Druty

Niedawno odkryłem, że jedną z pokoleniowych legend łączących informatyków w moim wieku są tzw. druty.

Niedawno odkryłem, że jedną z pokoleniowych legend łączących informatyków w moim wieku są tzw. druty.

Konkretnie, głęboka, atawistyczna nienawiść do przedmiotu tak nazywanego, a wykładanego na pierwszych latach studiów informatycznych na politechnice.

Ja miałem tego całe trzy semestry pod nazwą Teoria Obwodów; gdzieniegdzie było podobno kilka przedmiotów rozłożonych na dwa lata. Jakoś się przez to prześlizgnąłem, ale z relacji kolegów wiem, że na mojej i wielu innych uczelniach była to prawdziwa zmora. Koleżanka Justyna z Gliwic mówiła mi nawet kiedyś, że u nich mówiono "ludzie ludziom zgotowali ten TOZ", przy czym TOZ było skrótem od nazwy przedmiotu.

Tyleż niskie co gorące uczucie nienawiści do "drutów" brało się z faktu kompletnej nieprzydatności tego przedmiotu dla informatyka. Praktyka potwierdziła nasze przeczucia - pracuję w tym zawodzie już kilkanaście lat i jeszcze nie zdarzyło mi się dociekać, jakie prądy płyną oczkami, jak policzyć transformatę Fouriera na szynie adresowej procesora albo czy kabel USB między kamerą wideo a portem jest linią długą czy nie. Może jedynie instynktownie unikam stawiania kubka z kawą w okolicach komputera i klawiatury, ale każdy przyzna, że trzy semestry to stanowczo za dużo, żeby wyrobić sobie ten prosty odruch.

Zawsze dziwi mnie więc, gdy rzucę okiem na wnętrze komputera i zobaczę tam jakiś opornik albo kondensator. Przyzwyczaiłem się już myśleć o komputerze jako o bycie nieomal abstrakcyjnym. Narzędziu, którego budulcem nie są tranzystory czy nawet krzemowe kości, ale procesy, aplikacje, serwisy online itd. I myślę tak, mimo zaliczenia przedmiotu pt. "druty" na trójkę z plusem na drugim roku studiów informatycznych.

Namacalnym dowodem tego, że komputer jest urządzeniem, które działa, wykorzystując zjawiska elektryczne, jest konieczność jego zasilenia. Paradoksalnie, ta cecha jest źródłem największych chyba nieporozumień między użytkownikiem a fachowcem. W historii informatyki zapisała się opowieść pochodząca z linii wsparcia WordPerfecta, kiedy po dłuższej rozmowie użytkownik, który dzwonił do firmy komputerowej w poszukiwaniu pomocy, mimo że nie było zasilania, usłyszał, że jest zbyt głupi, by mieć komputer ( http://www.designerlady.com/Pages/TooStupid.html ).

Czy ta historia będzie nas rozśmieszać także za 10 lat? Podajmy inny przykład: dziś komputer, aby był połączony z Internetem, musi mieć kabel wetknięty w swoją fizyczność. Ale być może już wkrótce standardem będzie to, co dziś robi Microsoft w swoich warszawskich biurach: dostęp do sieci korporacyjnej i świata zewnętrznego za pomocą łączności bezprzewodowej. Myszki i klawiatury bez drutów wkrótce mogą stać się standardem, przez co zniknie plątanina kabli na naszych biurkach. Jeżeli nastąpi przełom jakościowy w technologiach zasilania z baterii (większa wydajność, trwałość i skrócenie czasu ładowania), już nic nie będzie nam przypominać, że mamy do czynienia z urządzeniem elektrycznym.

Fizyczność komputera stanie się wówczas porównywalna do fizyczności książki. Każdy niby wie, że książka składa się z papieru i farby drukarskiej. Wszyscy też pamiętają, że papier ma swoje cechy - może się podrzeć, trzeba uważać, by go nie poplamić itd. Ale mówiąc "to fajna książka", mamy raczej na myśli zawartość, a nie jakość papieru czy zagęszczenie liter.

I może wtedy z programów studiów informatycznych na politechnice znikną znienawidzone przez wszystkich "druty" - czego, z okazji bliskich już egzaminów wstępnych na studia, serdecznie życzę wszystkim młodym adeptom informatyki.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200