Góra, która urodziła mysz

Sejm rozpoczął pracę nad projektem ustawy o informatyzacji, antysamorządowym i centralizującym władzę w rękach Ministra Nauki i Informatyzacji.

Sejm rozpoczął pracę nad projektem ustawy o informatyzacji, antysamorządowym i centralizującym władzę w rękach Ministra Nauki i Informatyzacji.

Najprawdopodobniej Sejm powoła Komisję Nadzwyczajną, która zajęłaby się projektem Ustawy o informatyzacji. W opinii marszałka Sejmu Marka Borowskiego, przytoczonej przez Computerworld, ustawa wykracza poza obszar kompetencji istniejących komisji sejmowych. W Sejmie jest też za mało posłów znających się na tej problematyce. Toteż do Komisji Nadzwyczajnej byliby delegowani posłowie z komisji sektorowych, np. samorządu terytorialnego. W kontekście tej wypowiedzi dziwi postępowanie rządu, który nie raczył zasięgnąć opinii środowiska na temat ustawy.

W gronie ekspertów samorządowych dwukrotnie przygotowywaliśmy opinię o tej ustawie na posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Za pierwszym razem oparliśmy się na wersji projektu ustawy datowanej na połowę marca br. umieszczonej na stronach Ministerstwa Nauki i Informatyzacji. Gdy zebrała się Komisja Wspólna, strona rządowa pokazała zdumionym samorządowcom nową wersję ustawy z czerwca br. Przygotowaliśmy zatem nową opinię. I tym razem okazało się, że rząd zakpił z nas, ponieważ ujawnił wówczas istnienie kolejnej, sierpniowej wersji, tej, która trafiła właśnie do laski marszałkowskiej (druk sejmowy nr 1934). Taki tryb "konsultacji" budzi uzasadnione przekonanie, że coś nie jest w porządku.

Jeśli ustawa w tym kształcie weszłaby w życie, to Ministerstwo Nauki i Informatyzacji stałoby się takim samym molochem jak cenzura w PRL. Opiniowałoby dziesiątki tysięcy projektów informatycznych i stosy dokumentacji. Musiałoby więc zatrudnić tysiące urzędników. Projekt przede wszystkim jednak podważa konstytucyjną niezależność samorządów.

Dlaczego wciąż jesteśmy zdani na papier?

W projekcie nie zawarto najczęściej przywoływanej i postulowanej na wielu konferencjach oraz w wypowiedziach prasowych zmiany, jaka musi się dokonać, aby można było mówić o rzeczywistej informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne, a mianowicie wnoszenia opłat skarbowych, administracyjnych i specjalnych drogą elektroniczną. Do tego nie zawsze trzeba ustawy. W szczególności znaki skarbowe w postaci znaczków naklejanych na dokumenty są tym elementem, który wymusza stosowanie formy papierowej. Jeżeli istnieje taka przeszkoda, dalsze zajmowanie się sprawą informatyzacji państwa jest pozbawione sensu. Budowanie samochodu, który trzeba pchać, bo nie wolno włączyć silnika, jest właściwą analogią, którą być może zrozumieją prawnicy. Bezsensowna staje się tylko informatyzacja, natomiast koniunktura dla producentów sprzętu, oprogramowania, papieru i tonerów - a więc kosztotwórczych elementów administracji - trwa.

Projekt ustawy nie wskazuje wyraźnie i jednoznacznie, że elektroniczna forma zapisu danych i dokumentów powinna być - jeśli istnieje taka możliwość - stosowana zamiast, a nie obok formy papierowej. Dublowanie powoduje nieuzasadniony wzrost kosztów i dodatkowe zamieszanie.

Innymi słowy, w momencie stworzenia sieci komputerowej wewnątrz jakiejkolwiek jednostki administracji, w pierwszej kolejności należy zatroszczyć się o elektroniczny obieg informacji, zamiast obiegu papierowego. Przygotowanie takiego obiegu doskonale porządkuje zasoby informacyjne urzędu. W wyjątkowych przypadkach dostęp do "papieru" powinien być umożliwiony albo raczej - dostęp papierowy do e-systemu.

Dlaczego minister nauki i informatyzacji nie skupi się na standardach?

Projekt ustawy jest napisany w duchu ograniczenia swobody tworzenia dróg przepływu danych i nadmiernej, paraliżującej rozwój kontroli. Wyraźnie minister nauki i informatyzacji wchodzi w rolę organów kontrolnych. Jego rolą zaś powinno być ustalenie standardów wymiany informacji oraz standardów zapisu danych i ich publikowanie w duchu normalizacji i precyzyjnego opisu. Rolą ministra powinno być też doprowadzenie do ustalenia standardów interoperatywności, a nie jednostkowe decydowanie o nich. Proponujemy zatem powołanie Komitetu Standardów Interoperatywności (KSI) złożonego z przedstawicieli firm IT i użytkowników po obu stronach - administracji publicznej oraz organizacji mieszkańców. Konsensus jest prosty, bo techniczny. Dotyczy bowiem poziomu nakładki na istniejące już rozwiązania, która je "czyta" i pozwala na wymianę danych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200