Tyrania chwili

Jesteśmy świadkami przyśpieszenia życia na skalę, której efektów nie jesteśmy jeszcze w stanie przewidzieć.

Jesteśmy świadkami przyśpieszenia życia na skalę, której efektów nie jesteśmy jeszcze w stanie przewidzieć.

Pamiętacie Państwo ten fragment z O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra Lewis Carroll, kiedy to, biegnąc i trzymając się za ręce z Królową, Alicja sądziła, że celem ich wysiłku jest dotarcie do innego miejsca? Jakże była więc skonfundowana, znajdując w końcu samą siebie pod tym samym drzewem, spod którego wyruszyły. Zdumiona stwierdza: "Wszystko jest tak samo jak było! Oczywiście! - powiedziała Królowa. - A jak ma być? No, bo w naszym kraju - rzekła Alicja, ciągle jeszcze trochę zdyszana - na ogół byłoby się gdzie indziej, gdyby się bardzo długo i prędko biegło, tak jak myśmy biegły. To jakiś powolny kraj! - rzekła Królowa. - Bo widzisz, u nas trzeba biec z całą szybkością, na jaką ty w ogóle możesz się zdobyć, ażeby pozostać w tym samym miejscu. A gdybyś się chciała gdzie indziej dostać, musisz biec przynajmniej dwa razy szybciej".

Kultura współczesna zaczyna się sytuować z pełną świadomością po drugiej stronie lustra, a więc w rzeczywistości, której cechami definicyjnymi stają się pojęcia prędkości, przyspieszenia i wzrastającego tempa. Na historię kultury ostatnich 200 lat można spoglądać różnie - przez pryzmat historii idei, z punktu widzenia polityki i ekonomii, ale także jako na historię przyspieszenia.

Teraźniejszość - efekt niebywałego przyspieszenia "niemal wszystkiego", jak głosi podtytuł książki Jamesa Gleicka, wydanej w Polsce w tym roku, na równi fascynuje i przeraża. Dowód na to przynosi także przegląd literatury dotyczącej naszej współczesności (jej przyrost też jest zresztą przerażający). Wielka jej część to swoisty hymn na cześć społeczeństwa informacyjnego i jego "parametrów", a także możliwości stwarzanych przez nowoczesną technologię, zwłaszcza dla tych, którzy przyjdą po nas. Rośnie wszakże intelektualny sprzeciw wobec takiej bezkrytycznej akceptacji wszystkiego, co wiąże się z przyspieszeniem tempa naszego życia.

Im krócej, tym więcej

Jakie są społeczne i kulturowe konsekwencje oddania się "w pacht" wykładnikowego wzrostu nieomal we wszystkich dziedzinach życia, które jest technologicznie zapośredniczone? Gdzie w kulturze znajduje się dzisiaj miejsce na kulturową powolność identyfikowaną z tradycją, pamięcią i refleksyjnym namysłem? Koryfeusze humanistyki podzielili się pod tym względem dość zasadniczo - i nie jest to niczym zaskakującym. Analogiczną sytuację mieliśmy w XIX w., kiedy to w obliczu narodzin molocha kultury masowej i powszechnej demokratyzacji dostępu do kultury część intelektualistów powitała te zmiany z optymizmem. Pozostali jednak uważali, iż znamionują one kres dotychczasowego porządku świata, a tym samym - kres kulturowego ładu, na którym opierała się logika dziejów.

Zarówno apologeci (w tym technologiczni determiniści), jak i przeciwnicy nowoczesności na poparcie wyrażanych przez siebie idei używają argumentów z zakresu historii kultury. Dla jednych i drugich, mimo iż co innego starają się oni udowodnić, sięgając do przeszłości, istotnym wymiarem kulturowego rozwoju społeczeństw jest "tempo zmian". Przyspieszenie oznacza postęp, tyle że dla tych pierwszych w prawdziwym tego słowa znaczeniu, zaś dla drugich już w cudzysłowie, bo ich zdaniem taki postęp niesie skutki uboczne, nie zawsze pozytywne i nie zawsze przewidywane przez apologetów.

Zacznijmy od proporcji. Jeśli wyobrazić sobie historię ludzkości pod postacią dobowego cyklu czasowego (przyjmując, że liczymy ją od pojawienia się homo sapiens, a więc od ok. 100 tys. lat), okaże się, że rolnictwo w Azji Zachodniej pojawia się tuż po 21.30; pierwszy rodzaj pisma - sumeryjskie pismo klinowe w tej samej części świata objawia się godzinę później; druk Gutenberga zaznacza swą obecność 8 min przed północą, a podbój Ameryki zaczyna się kilka sekund później. Telefon i taśma montażowa to kwestia późniejsza o półtorej minuty, podczas gdy telewizja i komercyjne podróże powietrzne istnieją zaledwie od 30 s.

Thomas Hylland Eriksen, od którego zaczerpnąłem ten przykład, pyta na koniec swojej książki Tyrrany of the Moment. Fast and Slow Time in the Information Age - "A co z Internetem?". I odpowiada: "Zapomnijcie o tym". A jednak nie sposób zapomnieć w sytuacji, kiedy to właśnie wirtualne światy i ich czar zdają się zaprzątać uwagę nas wszystkich. Co z tego - można zapytać - że w perspektywie dziejów to tak świeże zjawisko, skoro zmienia ono zasadniczo charakter kultury i model świata, jaki tworzymy? To dzięki technologii informacyjnej świat staje się w istocie owym "jednym miejscem", to dzięki niej możliwa jest dyskusja o globalizacji. Sama globalizacja jest szczególną formą przyśpieszenia, redukuje bowiem wagę odległości, często wręcz ją negując. Jak głosi jeden z globalizacyjnych sloganów: w epoce bezprzewodowej komunikacji nie ma związku między trwaniem w czasie a odległością. Virilio określa naszą rzeczywistość jako taką, która źle znosi zjawisko "opóźnienia", starając się je maksymalnie wyeliminować.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200