Dług publiczny

Tematem tej jesieni w mediach jest dług publiczny - jaki będzie, czy osiągnie konstytucyjną granicę. Jeśli tak, to co stanie się ze złotówką i jakie jeszcze podatki rząd na nas nałoży, żeby dług ów obsługiwać. Ja jednak chciałbym mówić o długu innego rodzaju; o długu, który zaciągnęliśmy jako grupa zawodowa. Choć odsetki nie rosną, komornik nie puka do drzwi, a kurs waluty nie leci w dół, czas spłacić ten dług.

Tematem tej jesieni w mediach jest dług publiczny - jaki będzie, czy osiągnie konstytucyjną granicę. Jeśli tak, to co stanie się ze złotówką i jakie jeszcze podatki rząd na nas nałoży, żeby dług ów obsługiwać. Ja jednak chciałbym mówić o długu innego rodzaju; o długu, który zaciągnęliśmy jako grupa zawodowa. Choć odsetki nie rosną, komornik nie puka do drzwi, a kurs waluty nie leci w dół, czas spłacić ten dług.

Informatycy, którzy - tak jak ja - swój zawód zawdzięczają młodzieńczej pasji, myślą o sobie najchętniej jako o samoukach, ale to nie do końca prawda. Słyszałem wiele takich historii. Zaczynają się w osiedlowym klubie młodzieżowym, u sąsiada, którego wujek przywiózł z RFN pierwsze Atari, w salonach gier komputerowych, na lekcji fizyki, gdzie nauczyciel zademonstrował jakieś obliczenia, albo w drużynie harcerskiej itd. Historie te są różne, tak jak różni są ludzie, którzy je opowiadają, ale jest w nich pewien wspólny element. Ten element to człowiek, który w odpowiednim czasie znalazł się w odpowiednim miejscu i pokazał nam, że komputer to nie tylko zabawka, ale także narzędzie, które może służyć do czegoś sensownego. Ktoś, kto przekonał nas, że programowanie to równie dobra zabawa - a chyba nawet lepsza! - niż zestrzeliwanie statków kosmicznych, uciekanie przed potworami w labiryncie czy gra w brydża bez konieczności znajdowania trojga chętnych.

Rzadko kiedy tą osobą był profesjonalista. Najczęściej był to zwykły hobbysta i entuzjasta, którego z dzisiejszej perspektywy uznalibyśmy za niewartego uwagi amatora i profana. A jednak to jemu zawdzięczamy miejsce, w którym dziś jesteśmy. To dzięki tym ludziom ja dziś piszę w tygodniku menedżerów i informatyków, a Państwo to czytają. Prawie każdy z nas ma takiego "dobrego ducha", u którego kiedyś w życiu zaciągnęliśmy dług. Dług, który wcześniej czy później powinniśmy spłacić.

Oczywiście, nie namawiam nikogo do odszukiwania tych ludzi i wylewnych podziękowań. Gorąco zachęcam jednak do uważnego rozejrzenia się wokół siebie. Czy w okolicy Państwa nie znajduje się przypadkiem ktoś, kto dziś znajduje się w wieku i miejscu, w którym my byliśmy, kiedy zakochaliśmy się w informatyce? To może być sąsiad z trzeciego piętra, koleżanka córki z gimnazjum, daleka kuzynka albo nieznajomy z Internetu. Ktoś, kto już widzi, że "ta zabawka" (komputer, Internet) jest fajna, ale kto wymaga mądrego pokierowania, aby zobaczyć, że może być jeszcze fajniejsza, jeśli podejść do niej twórczo. Kto wie, może informatyka zyska dzięki temu nowego adepta lub adeptkę.

Zróbmy to dla tych osób, ale przede wszystkim zróbmy dla siebie. Mój kolega opowiadał mi kiedyś, jak to będąc harcerzem jeździł po wsiach i pokazywał dzieciakom najprostsze komputery domowe. Dla wielu z nich był to pierwszy kontakt z technologiami informatycznymi. Kontakt, którego nigdy nie mieliby w swoim "normalnym" otoczeniu. Kolega ów zrobił w życiu parę systemów, które pozwalają różnym firmom zarabiać spore pieniądze, ale błysk w jego oku zobaczyłem nie wtedy, gdy opowiadał o tych komercyjnych rozwiązaniach, ale kiedy wspominał wypieki na twarzach wiejskiej dzieciarni, która pierwszy raz siadła do klawiatury.

Kiedyś nasza wiedza się zestarzeje, systemy zostaną ostatecznie wyłączone, a programy nie będą już miały na czym działać. Zawsze wtedy będziemy mogli wspomnieć, że ktoś dzięki nam złapał bakcyla, któremu na imię informatyka.

I ręczę, że będzie to bardzo miłe wspomnienie. I dlatego, mimo iż odsetki nie rosną, komornik nie puka do drzwi, a kurs waluty nie leci w dół, warto spłacać ten dług.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200