Mity, pieniądze, przyszłość

Wszędzie widać oznaki, że biznes internetowy zaczyna prześcigać tradycyjną gospodarkę Stanów Zjednoczonych. Ale co to właściwie znaczy?

Wszędzie widać oznaki, że biznes internetowy zaczyna prześcigać tradycyjną gospodarkę Stanów Zjednoczonych. Ale co to właściwie znaczy?

W lutym 2000 r. ogłoszono wyniki dwóch poważnych prób ilościowego oszacowania Gospodarki Internetowej. Jedno z tych opracowań, opublikowane przez University of Texas przy finansowym wsparciu Cisco Systems, podaje, iż ta gałąź gospodarki wygenerowała w ciągu roku sumę 300 mld USD. Z badań prowadzonych przez teksański uniwersytet wynika, że Gospodarka Internetowa rozwijała się w zawrotnym tempie (68% rocznie) i obecnie daje zatrudnienie 2,3 mln osób, czyli liczbie przewyższającej ludność stanów Idaho, Hawajów czy Maine.

Drugi z raportów, tym razem opublikowany przez amerykański Departament Handlu, mierzył "gospodarkę cyfrową", określając wartość sprzętu i oprogramowania wyprodukowanych przez branżę komputerową i telekomunikacyjną. Z tego badania wynika, że gospodarka cyfrowa odpowiada 8% produktu krajowego brutto. Może nie wygląda to imponująco, ale należy pamiętać, że PKB w Stanach Zjednoczonych kształtuje się na poziomie ok. 10 bln USD i gospodarka cyfrowa ma za sobą nader krótki żywot, bez porównania krótszy niż np. dzieje branży budownictwa mieszkaniowego czy produkcji samochodów. Tak na marginesie, według omawianego raportu obie wspomniane właśnie branże nie dorównują już skalą gospodarce cyfrowej.

W tym samym czasie ukazał się też utrzymany w bardziej powściągliwym tonie raport firmy Goldman Sachs, proponujący pewne ograniczenie rozbuchanych definicji Gospodarki Internetowej. Richard Sherlund, autor analizy, uważa np. że sprzedaż książki wartej 30 USD przez Amazon.com nie powinna być traktowana jako transakcja w ramach Gospodarki Internetowej. W raporcie postawiono tezę, iż internetowa wartość dodana w przypadku tego rodzaju sprzedaży jest nieznaczna. Specjaliści Goldmana twierdzą również, że telewizja i telekomunikacja są już na tyle rozwiniętymi branżami, iż ich technologie nie powinny być dłużej zaliczane do kategorii high-tech. Przy takich redukcjonistycznych założeniach analitycy Goldmana określają aktualny udział sektora technologicznego w PKB Stanów Zjednoczonych na ok. 5%.

Jednak nawet ostrożny raport Goldmana zawiera wiele nad wyraz interesujących ustaleń. Przykładowo, największy ze wszystkich bloków prac badawczo-rozwojowych w gospodarce amerykańskiej zarówno prywatnej, jak i publicznej jest prowadzony przez firmy technologiczne. Ponadto wszelkiego rodzaju przedsiębiorstwa przeznaczają coraz większą część swoich wydatków kapitałowych na technologie kosztem wydatków na urządzenia czy nieruchomości. W zależności od przyjętych definicji, nawet 60% bieżących wydatków kapitałowych jest dziś przeznaczanych na technologie.

Wysforowanie się Gospodarki Internetowej w 1999 r., intuicyjnie przez wielu wyczuwane, ma więc pewne potwierdzenie w faktach. Warto zauważyć, że w raportach Departamentu Handlu i Goldmana zawarte są zgodne stwierdzenia, iż procentowy wkład technologii w rozwój gospodarczy (aż 35-proc. wzrostu PKB w ciągu kilku ostatnich lat) znacznie przewyższa ich udział w gospodarce jako całości.

Giełdowe szaleństwo

W roku 1999 na amerykańskiej giełdzie pojawiło się ponad 200 firm internetowych (dwa razy tyle, co ogółem w poprzednich 4 latach), pozyskując ok. 20 mld USD. Fascynacja Internetem wpływa nie tylko na finanse osobiste, ale odmienia także istotę inwestowania.

Łatwo więc o przesadę w kwestii internetowych miliarderów. W roku 1999 nastały wręcz gorsze czasy dla niektórych szefów firm działających w sieci. Pokaźna liczba "miliarderów na papierze" z roku 1998 czy 1999 została sprowadzona na ziemię przez rynek domagający się stanowczo, aby - już po ustąpieniu gorączki kursowej - ich firmy przynajmniej pomyślały o drodze do zyskowności. Patrząc na spadające kursy swoich akcji, firmy przekonały się, że korzyści w publicznym wizerunku płynące z faktu posiadania szefów multimilionerów mogą się odbić bardzo nieprzyjemną czkawką. Bo nie ma nic gorszego od bogatego faceta bez grosza przy duszy.

W podobnie negatywny sposób w świadomości społecznej funkcjonuje tzw. daytrading, obwiniany zarówno o straszliwą serię morderstw popełnionych w lipcu ub.r. w Atlancie przez zawiedzionego gracza giełdowego, jak i o podsycanie marzeń, którymi żywi się sitcom "Dharma i Greg", produkowany przez sieć telewizyjną ABC. W rzeczywistości liczba osób dokonujących wielokrotnych transakcji giełdowych każdego dnia roboczego z pewnością nie przekracza kilkudziesięciu tysięcy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200