Kształcimy nie tylko teoretycznie

Prasa, w tym także komputerowa, spełnia dwa zadania: informuje i komentuje.

Prasa, w tym także komputerowa, spełnia dwa zadania: informuje i komentuje.

W obu przypadkach czytelnik może odczuwać niedosyt - gdy informacja jest niepełna, a komentarz - zbyt powierzchowny i jednostronny. Trudno jest napisać dobry komentarz na fachowy temat - proste omówienie nie podoba się zwykle fachowcom, a fachowe opracowania są często mało przystępne dla przeciętnych czytelników. Istnieją jednak zagadnienia, o których ze względu na ich znaczenie, redakcyjne omówienie powinno przedkładać rzetelność nad łatwością prezentacji i odbioru. Świetnym przykładem właściwego komentarza w Computerworld był artykuł omawiający nowe przepisy prawa komputerowego (CW nr 15, 1994), napisany przez Profesorów Janusza Bartę i Ryszarda Markiewicza, którzy współuczestniczyli w tworzeniu tego prawa. Niestety, o studiach informatycznych w Polsce (Tomasz Nidecki, Teoretycznie wszystko gra.., CW nr 11, 1994), napisał student czwartego roku informatyki uniwersyteckiej. Efekt można było przewidzieć: artykuł jest powierzchowny, zawiera wiele uproszczonych, a przez to nie całkiem prawdziwych stwierdzeń i brak w nim głębszego spojrzenia na informatykę. Na pewne niekonsekwencje i kruchość argumentów w artykule zwrócił już uwagę w swoim liście Pan Jarosław Deminet (Szkolimy nie najlepiej, ale jednak kształcimy, CW nr 17, 1994), używając do tego bardzo przekonywujących porównań ze sposobami i zakresem przygotowywania przyszłych lekarzy. Chociaż informatycy nie są aż tak niezbędni dla zachowania zdrowia narodu, to jednak sama informatyka powinna i może być nie mniej dokładnie określona niż medycyna.

Wiele miejsca w artykule Pana Nideckiego zajmują informacje o studiach informatycznych w jednej z uczelni brytyjskich i porównanie ich z programami naszych studiów. Wielokrotnie słyszałem wypowiedzi osób z W. Brytanii (WB), nie tylko w Polsce, o zacofaniu innych państw w stosunku do WB. Ostatnio mówił o tym Bob Coates w odniesieniu do powszechnej edukacji informatycznej. Miał wiele racji, ale poznawszy nasze działania w tej dziedzinie przyznał, że każde państwo może obrać własną drogę, a jego prezentacja sytuacji w WB nie ma wcale na celu nakłaniania innych do podążania drogą Brytyjczyków. Myślę, że podobnym zastrzeżeniem opatrywał prof. MacMillan swoje uwagi krytyczne o sytuacji w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Warszawskiego (IIUW).

Wątpię, czy znajomość przez Pana Nideckiego programów studiów informatycznych wykracza poza IIUW - Pan Deminet ma wątpliwości nawet co do tego. Polecam również lekturę programów nauczania opracowanych w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego (IIUWr). Chociaż gruntowna zmiana programów nastąpiła cztery lata temu w podobnym kierunku jak w IIUW, to już w tym roku wprowadzamy dla studentów III roku nową specjalność - Zastosowania informatyki. Wzięliśmy pod uwagę przy tym zarówno zmiany zachodzące w informatyce, jak i sugestie studentów. Nasz program uwzględnia szeroko pojmowane potrzeby biznesu (o co dopomina się Pan Nidecki), ale nie w dosłownym sensie robienia dużych pieniędzy, a raczej dania solidnych podstaw dla zawodu informatyka. W programie nowej specjalności główne miejsce zajmują przedmioty przygotowujące do tworzenia systemów informatycznych w przemyśle i technice.

