Dogmat niemierzalności

Istnieją reguły rozwoju informatyki, których rację bytu stanowi jedynie empiria. Gdy doświadczenie obróci się kiedyś przeciw nim, znikną bez śladu. Na razie twardo trzyma się prawo Moore'a. Czy dotyczy to także dogmatu niemierzalności efektów informatycznych?

Istnieją reguły rozwoju informatyki, których rację bytu stanowi jedynie empiria. Gdy doświadczenie obróci się kiedyś przeciw nim, znikną bez śladu. Na razie twardo trzyma się prawo Moore'a. Czy dotyczy to także dogmatu niemierzalności efektów informatycznych?

Wiemy, że informatyzacja jest przedsięwzięciem drogim. Czy aby nie nazbyt drogim? Od sposobu odpowiedzi na to pytanie mogą zależeć mechanizmy finansowania całej branży, której recesja - miejmy nadzieję, już mijająca - tylko po części wynikała z cykliczności rozwoju gospodarki światowej. Praktyka daje niezbity dowód konieczności stosowania informatyki. Jeśli ktoś ma tu jakieś wątpliwości, niech wyłączy komputery w swojej firmie, a nie będzie miał nawet w jaki sposób policzyć lawinowo rosnących strat.

To, że konieczność jest oczywista, wcale nie oznacza, że wiemy, za jaką cenę.

Czy zatem istnieją uniwersalne i udowodnione w teorii oraz praktyce metody pomiaru efektywności informatyki? Niestety, nie. Oczywiście, to ostatnie stwierdzenie też wymaga dowodu, choć nie jest to zadanie wdzięczne i chętnie podejmowane, gdyż obnaża granice naszego poznania. W literaturze fachowej o wiele łatwiej znaleźć modele, rzekomo pozwalające na matematyczne wyliczenie efektywności informatyki, jak gdyby chodziło o rozwiązanie zadania typu "walec stacza się po równi pochyłej". Modele te nigdy nie są rzeczywistością, a jedynie jej uproszczeniem. Przy ich konstruowaniu widać zapomniano, iż winny być "tak proste, jak tylko możliwe, ale nie prostsze".

Magia liczb

Już sama mnogość proponowanych metod budzi podejrzenia. Która z nich jest właściwa, bo przecież niemożliwe, aby można było spójnie stosować wszystkie naraz. Jeśli mamy wybrać tę jedyną, to skąd wiadomo że jest odpowiednia w naszym przypadku? Każda z sytuacji może być inna i specyficzna, zaś poziom ich podobieństwa jest porównywalny z zakładanym błędem pomiaru.

Do dyspozycji mamy MIRR (Modified Internal Rate of Return) i BVIT (Business Value of Information Technology), EVI (Expected Value of Information) i TCO (Total Cost of Ownership), EIIS (Evaluation of Investments in Information Systems) czy MNPV (Modified Net Present Value), a tę listę można by jeszcze długo rozwijać. Mamy do czynienia z mieszanką dobrze sprawdzonych w klasycznych sytuacjach metod pomiaru efektywności inwestycji oraz magicznych formuł, do których wystarczy wstawić stosowne liczby, aby uzyskać pożądany współczynnik. Rzecz sprowadza się w końcu do wyliczenia wartości różnicy bądź ułamka w postaci:

produktywność = efekty/koszty

Wzór ten można dużo bardziej uszczegółowić, niemniej już jego ogólna postać wskazuje na możliwości manipulowania licznikiem i mianownikiem. Prowadzi to do paradoksu, swoistej analogii ze znaną z fizyki zasadą nieoznaczoności: na ocenę efektywności informatyzacji ma wpływ metoda jej pomiaru. Mówiąc wprost: ta sama innowacja może być uznana za przynoszącą zyski bądź straty, w zależności od przyjętych kryteriów. Do wyboru mamy wiele elementów. To chociażby manipulowanie listą kosztów wdrożenia, zwłaszcza w odniesieniu do kosztów pośrednich. Istnieje wiele efektów trudnych do zmierzenia, które można uwzględniać w różnym stopniu. Istotny jest również czynnik czasu - rozwiązanie niefektywne w skali roku może być uznane za pozytywne w ciągu trzech lat. Decydujące mogą się okazać również różnice w przyjmowaniu zasięgu terytorialnego oceny - informatyzacja fragmentu przedsiębiorstwa może przecież wpływać na funkcjonowanie całości.

Do dwóch razy sztuka

Klasycy gatunku rozróżniają dwie podstawowe sytuacje. To (1) wdrożenie systemu informatycznego tańszego od istniejącego, przy takiej samej jego funkcjonalności oraz (2) wzrost nakładów na technologię informatyczną przy zmianie kosztów biznesowych i skojarzonych korzyści. Drugi przypadek to w gruncie rzeczy co najmniej dwie sytuacje (wzrost lub spadek wartości dwóch zmiennych), nie ma to wszakże wpływu na ocenę tej metody.

Pierwsza sytuacja jest mało interesująca dla pomiarów wpływu informatyki na przedsiębiorstwo. Owszem, obniżamy w ten sposób nasze koszty o konkretną wartość i możemy ją precyzyjnie zmierzyć, ale nadal niewiele wiemy o tym, w jaki sposób system informatyczny wpływa w kategoriach finansowych na całość systemu biznesowego. Być może przed i po modyfikacji stosujemy zbyt kosztowną informatykę, tyle że w drugim przypadku przepłacamy mniej. Może być też tak, że moglibyśmy wydać więcej na nowy system informatyczny, ale działając po omacku, boimy się przekroczyć granicę opłacalności, bo nie umiemy jej wyznaczyć.

Sytuacja pierwsza jest zresztą również czysto hipotetyczna. Trudno bowiem wyobrazić sobie dwa różne systemy informatyczne o naprawdę identycznej funkcjonalności. W rzeczywistości różnice w funkcjonalności zawsze będą istniały, choć niektóre z nich mogą ujawniać się dopiero w sytuacjach krytycznych, względnie dotyczą dodatkowych możliwości nowego systemu (lub ich braku), które w pierwszej chwili mogą być dla nas mało interesujące. Przejdźmy zatem do sytuacji drugiej.

Wiemy, że inwestując w informatykę, chcemy poprawy rentowności systemu biznesowego. Problem polega jednak na tym, że owe związki i spodziewane efekty dodatkowe są niemierzalne.

Wynika to już z samej natury informacji, będącej wielkością niedającą się - w ogólnym przypadku - wyrazić w kategoriach ekonomicznych, a więc i w wartościach pieniężnych. Informatyka jest technologią typowo dyfuzyjną, której wdrożenie przenika system przedsiębiorstwa, zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio, we wszelkich jego strukturach i procesach. Wiadomo, ile kosztuje komputer czy jego oprogramowanie, ale nie wiadomo, ile jest warta informacja dostarczana przez te narzędzia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200