem.

Powiada on, że komputer przebudowuje wnętrze domu i mieszkania, nie liczy się ze starym tłem, narzuca własną organizację przestrzeni, rozrasta się przez urządzenia peryferyjne w rozpełzający się wszędzie system. Żaden inny sprzęt domowy z telewizorem włącznie nie był tak imperialistyczny. Telewizor jako mebel był trzymany w odświętnym pokoju. Tak było w domach wiejskich, ale także bardzo wielu miejskich, bo mieliśmy ruralizację miasta.

Nie do końca można by się zgodzić co do telewizora. Prawda, bywał oswajany jako mebel, dekoracja, miejsce pod obrusiki i figurki. Ale jakże zmieniał życie, jak koncentrował uwagę domowników. W wielu domach był wynalazkiem wręcz cudownym. Ludzie wpatrywali się w ekran, nawet gdy nic ciekawego tam nie było. Byle tylko nie patrzeć na siebie.

Media i remedia

Inwazja komputera unicestwia dom jako oazę spokoju, który przestaje być zaciszem, będącym schronieniem przed światem. Ale czy dopiero komputer i Internet? Schronieniem przed zimnem, wiatrem, drapieżnikami była dla naszych przodków jaskinia, tyle że niewygodna, bo brakowało w niej ważnego medium - okna, przez które przedostawały się informacje ze świata. Wymyślono więc okno, i to był taki pierwszy terminal. Od tego czasu terminali przybywało.

Kiedy w domu pojawiła się gazeta, potem telefon, radio i telewizja nie trzeba było wychodzić na agorę, żeby się dowiedzieć od "żywych mediów", co się dzieje we wsi, w mieście i na świecie. Dziś już nie tylko dom jest terminalem, bo sami z komórką przy uchu nim jesteśmy.

Każde nowe medium zaspokajało jakieś potrzeby, rozwiązywało problemy, ale i rodziło nowe. Sędziwy antropolog Claude Levy-Strauss powiada, że trzy czwarte nowych wynalazków służy neutralizacji szkodliwych skutków poprzednich. Trzeba było wymyślać remedia. Dobrym przykładem jest tu telefon - cudowny wynalazek, technologia wolności, jak go nazwał Ithiel de Sola Pool, wybitny badacz telefonii jako medium społecznego. Ale ten sam telefon może - jak żadne inne medium - zakłócać mir domowy, będąc nieznośnym natrętem i nie chroniąc przed nieproszonymi gośćmi. Można było go wyłączyć, ale wtedy oznaczało to pozbywanie się wszystkich gości - chcianych i niechcianych.

Musiało się więc pojawić remedium - sekretarka automatyczna. Wymyślono ją oczywiście po to, aby rejestrować wiadomości, ale w wielu domach służyła i służy jako tzw. interceptor do monitorowania ruchu telefonicznego w domu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200