Kierunki informatyczne w uczelniach, nie tylko w Polsce, są rzeczywiście "przywiązane" do innych wydziałów, ale nie jest to oznaką podległości. Informatyka wyrastała bądź z nauk matematycznych (w IIUW i w IIUWr na początku były to metody numeryczne, jako specjalność na matematyce) bądź z elektroniki (specjalność maszyny cyfrowe). Później pojawiła się również w uczelniach ekonomicznych. Dlatego dzisiaj w wielu szkołach wyższych informatyka jest przy tych wydziałach, w ramach których wyrosła, ale tworzy już zarówno samodzielne instytuty, jak i kierunki studiów z osobnym naborem studentów (tak jest w UWr). Matematycy uczą na tych kierunkach tylko wybranych, podstawowych przedmiotów matematycznych, wg programów opracowanych wspólnie z informatykami. I nie dlatego uczy się matematyki studentów informatyki uniwersyteckiej, że te dwie dziedziny występują w ramach tego samego wydziału (z tego powodu studenci w IIUWr musieliby jeszcze poznawać elementy fizyki, chemii jak również astronomii - dziedzin reprezentowanych w naszym wydziale) - o tym powinien jednak wiedzieć student informatyki, znając zarówno przynajmniej odrobinę historii dziedziny, którą studiuje, jak i program studiów. Wyraźnie trzeba odróżniać zakres dziedziny informatyka, od zakresów różnych kierunków studiów informatycznych proponowanych przez szkoły wyższe. Ponadto, na co zwrócił również uwagę Pan Deminet, zdecydowanie należy odróżniać studia wyższe od szkolenia i doskonalenia zawodowego w zakresie oferowanej wiedzy i umiejętności. Studia w uczelniach bowiem kształcą, czyli przygotowują do wykonywania dowolnej pracy w dziedzinie kształcenia, a kursy - przede wszystkim szkolą w zakresie wybranego zawodu. Myślę, że każdy student świadomy swojego wyboru powinien umieć odróżniać kształcenie od szkolenia.

Nie można się dziwić, że akurat w przygotowaniach do zawodów informatycznych panuje tak wiele nieporozumień i zamieszania. We Wrocławiu powstała nawet Akademia Informatyki, która w ogólnopolskich ogłoszeniach prasowych przedstawiała się jako "Uczelnia" i obiecywała swoim absolwentom "dyplomy". Po moim ostrym proteście, te dwa ostatnie słowa zniknęły z ogłoszeń, ale ta "Akademia" istnieje nadal, a jej działalność sprowadza się do prowadzenia kursów komputerowych w dwóch pomieszczeniach. Takie ośrodki szkoleniowe powstają niemal w każdej instytucji, która ma trochę więcej komputerów i ich celem od razu staje się edukacja informatyczna narodu. Dochodzi nawet do bardzo niebezpiecznych sytuacji, gdy ośrodek taki szkoli nauczycieli i wydaje im odpowiednie uprawnienia na piśmie. W rzeczywistości, szkolenia są prowadzone przez osoby, których cała "wiedza" informatyczna sprowadza się często do znajomości systemów DOS i Norton Commander oraz wybranego systemu użytkowego - to nawet za mało by szkolić w dobrym sensie tego słowa. Celują w tym - z moich obserwacji - fizycy. I rzeczywiście, jak zauważa Pan Deminet, to przenikanie do informatyki osób z innych zawodów, stwarza wrażenie, że informatyka nie jest samodzielną profesją o ugruntowanych podstawach jako nauka i najczęściej jest przywiązywana do innych dziedzin, jak matematyka, fizyka, elektronika czy ekonomia. Dzisiaj informatykiem mianuje się każdy, kto umie obsłużyć komputer i wielu otrzymuje na to nawet odpowiednie potwierdzenie na piśmie. Można ubolewać, że w profesjonalnych szkoleniach informatycznych, zwłaszcza nauczycieli elementów informatyki i innych przedmiotów, bierze udział tak mało informatyków i ośrodków akademickich. Powodów jest wiele i nie można rozważać tego problemu w oderwaniu od pełnej koncepcji i organizacji procesu nauczania na wszystkich szczeblach edukacji i kształcenia zawodowego. W tę lukę na rynku szkoleń wkraczają zwykle osoby i ośrodki bardziej przebojowe i lepiej zorganizowane - a to akurat nie jest silną stroną nauczycieli akademickich i uczelni.

