Ciężka decyzja...

Pod koniec sierpnia otrzymałem od redakcji Computerworld propozycję występowania na łamach nowej rubryki, w której, jak rozumiem, mają być prezentowane komentarze i opinie niezależnych ekspertów i specjalistów informatycznych. Zastanawiając się nad przyszłymi obowiązkami wynikającymi z przyjęcia tak zaszczytnej propozycji zadałem sobie pytanie czy 25-letnie doświadczenie uprawnia mnie do występowania w tej roli. Czy nie jest przypadkiem tak, że stając się powoli "dinozaurem" (to ostatnio modne określenie) informatycznym będę oglądał teraźniejszość przez pryzmat minionych doświadczeń? I natychmiast następna refleksja. Jak dalece komentator powinien być akceptowany przez Czytelników Computerworld?

Pod koniec sierpnia otrzymałem od redakcji Computerworld propozycję występowania na łamach nowej rubryki, w której, jak rozumiem, mają być prezentowane komentarze i opinie niezależnych ekspertów i specjalistów informatycznych. Zastanawiając się nad przyszłymi obowiązkami wynikającymi z przyjęcia tak zaszczytnej propozycji zadałem sobie pytanie czy 25-letnie doświadczenie uprawnia mnie do występowania w tej roli. Czy nie jest przypadkiem tak, że stając się powoli "dinozaurem" (to ostatnio modne określenie) informatycznym będę oglądał teraźniejszość przez pryzmat minionych doświadczeń? I natychmiast następna refleksja. Jak dalece komentator powinien być akceptowany przez Czytelników Computerworld?

Pierwsze dwa tygodnie września, które spędziłem na zbieraniu grzybów na Mazurach pozwoliły mi zebrać myśli i rozwiać nurtujące wątpliwości. Będąc z jednej strony naocznym świadkiem rozwoju informatyki na świecie i w Polsce od połowy lat 60., z drugiej zaś aktywnie uczestnicząc w różnych przedsięwzięciach informatycznych takich jak: konstrukcja polskich minikomputerów, systemów sterowania w przemyśle, polskich odpowiedników systemów PDP-11 czy polskiego mikroprocesora, uzyskałem, jak sądzę, odpowiednie doświadczenie oraz umiejętność syntetycznego oglądu otaczającej nas komputerowej rzeczywistości.

Nieco więcej czasu zajęły mi przemyślenia na temat poziomu akceptowalności "Punktu widzenia" przez Czytelników. W zasadzie tytuł nie pozostawia cienia wątpliwości, że chodzi o punkt widzenia autora komentarza prezentowany wyłącznie na jego odpowiedzialność, który może być kontrowersyjny i całkowicie niezgodny z punktem widzenia większości Czytelników. Jeśli zaś ktoś zostanie poruszony do "żywego" to łamy Computerworld są przecież do dyskusji otwarte. Decyzja o przyjęciu propozycji została podjęta, ale coś nieokreślonego w dalszym ciągu nie dawało mi spokoju. Wreszcie wygrzebując największego w życiu prawdziwka chwyciłem tę rzecz tak długo nieuchwytną.

Czy ktoś mało znany w szerokich kręgach informatyków polskich, krótko mówiąc w tzw. środowisku, może komentować to co się tam dzieje? Takie prawo powinni mieć - myślałem - najznamienitsi informatycy, prezesi firm i wybitni organizatorzy polskiego życia informatycznego. Kto zechce słuchać nieznanego, zwykłego przedstawiciela naszej informatycznej społeczności. Frustrację moją powiększyło wspomnienie niedawnego, przykrego epizodu, w którego wyniku zostałem wykluczony z pewnej szacownej komisji delegatów pod zarzutem - "nieznany w środowisku". Ponownie zacząłem więc wyliczać znane mi rzesze ludzi zajmujących się informatyką. Ilu ich powinno być, aby zasłużyć sobie na miano znanego - 50, 200, 1000. Computerworld rozchodzi się w znacznie większym nakładzie. Czyżbym miał znać wszystkich, którzy biorą tygodnik do ręki. To szaleństwo!

Nieznany, ale przecież znany przez te 25 lat paru informatykom, mogę jednak spróbować wyrażać opinię tych, którzy na co dzień parają się zwykłą informatyczną robotą; ich troski i obawy, zadowolenia i wahania. Nawet najwięksi powinni uważnie wsłuchiwać się w odgłosy dochodzące z dołu. Taka właśnie powinna być moja rola. Czytelnicy będą mnie sądzić, a surowy redaktor naczelny jako władza najwyższa może powiedzieć - dosyć! Słowem, decyzja podjęta. Drodzy Czytelnicy, co pewien czas będę dzielił się z Wami wszystkim co mnie będzie skłaniać do refleksji.

Pozostał jeszcze tylko jeden problem do rozwiązania. Chciałbym, aby nikt nie zrobił mi zarzutu, że wykorzystuję łamy Computerworld dla promowania firmy, w której pracuję od trzech lat. Tu mogę powiedzieć jedynie jedno - trzymając się formuły "Punktu widzenia", która zakłada wyrażanie tylko własnego zdania nie widzę powodu, dla którego nazwa firmy miałaby padać. Chyba, że ktoś wyzwie mnie jako przedstawiciela mojej firmy na "ubitą ziemię..."

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200