Zderzenie dwóch światów

W interesie Telekomunikacji Polskiej i innych operatorów stacjonarnych leży, aby z powodu różnicy w cenie klienci nie musieli wybierać, czy dzwonić z telefonu stacjonarnego na telefon komórkowy, czy z komórkowego na komórkowy, i odwrotnie.

W interesie Telekomunikacji Polskiej i innych operatorów stacjonarnych leży, aby z powodu różnicy w cenie klienci nie musieli wybierać, czy dzwonić z telefonu stacjonarnego na telefon komórkowy, czy z komórkowego na komórkowy, i odwrotnie.

Tylko zrównanie stawek za usługi telefonii stacjonarnej i komórkowej uratuje pierwszą z nich przed marginalizacją.

W bezprecedensowym wyroku angielski Sąd Najwyższy przyznał władzom regulującym brytyjski rynek telekomunikacyjny prawo do wymuszania na operatorach obniżania stawek za połączenia z sieciami komórkowymi z numerów stacjonarnych, podał pod koniec czerwca Reuters. W styczniu 2003 r. Oftel - brytyjski odpowiednik polskiego Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty - nakazał największym brytyjskim operatorom komórkowym zmniejszenie o połowę w ciągu trzech lat stawek za połączenia przychodzące do ich sieci z numerów stacjonarnych. Vodafone, Orange i T-Mobile odwołały się do tej decyzji, argumentując, że Oftel działał poza przyznanymi mu prawami - zarówno wg standardów brytyjskich, jak i Unii Europejskiej. Jednak zdaniem Oftela obniżka pozwoli klientom sieci stacjonarnych na zaoszczędzenie ok. 700 mln euro. Operatorzy mają prawo odwołać się od decyzji do sądu apelacyjnego.

Według przedstawicieli sieci komórkowych opłaty pobierane od operatorów stacjonarnych za połączenia z ich sieciami finansowały promocyjną sprzedaż telefonów komórkowych. Ich obniżenie może spowodować wzrost cen aparatów. Działania Oftelu wzbudziły zainteresowanie unijnych władz telekomunikacyjnych, które mogą pójść tą samą drogą, co ich brytyjski odpowiednik.

Komórkowy oligopol

W Polsce koszt połączeń typu Fix to Mobile należy do najwyższych w Europie i na razie nie widać zainteresowania URTiP tą sprawą. Klienci Telekomunikacji Polskiej płacą za minutę rozmowy z telefonu stacjonarnego na komórkowy od 1,40 zł w szczycie do 0,65 zł poza. Klienci Netii płacą 0,99 zł bez względu na porę, jeśli wybrali taryfę z naliczaniem sekundowym. Natomiast w sieci Telefonii Dialog obowiązują minimalnie niższe stawki niż w TP. Tymczasem w Czechach za połączenie do sieci komórkowej opłata wynosi tylko 0,35 zł. Skąd takie różnice?

Przyczyną jest utrzymywanie na wysokim poziomie stawek interkonektowych przez operatorów komórkowych przy jawnym poparciu ze strony Telekomunikacji Polskiej. "Operatorzy telefonii komórkowej wspólnie z TP stosują praktyki oligopolistyczne, które prowadzą do wygórowanych zysków niewspółmiernych do ponoszonych kosztów świadczonych usług zarówno telefonii stacjonarnej, jak i telefonii komórkowej" - twierdzi w swojej interpelacji poseł Tadeusz Jarmuziewicz (PO), przewodniczący Poselskiego Zespołu ds. Społeczeństwa Informacyjnego.

O ile postawa operatorów komórkowych jest zrozumiała - za wszelką cenę chcą utrzymać zyski z tych połączeń, aby móc dotować aparaty, tak jak to robią inne europejskie firmy - o tyle w działaniach Telekomunikacji Polskiej uderza swoiste rozdwojenie jaźni. Z jednej strony, operator ten zgadza się na utrzymywanie wysokich cen za połączenia. Z drugiej jednak, w jego żywotnym interesie jest zniwelowanie różnic między telefonią stacjonarną a komórkową. Już dzisiaj w Polsce - nie mówiąc o świecie - operatorzy komórkowi mają więcej abonentów niż operatorzy stacjonarni i ta tendencja będzie się pogłębiać. Chyba że europejscy operatorzy stacjonarni odkryją to, na co dawno już wpadli Amerykanie i Azjaci. Klientów nie obchodzą wyrafinowane centra obsługi wsparte systemami CRM ani tysiące taryf. Interesuje ich wyłącznie cena. Jak najniższa.