Znaczenie i wyższość wiedzy podstawowej w informatyce nad umiejętnościami stosowania wybranych metod i środków informatyki nie podlega dyskusji. Zamiast przykładu medycznego posłużę się tutaj przykładem informatycznym. Prowadzę zajęcia w Uniwersytecie, od czasu do czasu uczę także w uczelniach zagranicznych, miałem także kiedyś zajęcia o algorytmach i strukturach danych ze studentami politechniki z wyższych lat. W czasie tych ostatnich zajęć, studenci mieli złożyć na zaliczenie projekty będące implementacjami znanych algorytmów. Otrzymywałem pięknie opracowane raporty i bardzo przyjazne programy. Kiedyś postanowiłem zagłębić się w dwa wybrane projekty i okazało się, że dla ich autorów nie było specjalnej różnicy między algorytmem Dijkstry wyznaczania drzewa najkrótszych dróg a algorytmem tego samego autora wyznaczania najkrótszego drzewa. Oba problemy mają bardzo istotne zastosowania jako modele rzeczywistych problemów optymalizacyjnych, a jak powinien wiedzieć każdy student już drugiego roku informatyki - w pewnych przypadkach rozwiązania tych dwóch problemów są całkowicie rozłączne. Może nie jest to aż tak ważne (dla naszego zdrowia), jak przygotowanie każdego lekarza do reanimowania pacjenta, ale jeśli jesteśmy już informatykami, to m.in. znajomość takich faktów świadczy o dobrym wykształceniu podstawowym.

Niektóre z zarzutów w artykule Pana Nideckiego sprowadzają się do pytania: co może mieć student z wiedzy przekazywanej na uniwersytecie. Pan Nidecki dopomina się przede wszystkim o wiedzę potrzebną w biznesie. Twierdzę, że informatyk może mieć w przyszłości o wiele więcej korzyści z podstawowego wykształcenia, niż ze znajomości doraźnej wiedzy i jej zastosowań. Studentowi jest zapewne trudno docenić np. potrzebę znajomości klasycznych algorytmów i modeli obliczeń, ale za ich włączaniem do kanonu wiedzy informatycznej przemawia ich obecność od początków istnienia dziedziny w przeciwieństwie do wielu faktów o przemijającym znaczeniu. Kiedyś spotkałem swoją byłą studentkę, która miała do mnie pretensje "czegoście nas uczyli" (studia kończyła w połowie lat 70., a w pracy zajmowała się oprogramowywaniem złączy graficznych). "A czy miałaś duże kłopoty z przestawieniem się?" - zapytałem. "No, nie" - odpowiedziała. Gdyby program studiów miał być dostosowywany do rynku i bieżących potrzeb, to w ciągu pięciu lat nauki byłoby niezmiernie trudno przerobić wszystkie, kolejno

pojawiające się wersje podstawowych systemów tworzenia aplikacji takich, jak Turbo Pascal.

