Nowy Optimus?

Z Prezesem Zarządu Optimusa S.A. Józefem Michalikiem rozmawia Olo Sawa

Z Prezesem Zarządu Optimusa S.A. Józefem Michalikiem rozmawia Olo Sawa

Optimus rozwija się obecnie w trzech kierunkach. Pierwszym, podstawowym jest produkcja komputerów, drugim - telekomunikacja, z którą firma wiąże duże nadzieje, a trzecim - wytwarzanie kas fiskalnych. Która z tych sfer działalności oparta jest na polskich produktach?

Rzeczywiście, podstawową działalnością firmy jest produkcja sprzętu komputerowego. Jeśli chodzi o kasy sklepowe to w sierpniu utworzyliśmy odrębny podmiot gospodarczy, który ma zajmować się ich produkcją. Produkowanie kas, to de facto doprowadzenie do tego, aby jako produkt finalny, otrzymały one certyfikat polskiego produktu.

Czy chodzi o homologację Ministerstwa Finansów?

Nie tylko, przede wszystkim o certyfikat pochodzenia produktu z Polski. Natomiast jeśli chodzi o telekomunikację (telematykę) to jest to na razie projekt na tyle odległy, że w tej chwili trudno mówić o aktywności innej poza analizą. Należałoby też mówić raczej o teleinformatyce, którą zamierzamy się zajmować, czyli połączeniem telekomunikacji ze sprzętem komputerowym.

Co Optimus ma lepszego do zaoferowania, jako nowicjusz w tej branży, niż firmy, głównie zachodnie, działające od lat na tym obszarze?

Chcemy wprowadzić konkurencję, urynkowić tę dziedzinę informatyki i łączności. Z drugiej zaś strony wydaje mi się, że telekomunikacja i informatyka zaczynają się coraz bardziej przenikać. My mamy duże doświadczenie w handlu i produkcji komputerów, co oznacza że możemy śmiało i być może z sukcesem wejść na rynek telekomunikacyjny.

Wróćmy jednak do standardu polskości, o którym wspomniał Pan wcześniej.

Jaki jest i był stan polskiej elektroniki nie trzeba tego tłumaczyć. Drugą rzeczą jest specyfika działalności, którą prowadzi nasza firma. Elektronika wymusza na producentach wykorzystywanie poddostawców, a więc w pewnym sensie outsourcing. Firmy o wąskiej specjalizacji mają możliwość uzyskania lepszej jakości i oferowania niższej ceny na dostarczane części. Ponadto, konkurencja na rynku jest duża, co zmusza do korzystania z rozwiązań lepszych i tańszych.

Konkurencja zachodnia nie składa jednak komputerów w całości z obcych części nazywając ten proces, jak wy, produkcją. Wielokrotnie powtarzaliście też w przeszłości, że zamierzacie wytwarzać i wykorzystywać polskie podzespoły.

Jest kilka firm na świecie, które składają sprzęt z wyprodukowanych przez siebie części. Można tu wspomnieć IBM, który wykorzystuje własne procesory, jak również twarde dyski. Ale nawet IBM sprowadza monitory, napędy dysków elastycznych i parę innych elementów od poddostawców. Nam nie opłaca się produkować części w Polsce, skoro taniej możemy zamówić je u poddostawców. I nie jest to pytanie o produkcję, ale o jej sens ekonomiczny. Wytwarzanie części w kraju jest bardziej ryzykowne. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę dynamikę zmian w tej gałęzi przemysłu, wchodzące co roku nowe konfiguracje. Raz na siedem miesięcy zmienia się generacja sprzętu. Ryzyko finansowe podjęcia takiej inwestycji jest więc znaczne tym bardziej, że nie nadążamy w pełni za światowymi trendami technologicznymi.

Dlaczego więc tak akcentuje Pan problem polskich podzespołów i części? Pomimo obietnic, nie uda się firmie wyeksportować 100 tys. komputerów do Niemiec m.in. dlatego, że niemiecka sieć dystrybucyjna nie chce handlować sprzętem z naklejką "Optimus". Czy rzeczywiście można powiedzieć, że sprzęt ten różni się od sprzętu innych producentów jedynie firmową nazwą?

Tak właśnie jest, ale rynki polski i niemiecki różnią się od siebie. Nie ulega wątpliwości, że występuje duża dysproporcja nie tylko kapitałów, ale i perspektyw rynkowych. Wyjściem z sytuacji byłaby budowa w Niemczech własnej sieci sprzedaży, ale jest to niezwykle kosztowne przedsięwzięcie.

Eksport jest jednak bardzo ważny.

Owszem i chcielibyśmy, żeby ważny był również dla państwa, które wyraźnie nie sprzyja działalności na tym terenie.

Jakie są konkretnie przeszkody stawiane przez państwo?

Bardzo proste. Pierwszy z brzegu przykład to odprawa celna. Wprowadzamy zespoły do produkcji. Nie można tego załatwić odprawą czasową, należy wobec tego zapłacić i VAT i cło oraz podatek graniczny. Po skumulowaniu daje to jakieś 30%. Tę sumę w momencie wyeksportowania części otrzymuje się w postaci zwrotu z urzędu celnego po okresie czterech miesięcy. Przez ten czas mamy zamrożony kapitał w wysokości 30% wartości towaru. Oznacza to podniesienie przez nas wysokości marży, by zrekompensować straty na cle, odsetki itp. Tym samym nasze komputery stają się niekonkurencyjne. A więc końcowy wniosek: nie opłaca nam się eksportować. Dotyczy to zarówno rynku zachodniego jak i wschodniego.