Kolonialne nawyki France Telecom

Telekomunikacji Polskiej coraz bardziej doskwiera zachowanie France Telecom, która u siebie przestrzega unijnych dyrektyw w sprawie konkurencji i rynku telekomunikacyjnego, rynek polski natomiast traktuje jak Bantustan, gdzie nie trzeba się z nikim liczyć. "Niech się Polacy cieszą z tego, że w ogóle mogą telefonować" - oto dosadna wykładnia polityki FT. Tyle że polscy menedżerowie w TP są świadomi tego, iż sztuczne podtrzymywanie wysokich cen, kiedy konkurencja lada moment ruszy do ataku, zakończy się gwałtowną utratą przychodów.

Niestety, argumenty ekonomiczne nie docierają do Francuzów. Co innego groźba reperkusji politycznych, interwencji poselskich lub decyzji regulatora. Jedyny sposób to od lat pielęgnowane we France Telecom relacyjne stosunki z władzą. I jeśli poseł Tadeusz Jarmuziewicz zawarł w interpelacji stwierdzenie, że "France Telecom, należący do rządu francuskiego, powinien być stroną zapytań ze strony rządu RP o strategię monopolizacji rynku w Polsce", to jest to jak najbardziej uzasadnione. Dlaczego rząd Francji wspiera proces stosowania praktyk monopolistycznych przez swego operatora narodowego w Polsce? Pytanie długo pozostanie bez odpowiedzi, chyba że Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty zacznie działać energiczniej, biorąc przykład z Oftelu.

Z góry na dół, z dołu do góry

Dla operatorów stacjonarnych zrównanie taryf z taryfami telefonii komórkowej (tzn. niech ta ostatnia obniży stawki) jest sprawą życia i śmierci. "W telefonie komórkowym mam pod palcem dwa tysiące numerów i gdy mam zadzwonić do kogoś na komórkę, przeważnie wolę skorzystać z własnego aparatu" - tak o swoich preferencjach telefonicznych opowiada Krzysztof Heller, były wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za rynek telekomunikacyjny. Z takimi nawykami musi się zmierzyć telefonia stacjonarna.

Wystarczy prosty eksperyment, aby zauważyć, jak bardzo oddaliły się od siebie te dwa światy. Na stole znajdują się telefony: komórkowy i stacjonarny. Mamy zadzwonić do Wrocławia na telefon komórkowy. Który telefon wybierzemy? Komórkowy. Bo taniej, bo w telefonii komórkowej dystans - przynajmniej w obrębie Polski - nie ma znaczenia. O tym muszą pamiętać operatorzy stacjonarni. Bronić się przed telefonią komórkową, wykazywać, że skończył się już dla niej czas ochronny, atakować za to, że nie dotyczą jej przepisy Prawa telekomunikacyjnego o świadczeniu usługi powszechnej. Oczywiście, pomocne będą nowe technologie, które umożliwią wysyłanie komunikatu SMS z telefonu stacjonarnego na stacjonarny, nie mówiąc już o tym, że operatorzy stacjonarni mają w ręku ogromny atut - na razie szerokopasmowy dostęp do Internetu pozostaje w sferze marzeń operatorów komórkowych. W takim razie, czy ci są w ogóle zainteresowani rozmową o unifikacji obu światów? W tej chwili nie. Większym problemem dla operatorów komórkowych w Polsce pozostaje kwestia, czy rząd zgodzi się na konwersję opłat za UMTS na inwestycje telekomunikacyjne. Tę metodę oddłużania zastosowano już wobec operatorów stacjonarnych. W grę wchodzi po 200 mln euro od każdego z operatorów.

Jednak gdy nastąpią zmiany właścicielskie w Polkomtelu i jego głównym udziałowcem stanie się amerykański Vodafone, o czym coraz częściej mówią analitycy giełdowi, być może na początku następnego roku będziemy świadkami wyniszczającej walki na rynku telefonii komórkowej. Vodafone uważa, że jedynym magnesem, który przyciąga doń klientów, jest najniższa cena. Stąd prognozy, że obniży stawki w sieci Plus GSM o 40%. I niech wtedy pozostali operatorzy zastanawiają się, co zrobić. Jeśli na dodatek do akcji wejdą URTiP i ustawodawca, narzucając na operatorów komórkowych tzw. usługę powszechną, to oba światy znikną dość szybko.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200