Sieci nieregulowane

Źródeł niedawnej awarii energetycznej w USA można szukać również w polityce regulacyjnej tego rynku. To także przestroga dla tych, którzy decydują o prawnych i regulacyjnych warunkach funkcjonowania rynku telekomunikacyjnego.

Źródeł niedawnej awarii energetycznej w USA można szukać również w polityce regulacyjnej tego rynku. To także przestroga dla tych, którzy decydują o prawnych i regulacyjnych warunkach funkcjonowania rynku telekomunikacyjnego.

Awaria systemu energetycznego na północno-wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych zaskoczyła wszystkich ogromnym zasięgiem. Wydało się niepojęte, że mogło się to zdarzyć w kraju będącym bezsprzecznie największą potęgą technologiczną i gospodarczą. Media, komentując te wydarzenia, skupiły się jednak raczej na przebiegu awarii niż jej istocie. Wszyscy byli np. słusznie zbudowani bezprzykładną obywatelską dyscypliną nowojorczyków.

Wkrótce zdefiniowano "pierwotną" przyczynę jako splot kilku łatwych do wytłumaczenia czynników: nieszczęśliwego uszkodzenia pewnych kluczowych urządzeń przesyłowych, zwiększonego zapotrzebowania na energię w okresie letnich upałów, a przede wszystkim zaniedbań w modernizacji systemów energetycznych. Na to wszystko nałożyła się specyficzna cecha energetyki polegająca na tym, że brak możliwości przesyłania energii przez elektrownię, cokolwiek byłoby tego przyczyną, skutkuje automatycznymi wyłączeniami pozostałych elektrowni dystrybuujących energię.

Wejrzenie jednostronne

Zadziałał interesujący i dramatyczny w skutkach efekt domina - wyłączenie większości elektrowni na obszarze pięciu stanów. Jeżeli ktoś nie jest zbyt dociekliwy, to takie tłumaczenia powinny wystarczyć, chociaż zapewne mogły się wydać niewystarczające dla kogoś, kto musiał spędzić noc na nowojorskim trotuarze, a później w domu opróżniać lodówkę pełną zepsutej żywności.

Wystarczy jednak spojrzeć na skomplikowany układ wielu elektrowni i łączących je sieci przesyłowych oczami nielicznej grupy wtajemniczonych, tj. tych, którym jest nieobcy elementarny wykład fizyki statystycznej, by dojrzeć coś, co jest trudne do zrozumienia dla zwolenników nieograniczonego liberalizmu gospodarczego (a przynajmniej tych, którzy uważali, że studiowanie nauk ścisłych jest stratą czasu). Nastąpiło bowiem coś, co nasuwa wyraźną analogię do procesu nazywanego w przyrodzie przejściem fazowym. To parametry systemu energetycznego sprzyjały temu, co się zdarzyło.

Nieuchronność niedawnych wydarzeń ma źródła w tym, że dystrybucja energii znalazła się najprawdopodobniej trochę zbyt swobodnie na wolnym rynku. Na dodatek "wolnym" w pewnym stopniu w cudzysłowie, bo częściowo skrępowanym stanowymi regulacjami taryf. Zabrakło refleksji lub wiedzy, że obiektywne ograniczenia infrastruktury sieciowej mogą tworzyć w systemie dystrybucji energii wąskie gardła. Wystarczyły różnice w cenach oferowanych przez niektórych dostawców energii, by wzrosło ryzyko okresowego przeciążenia niektórych linii przesyłowych. Wobec braku możliwości oddania wyprodukowanej energii pojawił się efekt pośredni - wyłączanie się pozostałych elektrowni w powiązanych z tymi liniami punktach sieci.

Można oczywiście wyciągnąć wniosek, że konieczna jest planowa rozbudowa sieci energetycznych, co miałoby zlikwidować wszelkie czynniki ryzyka związane z niedostateczną przepustowością. Łatwo jednak dostrzec, że uwolniony rynek dystrybucji energii jakoś sam w sobie nie stworzył zawczasu impulsu do inwestycji - a jest to przecież sektor uchodzący za stabilnie dochodowy. Regulatorzy chętnie ingerują w taryfy i rozliczenia uczestników rynku, a jeszcze chętniej rozdzielają zezwolenia i koncesje, ale wyraźnie zaniedbali kwestię technicznego zarządzania siecią o coraz bardziej skomplikowanej strukturze własnościowej. Być może liberalizując rynek, opacznie pojmują techniczne zarządzanie siecią.

Telekomunikacyjne analogie

Dramatyczne skutki amerykańskiej awarii energetycznej tylko pozornie nie mają odniesienia do funkcjonowania sieci telekomunikacyjnych. Pomijając to, że w następstwie awarii zostało unieruchomionych również wiele urządzeń i sieci telekomunikacyjnych czy teleinformatycznych, to sieci telekomunikacyjne od dawna buduje się w taki sposób, by zapewnić wielopoziomową redundancję, nie mówiąc już o substytucji różnych środków łączności.

W praktyce tego typu awarie, z jaką mieliśmy niedawno do czynienia w USA, w telekomunikacji zdarzają się dosyć często. Wystarczy choćby wspomnieć kilkugodzinne zawieszenie się sporej części systemów łączności w Warszawie przed bodajże dwoma laty. Zatory w sieciach telekomunikacyjnych zdarzają się w czasie szczególnych wydarzeń, takich jak katastrofy i klęski żywiołowe, kiedy każdy odruchowo sięga po telefon, by połączyć się z bliskimi. Jednak awarie telekomunikacyjne wywołane przeciążeniami sieci nie mają aż tak spektakularnych skutków - nawet wtedy gdy cały Manhattan tonął w ciemności, działały niektóre sieci łączności. Okazało się, że w rozległym katalogu założeń do tworzenia planów kryzysowych i procedur niezawodnościowych istotnym czynnikiem jest również ryzyko wywołane niefortunną polityką regulacyjną.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200