Dzięki naiwnym...

Informatycy zwykli postrzegać swoją dziedzinę jako dzieło bystrych umysłów oraz wytężonej pracy ludzi, którzy wymyślili takie przełomowe wynalazki, jak mikroprocesor, komputer osobisty, graficzny interfejs użytkownika czy WWW . Chciałbym dziś wylać na ich głowy kubeł zimnej wody. Tyle samo co innowacyjności zawdzięczamy naiwnym i nieodpowiedzialnym ludziom, o których właśnie jest ten felieton

Informatycy zwykli postrzegać swoją dziedzinę jako dzieło bystrych umysłów oraz wytężonej pracy ludzi, którzy wymyślili takie przełomowe wynalazki, jak mikroprocesor, komputer osobisty, graficzny interfejs użytkownika czy WWW . Chciałbym dziś wylać na ich głowy kubeł zimnej wody. Tyle samo co innowacyjności zawdzięczamy naiwnym i nieodpowiedzialnym ludziom, o których właśnie jest ten felieton.

Owocem ludzkiej innowacyjności jest zwykle jakiś gadżet. Urządzenie lub rozwiązanie to jest drogie, zawodne i w zasadzie nie wiadomo do czego (oprócz zabawy) służy. Aby stało się produktem, który można wprowadzić na rynek, który "chwyci" i na którym można zarobić krocie, trzeba mrówczej pracy. Jeszcze więcej wysiłku potrzeba, by taką firmę bezpiecznie przeprowadzić przez okres żywiołowego wzrostu i przedzierzgnąć w prawdziwe przedsiębiorstwo. Tę pracę trzeba z czegoś sfinansować.

Sprawne finansowanie innowacyjnych przedsiębiorstw zawdzięczamy naiwnym. Tylko tak można określić ludzi, którzy osobiście bądź za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych kupują papiery wartościowe firm innowacyjnych. Gdyby Apple czy Intel nie przekonały ich, że warto kupić ich akcje, nigdy nie powstałyby wspomniane, epokowe wynalazki, które położyły podwaliny pod współczesną informatykę.

Czy sądzą Państwo, że w prospekcie emisyjnym Apple'a każdy John Smith z Alabamy czy innego Kansas mógł przeczytać, że firma wypuści komputery osobiste, które zrewolucjonizują dialog z użytkownikiem i "zaniosą pod strzechy" informatykę? Nawet gdyby już wtedy Jobs i Wozniak wiedzieli o tym, to John Smith prospektów emisyjnych i tak nie czyta. Prawdopodobnie skusił się na coś odwołującego się do emocji: na ładne logo, jakiś artykuł w prasie albo słynną reklamę "1984". John Smith z Alabamy był - w myśl ogólnie przyjętych definicji - skończonym naiwniakiem. Kupił akcje Apple'a jak przysłowiowego kota w worku i dzięki jego naiwności mamy dziś myszkę, ikonki i okienka na prawie każdym komputerze.

Drugi filar, na którym wspiera się finansowanie informatyki, to ludzie nieodpowiedzialni. Dziś brak odpowiedzialności udziałowców spółki za jej długi wydaje się nam czymś oczywistym, ale jeszcze 150 lat temu większość firm stanowiła własność jednego albo kilku ludzi.

Jeszcze dziś widać to po nazwach wielu z nich, np. Morgan Stanley, Salomon Brothers. Wówczas nie do pomyślenia było, żeby za szanującą się firmą nie stał jakiś człowiek, który ma dom, służących, powóz, frak i cylinder, a nie jacyś akcjonariusze - biedacy nieinteresujący się zarządzaniem, klientami, produktami, a jedynie dywidendą. A na dodatek nie ponoszą odpowiedzialności własnym majątkiem za ewentualne bankructwo! Spółki z o.o. oraz akcyjną ówcześni myśliciele gremialnie uznali za skandaliczny wynalazek, zapowiadający upadek godności i odpowiedzialności przedsiębiorcy. Tymczasem gdyby nie takie właśnie spółki, to dziś najważniejsze wynalazki informatyki byłyby nadal gadżetami cieszącymi samych wynalazców oraz być może jarmarczną gawiedź, a nie produktami działającymi w setkach milionów przedsiębiorstw i domów.

Rozwój informatyki porównuje się do rozwoju kolei. Przypomnę, że od wynalezienia lokomotywy przez Stephensona do boomu kolejowego upłynęło niemal dwieście lat, a od wynalezienia mikroprocesora do wysoko wydajnych serwerów obsługujących kluczowe aplikacje biznesowe minęło ich zaledwie trzydzieści. Oto skala postępu, który osiągamy (także) dzięki naiwnym i nieodpowiedzialnym.

Z okazji Bożego Narodzenia życzę im wszystkiego najlepszego!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200