Właśnie z rynkiem wschodnim wiąże się kolejny problem dotyczący planów wejścia ze sprzedażą do Rosji.

W dalszym ciągu nasza aktywność ogniskuje się na Ukrainie, Białorusi, Litwie oraz w mniejszym stopniu Łotwie i Estonii. Rosja jest następnym celem strategicznym trochę łatwiej dostępnym po założeniu przedstawicielstwa firmy w Kijowie. Niestety, eksport na Wschód nie jest duży z uwagi na niechęć partnera wschodniego do atychmiastowego regulowania płatności. Sytuacja taka zmusza do czekania z wysyłką sprzętu na uregulowanie rachunków. Ale jest to mniej więcej ten sam etap rozwoju ekonomicznego, na jakim my byliśmy pięć lat temu. Galopująca inflacja powoduje karkołomne zabiegi odbiorców, mające na celu utrzymanie ceny. Na początku tygodnia wartość sprowadzonego sprzętu w walucie lokalnej, jest inna niż przy jego końcu. Ale mam nadzieję, że problemy te miną wraz z ustabilizowaniem się sytuacji ekonomicznej na Wschodzie. Jest jasne, że komputery będą tam potrzebne i sądzę, że nasz handel będzie się rozwijał głównie w tamtym kierunku.

Zgromadziliście ostatnio duży kapitał, który nie ukrywajmy, jest kapitałem sztucznym, nie wypracowanym przez firmę, ale otrzymanym z rąk inwestora giełdowego. Jednocześnie, tuż przed emisją akcji, ostrzegaliście o możliwości wejścia na polski rynek zagranicznej firmy, na tyle dużej, by mogła poprzez wprowadzenie cen dumpingowych rozłożyć krajowy rynek elektroniczny. Szef Computerlandu - Tomasz Sielicki sugerował, że taką firmą mógłby z powodzeniem być Optimus. Właśnie, dlaczego nie?

A dlaczego tak? Jesteśmy elementem rynku polskiego, elementem tutejszego środowiska komputerowego i patrząc z perspektywy naszych planów rozwojowych takie posunięcie pozostawiłoby mocną rysę na gospodarce i naszej przyszłości. Poza tym uważam, że rynek powinien rozwijać się razem z istniejącymi już podmiotami gospodarczymi.

Czemu zatem miało służyć to ostrzeżenie?

Może nie tyle służyć, ale było ono skutkiem choćby faktu, że graniczymy z Niemcami, a nasze rynki różnią się w sposób zasadniczy. W momencie, gdy jest Pan w stanie wysłać 2% swoich produktów za granicę po kosztach własnych, bez uszczerbku dla własnej kondycji i ze świadomością, że sąsiedni rynek jest nieukształtowany to stanowi Pan potencjalne zagrożenie. Dla Pana jest to po prostu inwestycja w rynek, a dla Pana odbiorcy zwyczajny dumping. Jednakże takie procedury są, na szczęście, w warunkach polskich trudne do przeprowadzenia.

Jednocześnie z Pana nominacją, w ręce Rady Nadzorczej przeszły niektóre kompetencje, leżące do tej pory w gestii Zarządu. Chodzi tu m.in. o powoływanie i odwoływanie szefów spółek należących do holdingu, tworzenie nowych podmiotów w ramach Optimusa, lokowanie kapitału i inne. Czy nie czuje się Pan trochę jak malowany dyrektor po tych zmianach w statucie Rady Nadzorczej?

Nie, dlatego że uważam, iż zmiany te nie naruszają w sposób istotny możliwości działania Zarządu, którego pracami kieruję, a poza tym istnienie Rady Nadzorczej w spółce akcyjnej nie jest związane tylko i wyłącznie z jakimś wymogiem formalnym, ale także z potrzebami tego typu podmiotu gospodarczego. Optimus musi mieć strategię

obliczoną więcej niż na jeden dzień i do tego potrzebna jest Rada Nadzorcza. Ponadto kompetencje, o których Pan mówi, wiążą się ściśle z długofalową strategią firmy.

Były prezes jest jednak osobą charyzmatyczną. Wiadomo również jaki jest stan posiadania w Optimusie. Czy nie obawia się Pan bycia figurantem w takim układzie? Tego, że z każdą decyzją i tak będzie Pan musiał iść do pana Kluski?

Raczej nie. Niech Pan zauważy, że nowe obszary działalności powodują również pewną transformację myślenia prezesa Kluski, z taktycznego na strategiczne. Najlepszej jednak odpowiedzi na to pytanie udzieli czas. Trzeba także zauważyć, że przez kilka lat koegzystowaliśmy razem z prezesem Kluską. Ta koegzystencja jest w dalszym ciągu możliwa i wydaje się pożądana.

Każda działalność gospodarcza potrzebuje organizacji, która nie powstaje ad hoc, ale jest rozwijana w miarę potrzeb, pewnymi etapami. Jest to znamienne dla większości światowych korporacji. Stanowiska i urzędy powinny być zawsze nieznacznie w tyle za ekonomicznym rozwojem firmy. I tak jest w Optimusie.

Dziękuję za rozmowę.

Józef Michalik

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200