Bądź gotowy

Czasy otóż są ciężkie i nerwowe. Najpierw wygraliśmy wojnę przeciw całej niemal Europie, chociaż nie wiadomo, czy wygrana ta nie okaże się jak ta Wołga, którą na loterii miał wygrać bohater jednej z historyjek z Radia Erewan (młodzi, dla których Wołga to tylko rzeka i którzy w ogóle nie wiedzą, o jakie radio chodzi, niech zapytają starszych albo napiszą do mnie). Teraz zaś - i tu już sprawa robi się całkiem serio - nękają nas obawy przed zamachowcami.

Czasy otóż są ciężkie i nerwowe. Najpierw wygraliśmy wojnę przeciw całej niemal Europie, chociaż nie wiadomo, czy wygrana ta nie okaże się jak ta Wołga, którą na loterii miał wygrać bohater jednej z historyjek z Radia Erewan (młodzi, dla których Wołga to tylko rzeka i którzy w ogóle nie wiedzą, o jakie radio chodzi, niech zapytają starszych albo napiszą do mnie). Teraz zaś - i tu już sprawa robi się całkiem serio - nękają nas obawy przed zamachowcami.

Jeżeli chodzi o to pierwsze, czyli problem Europa a sprawa polska, to jedno, co zauważyłem, i to nie tylko ja, ale kilka innych osób też, to wyraźne usztywnienie postawy zawsze nam przedtem życzliwych pograniczników irlandzkich. Dawniej to zażartował taki: - Aha, boss znowu wzywa na dywanik! - i puszczał z uśmiechem, nie stemplując nawet paszportu. Teraz zaś groźna mina i pytania: - A skąd przybywa? - A gdzie wypełniona Landing Card? - A do kogo? - A po co? - A bilet powrotny jest? - A czy na pewno? Nawet brytyjscy immigrations przy tym bledną...

Piszę tak o tych immigrations, a przecież sam nie miałem z nimi nigdy żadnych problemów, mimo że przekraczałem ich granicę co najmniej kilkadziesiąt razy - zarówno w czasach, gdy były wizy, jak i później, gdy już je zniesiono. A mogliby mnie podejrzewać, gdyby tylko wiedzieli. I tak: w roku bodaj 1975, a może 1976, w późne piątkowe popołudnie wychodziłem, pod prąd tłumu, ze stacji metra Oxford Circus, gdy nagle ktoś ogłosił przez megafony, żeby wychodzić, bo tam, na dole, jest bomba. Ludzie zamilkli, wykonali zwrot i w ciszy, w tym samym tempie jak schodzili, zaczęli wychodzić. Nikt nie biegł, nikt nawet nikogo nie popychał. Potem okazało się, że bomba rzeczywiście była.

Ileś lat później palił się zamek królewski w Windsorze. Cóż, zdarza się, ale to JA na krótko przed pożarem przejeżdżałem tamtędy autobusem. Jeżeli komuś tego jeszcze mało, to jak myślicie, kto włóczył się kiedyś po całkiem opustoszałej wieczorem Canary Wharf, w londyńskich Dokach, wokół najwyższego budynku w Londynie, na godzinę czy dwie przed jedną z największych eksplozji terrorystycznych, po której opuszczone, niszczejące biurowce bez szyb w oknach można, po kilkunastu już latach, oglądać jeszcze dziś?

Nie było mnie jednak tam, gdy eksplodowała bomba w Shepperds Bush: niedaleko centrum telewizyjnego BBC i w pobliżu miejsca, gdzie mieścił się kiedyś ośrodek obliczeniowy tej organizacji. Byłem w tym ośrodku ileś tam razy i zawsze dziwił mnie jego nienaturalny układ, o czym teraz mogę już napisać, jako że ośrodka tego dawno już tam nie ma. Otóż, w obawie przed zamachem, w ośrodku tym wszystko było podwójne. Każdy z czterech pracujących tam wówczas komputerów mainframe miał dublera, wykonującego identyczne czynności. Właściwie były tam, odlegle o kilkadziesiąt metrów i rozdzielone budynkami biurowymi, dwa ośrodki, po cztery komputery w każdym. Założenie było takie, że jeżeli, mimo zabezpieczeń i środków ostrożności, uda się komuś przeniknąć do jednego z nich i uczynić mu krzywdę, drugi pozostanie nienaruszony.

Prawdziwy problem był jednak w tym, że całość mieściła się w części Londynu zagrożonej, jak znaczna część tego miasta, powodzią. Na tę okazję przygotowane były obie części ośrodka. Na piętrze, w części środkowej, gdzie woda nie mogła już sięgnąć, były automaty telefoniczne, przygotowane do odtwarzania gotowych odpowiedzi, wyjaśniających przyczynę zakłóceń w działaniu ośrodka. Zapowiedź na okoliczność powodzi brzmiała: "Zalało nas i nikogo tu nie ma". Dla tych, którym na twarzy pojawił się w tym momencie ironiczny uśmieszek, mam złą wiadomość: 20 mil za miastem był trzeci garnitur komputerów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200