Przedwczesny alarm

Będę się cieszył, kiedy nasza informatyka będzie nudna. Na razie do tego stanu jest daleko.

Będę się cieszył, kiedy nasza informatyka będzie nudna. Na razie do tego stanu jest daleko.

Artykuł w Harvard Business Review It doesn't matter, pióra redaktora Nicholasa Carra, można odczytać jako chęć wywołania dyskusji czy wręcz prowokację. Teza autora sprowadza się do stwierdzenia, że po osiągnięciu fazy dojrzałości i szerokiego rozpowszechnienia, informatyka stosowana w administracji i gospodarce powinna zostać uznana za standardowe wyposażenie - wówczas nie należy uważać jej dalej za coś ekstra, co daje przewagę konkurencyjną. Szkoda także pieniędzy na fanaberie informatyków, którzy nie widzą świata poza swoją dziedziną. Trywializując, można stwierdzić, że kanalizacja w mieście musi funkcjonować, ale jak i dlaczego nie jest rzeczą interesującą dla mieszkańców.

W USA i najbardziej rozwiniętych krajach Europy daje się zauważyć pewne znużenie i zniecierpliwienie sytuacją, jaka panuje w obszarze praktycznych zastosowań informatyki, a głównie koniecznością dokonywania ciągłych wymian sprzętu oraz pojawianiem się nowych wersji oprogramowania i koniecznością praktycznie permanentnych szkoleń w zakresie "nowych" rozwiązań, które z punktu widzenia użytkowników wnoszą niewiele, często zgoła nic. Obserwacja rynku pozwala na wysnucie cynicznego stwierdzenia, że dla użytkownika "koszty są rzeczywiste, natomiast korzyści urojone". Ta sytuacja jest zwykle wymuszana przez dostawców oprogramowania i sprzętu, ponieważ interes musi się kręcić. Wielu specjalistów z tych krajów zaczyna szukać alternatywnych rozwiązań sprowadzających się do topienia coraz to nowych środków w informatykę. Odżywają różne rozwiązania organizacyjne, np. tzw. smukłe organizacje i wykorzystywanie wszędzie gdzie się da, nie zawsze z sensem, kart kanban itp.

Nie tak szybko

Tezy te mogą być dyskusyjne nawet w krajach, gdzie informatyka od dawna skutecznie obsługuje administrację i gospodarkę. W warunkach polskich na ogół są niesłuszne.

Autor stwierdza, że systemy informatyczne stanowią kręgosłup gospodarki. To prawda, ale nie u nas. Naiwne pytania o obsługę ZUS, PZU, służb celnych i wielu, wielu innych ważnych dziedzin nie wymagają odpowiedzi. Nawet tam, gdzie działanie systemu informatycznego warunkuje uzyskanie ogromnych pieniędzy z Unii Europejskiej (np. IACS dla rolnictwa), powstaje on w bólach i z dużymi opóźnieniami. W gospodarce - całe szczęście, że z coraz częstszymi wyjątkami - ciągle królują systemy informatyczne o poziomie dość żenującym: liczenie słupków księgowych do rozliczania podatków, ewidencja magazynowa do celów księgowości oraz naliczanie płac. Może dziwić, że dopiero teraz będą rozstrzygane przetargi na systemy informatyczne dla dużych podmiotów rynkowych, np. banku PKO BP. Wszystko to nie napawa nadmiernym optymizmem. Można mieć jedynie nadzieję, że sytuacja się poprawi. Wymaga to jednak czasu i naprawdę dużych środków oraz zrozumienia ze strony decydentów.

Stwierdzenie autora artykułu w Harvard Business Review, że wydatki kapitałowe na informatykę z roku na rok gwałtownie rosną, osiągając poziom przekraczający zdrowy rozsądek, nie są w naszych warunkach prawdziwe. Odwrotnie, dość często spotyka się sytuację oszczędzania na informatyce i szukania tych oszczędności przez, pożal się Boże, menedżerów ciągle w znacznej części bojących się komputerów i konkurencji lepiej wykształconego personelu.

Wydatki na informatykę ogółem w polskich przedsiębiorstwach rzadko przekraczają 1-2%, daleko im więc nie tylko do poziomu, który pozwoliłby na zaspokojenie potrzeb, ale również do ciągle rosnących nakładów na IT w USA (często przekraczających 50% nowych nakładów kapitałowych). Wyjątek stanowi znaczna część przedsiębiorstw przejętych przez obcy kapitał, gdzie zwykle metodą nakazową, często bezwzględnie, wprowadza się współczesne rozwiązania organizacyjne i wspierające je systemy informatyczne. Są to jednak tylko wyspy racjonalizmu (odnosi się to także do banków).

Stwierdzenie, że na informatykę trzeba zawsze i wszędzie ponosić wydatki, ponieważ jest ona częścią infrastruktury, podobnie na energię elektryczną czy na klasyczną łączność, u nas jeszcze ciągle się nie przebiło. Co prawda nie jest już tak, jak w latach 70., kiedy wicepremier odpowiedzialny za gospodarkę po zwiedzeniu fabryki półprzewodników powiedział do jej kierownictwa: "Życzę wam, żebyście jak najszybciej zaczęli produkować prawdziwe przewodniki". Choć zapewne niewiele lepiej, skoro obecnie wyższy czynownik Ministerstwa Nauki i Informatyzacji, omawiając sprawy rozwoju techniki, przywołuje dziadzia Marksa (mędrca z Trewiru) jako argument w wypowiedzi, jego zdaniem decydujący.

Główne rekomendacje z artykułu Harvard Business Review (wraz z komentarzem)
  1. Mniej wydawaj W naszych warunkach to zalecenie na ogół nie ma zastosowania, bo i tak wydatki są zbyt małe.
  2. Idź przetartym śladem, nie staraj się przewodzić Zalecenie to warto stosować, aby ograniczyć ryzyko.
  3. Koncentruj się na niebezpieczeństwach i zagrożeniach, a nie na potencjalnych korzyściach Jednak "gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała, ale gdyby nie skakała, to by smutne życie miała". Ryzyko powinno być kalkulowane.
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200