Grunt to nie grunt

Przeczytałem niedawno artykuł o tym, że rząd Saksonii zaproponował szczególnie korzystne zachęty dla firmy AMD, która niedaleko Drezna ulokowała swoją nową fabrykę. Autor artykułu szacował łączną wartość inwestycji na 400 mln euro, w czym wkład saksońskiego podatnika (grunt, infrastruktura, szkolenia) wynosi nie mniej niż 30%.

Przeczytałem niedawno artykuł o tym, że rząd Saksonii zaproponował szczególnie korzystne zachęty dla firmy AMD, która niedaleko Drezna ulokowała swoją nową fabrykę. Autor artykułu szacował łączną wartość inwestycji na 400 mln euro, w czym wkład saksońskiego podatnika (grunt, infrastruktura, szkolenia) wynosi nie mniej niż 30%.

Przy tej okazji rozległy się głosy zazdrości, że Polska nigdy nie będzie mogła w ten sposób konkurować z Niemcami, gdyż nie stać nas na taki zakres pomocy publicznej dla ewentualnych inwestorów. A przecież AMD przynosi do Saksonii nie tylko pieniądze i miejsca pracy, ale również jakże potrzebną wiedzę high-tech.

Tyle miodu, a teraz łyżka dziegciu. Mogę sobie wyobrazić sytuację, w której firma AMD ma kłopoty rynkowe. Nie życzę jej tego, a wręcz przeciwnie, uważam, że konkurencja na rynku procesorów do maszyn biurkowych jest generalnie korzystnym zjawiskiem. Ale różne sytuacje się zdarzają na rynku - i co wtedy stanie się z milionami saksońskiego podatnika?

Przepraszam za to dosadne porównanie, ale obawiam się, że stanie się to samo, co z wieloma wielkimi inwestycjami epoki Gierka. Wtedy także za państwowe pieniądze przeprowadzano inwestycje, które często okazywały się chybione. Nasze zadłużenie z tego tytułu do dziś pozostaje niespłacone, a i pewnie naszym dzieciom będzie trudno je do końca uregulować. Czy aby saksoński podatnik nie bierze sobie na głowę podobnego problemu?

Nałóżmy teraz na to kulturę i prawo obu krajów. Nie chcę bynajmniej wybielać Niemiec, ale prawda jest taka, że w rankingu Transparency International kraj ten znajduje się dużo wyżej od Polski. Nawet jeśli z owych kilkudziesięciu czy też kilkuset milionów euro pomocy publicznej coś przepłynęło do prywatnych kieszeni osób i organizacji odpowiednio umocowanych, to pewnie nie było to zbyt wiele. Przede wszystkim nie da się zaprzeczyć, że fabryka stoi. Szczerze wątpię, czy w polskich realiach wyglądałoby to podobnie. Mogłoby się okazać, że Skarb Państwa włożył w coś grube miliony z naszych pieniędzy, a spora ich część przepłynęła do kasy tej czy innej partii. Zaś znani biznesmeni mają po strategicznym jednym procencie udziałów w przedsięwzięciu, który na dodatek sfinansowali pieniędzmi tanio pożyczonymi w państwowych bankach. Znają to Państwo? A jakże, znamy to wszyscy! Daleko stąd do Saksonii? Chyba dalej niż wynikałoby to z mapy.

Wszystkie te rozważania niechybnie prowadzą do prostej konkluzji: polski rząd powinien jak najdalej trzymać się od bezpośredniego finansowania inwestorów zagranicznych. W naszych realiach inwestycja AMD nie mogłaby się udać w takiej formie, w jakiej może się udać pod Dreznem.

Jednak nie znaczy to, że nie mamy szansy. W ubiegłym roku sporo jeździłem po byłym NRD i, szczerze mówiąc, przygnębiały mnie te wizyty. Widziałem równe chodniki, wyremontowane drogi, unowocześnione bloki i ładne centra handlowe. Jednego tylko nie widziałem: życia. Mimo setek miliardów (tak, tak, setek miliardów!) włożonych w tzw. nowe landy Niemiec, kraj ten wyludnia się stopniowo i traci to, co najcenniejsze: młodych, kreatywnych i dobrze wykształconych ludzi.

I jeśli polski rząd powinien wyciągnąć jakiś wniosek z tego, że inwestycję AMD ulokowano na gruncie pod Dreznem, a nie pod Łodzią, to niechaj będzie on taki: wystarczy znieść bzdurne biurokratyczne bariery, zapewnić minimum życzliwości i trochę stabilności prawa, a inwestorzy high-tech przyjdą do Polski.

I to nie z powodu milionów euro pomocy publicznej, a z powodu tego, że tu właśnie znajdą właściwych ludzi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200