Kiedy zadzwonią do twego domu

W czasach, gdy na samochody mówiło się diabeł, poruszające się z ''zawrotną'' prędkością kilku kilometrów na godzinę wehikuły wzbudzały ogólny respekt. Zjawisko samopędnego mechanizmu było tak bardzo opatrzone estymą, że nawet pod względem bezpieczeństwa wyróżniał się automobil od zaprzęgów konnych a to tym, że przed pojazdem, którego pasażerami byli z reguły jaśnie państwo, biegł służący, ostrzegając na głos o zbliżającym się pojeździe. Tym też możemy (jeśli tak chcemy) tłumaczyć sobie znikomą liczbę wypadków drogowych w owych czasach. Zwyczaj ten jakoś nie przetrwał do dzisiaj z różnych zresztą względów. Po pierwsze, dlatego że samochodami mało kiedy jeździ obecnie jaśnie państwo, a pospolitego Kowalskiego nie stać na utrzymywanie służby, a po drugie, prędkości są teraz nieco inne.

W czasach, gdy na samochody mówiło się diabeł, poruszające się z ''zawrotną'' prędkością kilku kilometrów na godzinę wehikuły wzbudzały ogólny respekt. Zjawisko samopędnego mechanizmu było tak bardzo opatrzone estymą, że nawet pod względem bezpieczeństwa wyróżniał się automobil od zaprzęgów konnych a to tym, że przed pojazdem, którego pasażerami byli z reguły jaśnie państwo, biegł służący, ostrzegając na głos o zbliżającym się pojeździe. Tym też możemy (jeśli tak chcemy) tłumaczyć sobie znikomą liczbę wypadków drogowych w owych czasach. Zwyczaj ten jakoś nie przetrwał do dzisiaj z różnych zresztą względów. Po pierwsze, dlatego że samochodami mało kiedy jeździ obecnie jaśnie państwo, a pospolitego Kowalskiego nie stać na utrzymywanie służby, a po drugie, prędkości są teraz nieco inne.

W Finlandii jest taki zwyczaj, że chcąc złożyć wizytę w czyimś domu, należy najpierw zapowiedzieć się telefonicznie i nawet podchodząc pod drzwi z wcześniej zapowiedzianymi odwiedzinami wypada jeszcze raz przedzwonić - oczywiście z telefonu komórkowego, bo Finlandia to przecież królestwo łączności bezprzewodowej.

Wysyłając pocztę elektroniczną, nie mamy w zwyczaju telefonować do adresata, uprzedzając fakt nadejścia przesyłki, aczkolwiek trudno powiedzieć, czy zwyczaj ten jest do końca dobry. Nie wiemy przecież, czy list dotrze i czy będzie przeczytany. Są bowiem ludzie, którzy swoje skrzynki przeglądają raz na ruski miesiąc, pomimo że adresy e-mailowe rozdają wraz z wizytówkami, ale chyba po to tylko, żeby imponować, chociaż obecnie nie jest to żaden powód do dumy, ale zwyczajna codzienność, podobnie jak telefon komórkowy. Można w ważnym liście elektronicznym zawrzeć prośbę o potwierdzenie, ale znowu nie jest to metoda na cokolwiek, bo jeśli potwierdzenie do nas nie nadejdzie, to nie wiemy, czy coś na łączach się stało lub czy adresat w ogóle chodzi jeszcze po tym świecie. Bywają także sytuacje awaryjne, gdy po kilku dniach otrzymujemy zwrotną informację, że poczta nie została dostarczona z powodu niedostępności serwera pocztowego w miejscu przeznaczenia.

Ostatnio zrobiło się głośno o nalotach policji na prywatne mieszkania w celu kontroli legalności oprogramowania. W ciągu kilku godzin ze cztery osoby opowiadały mi różne historie z tym związane, brzmiące bardziej lub mniej sensacyjnie. Jak jednak później sam się w temacie rozeznałem, przeglądając serwisy prasowe, nie chodziło o namierzanie poszczególnych użytkowników w celu ich wyłapania, ale raczej stwierdzenia, że są oni klientami piratów działających komercyjnie na większą skalę. Niemniej zjawisko to nie wygląda na zapowiedź gremialnych ataków na swobody obywatelskie w celu wyłuskiwania pirackich kopii oprogramowania od prywatnych ludzi. Każdy przecież wie, że aby rozejrzeć się w czyimś mieszkaniu, trzeba dysponować odpowiednim nakazem prokuratorskim, niemniej jeśli już taki nakaz znajdzie się w rękach organów ścigania, nikt nie będzie podejrzanego uprzednio informował o zamiarze rewizji - ani przez telefon, ani e-mailem. Niemniej akcja ta przeprowadzona w niektórych regionach kraju spowodowała gremialny popłoch i, jak wieść niesie, zwiększył się zakup legalnych wersji oprogramowania, co jest zwiastunem tylko tego, że niektórzy się wystraszyli, a nie że stali się uczciwi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200