Dość pochopne są oceny Pana Nideckiego odnoszące się do sytuacji finansowej i kadrowej w uczelniach, że: uczelnie i ich pracownicy nie są zaradni w zdobywaniu środków finansowych, pozostają w uczelni tylko fanatycy, a asystentami decydują się zostać raczej życiowi nieudacznicy. Myślę, że jest to krzywdząca ocena nauczycieli akademickich w IIUW - pozostawiam to jednak sumieniu autora. Znane są nawet gorsze określenia zawodu nauczyciela, ale też mówi się o powołaniu. A powołanie ma to do siebie, że nie zważa na żadne koniunktury. Nieznajomością roli i miejsca nauki i szkolnictwa w społeczeństwie wytłumaczyć można pojawienie się zarzutu, że uczelnie nie potrafią na siebie zarabiać. Nie jestem pewien jak jest w W. Brytanii, ale chyba i tam nie są to instytucje utworzone i zorganizowane z myślą o przynoszeniu dochodu. Pracownicy naukowo-dydaktyczni są oceniani za pracę i postawę w nauce i nauczaniu, a te obowiązki właściwie wykonywane bardzo żle współistnieją z pracą zarobkową. Uczelnie jednak czasem prowadzą działalność dochodową, jeśli tylko mieści się ona w ramach statutowych celów. W IIUW działa np. zawodowe studium informatyki, a IIUWr prowadzi szkolenia dla nauczycieli na zlecenie MEN. Winą za brak współpracy uczelni z firmami nie można obarczać tylko uczelni. Pełna niezależność firm i uczelni powoduje, że firmy przyjmują najczęściej pracowników uczelni do wykonywania konkretnych zadań, a niechętnie robią to drogą oficjalną, przynoszącą korzyści również uczelni. Tutaj zarzut można stawiać tylko firmom, że korzystając z dobrze przygotowanych pracowników uczelni nie starają się wynagrodzić tego uczelniom - nie jest to jednak nowa sytuacja. Wymienienie w tym kontekście z nazwiska dwóch pracowników IIUW jest drobnym oszustwem. Otóż, Pan B. Stokalski pracuje w firmie (wynika to z tekstu), która prowadzi zajęcia w IIUW, a Pan Antoni Kreczmar jest nadal Profesorem w IIUW. A więc na pewno mają lepiej płatną pracę poza IIUW, ale nadal są związani z IIUW. Jest to dobra ilustracja dla artykułu w tygodniku Wprost o zarobkach naukowców - stopień i tytuł naukowy oraz afiliacja przy uczelni ułatwiają znalezienie dobrej posady. Ale przecież za to nie można winić uczelni.

Opinie studentów na temat programów studiów i funkcjonowania uczelni mają jeszcze to do siebie, że dość często dają w nich o sobie znać ciągoty do jak najprzyjemniejszego i najtańszego przeżycia lat studiów. Tym natomiast, którzy stoją po drugiej stronie katedry zależy na ciągłym i dalszym rozwoju dziedziny, mającej często swoją dość długą historię (nawet w przypadku informatyki, która przecież nie narodziła się dopiero z pojawieniem komputerów osobistych). Panu Nideckiemu nie podobają się niektóre opłaty za studia. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że istnieje możliwość bezpłatnego ukończenia studiów informatycznych - wystarczy tylko nie oblewać i nie przekładać żadnego przedmiotu. Odkładanie zajęć na późniejszy termin staje się dość modne wśród studentów, a często jest powodowane przez podejmowanie się wykonywania różnych dość dobrze płatnych obowiązków poza uczelnią (wspomina o tym Pan Nidecki). Student może więc zadecydować, co mu się bardziej opłaca: skończyć studia w przewidzianym terminie czy dorabiać w czasie studiów i płacić za zmianę organizacji swojego toku nauczania. Myślę, że reguły w tej grze są jasno i uczciwie postawione dla obu stron.

Maciej S. Sysło, profesor (dyrektor Instytutu Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego)

Od redakcji: Trzymając się obrazowego porównania informatyków do lekarzy chcieliśmy zauważyć, że Tomasz Nidecki napisał artykuł o tym, że informatyków uczy się zbyt dokładnie o budowie serca, mózgu, kości i krwi. Natomiast bardzo niewiele zdobywają oni praktyki jak "operować" na żywym organizmie. Przez to pierwsze "operacje" wykonują bez kontroli mistrzów, co kończy się niejednokrotnie tragicznie dla "operowanego". Pana apriorycznie lekceważący stosunek do "studenta" nieco nas dziwi, ponieważ naszym zdaniem tezy Pana listu i artykułu Tomasza Nideckiego doskonale się uzupełniają.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200