Jedna książka, jedna myśl

Sporo, zadziwiająco sporo osób z tzw. otoczenia deklaruje, że nie czyta żadnych książek i uważa, że jest to cecha wyróżniająca ich pozytywnie. Niektórzy to nawet dbają także o to, by ich potomstwo nie psuło sobie oczu czytaniem. Na czytanie szkoda czasu, bo jest przecież Internet, skąd szybko i z łatwością można wyszukać doraźnie potrzebne fragmenty i cytaty, nie zawracając sobie głowy pozostałym balastem. No, może wyjątkiem są tu książeczki o tytułach-receptach, zaczynających się na "Jak...", które ja, z kolei, od zawsze omijam szerokim łukiem.

Sporo, zadziwiająco sporo osób z tzw. otoczenia deklaruje, że nie czyta żadnych książek i uważa, że jest to cecha wyróżniająca ich pozytywnie. Niektórzy to nawet dbają także o to, by ich potomstwo nie psuło sobie oczu czytaniem. Na czytanie szkoda czasu, bo jest przecież Internet, skąd szybko i z łatwością można wyszukać doraźnie potrzebne fragmenty i cytaty, nie zawracając sobie głowy pozostałym balastem. No, może wyjątkiem są tu książeczki o tytułach-receptach, zaczynających się na "Jak...", które ja, z kolei, od zawsze omijam szerokim łukiem.

W Internecie są ściągi, skróty, gotowe wypracowania i niemal kompletne prace z różnych dziedzin. Wystarczy skopiować, chociaż czasem trzeba się jeszcze pomęczyć i przepisać ręcznie.

Opinii o powszechnej niechęci do książek przeczy jednak to, co widzę w pociągach, a jeżdżę nimi częściej niż dwa razy w tygodniu. Tam czyta jednak głównie młodzież (może w tajemnicy przed rodzicami z początku tego felietonu?).

Może jestem pod tym względem konserwatywny, nie potrafię się zmienić i dlatego czytanie zajmuje mi szczególnie dużo czasu, a - ręczne na ogół - odnotowywanie miejsc ważnych i interesujących pochłania go jeszcze więcej. Poza tym nie lubię czytać większych całości z ekranu i nie umiem wyobrazić sobie lektury w ten sposób, np. powieści czy książki fachowej.

Liczba czytanych tytułów stoi jednak w wyraźnej, by nie rzec - ostrej, sprzeczności z pojemnością własnej pamięci i - również własną - umiejętnością kojarzenia treści z książką, z której pochodzą.

Nie trzeba dodawać, że obie one - i pojemność, i umiejętność - są dość skromne.

Spowodowało to, że od ładnych kilku lat w każdej czytanej książce fachowej staram się odnaleźć jedną, ważną i wartą zapamiętania myśl. Jeżeli znajdę - warto było czytać całość. Myśl taka funkcjonuje potem w mej świadomości autonomicznie, często w zupełnym oderwaniu od treści opracowania z którego pochodzi.

By nie być gołosłownym - tak było z pewną polską książką o bankowości, wydaną na początku lat 90., a której ani autora, ani tytułu już nie pamiętam. Otóż chodziło tam o pogląd, że gdzieś do połowy lat 80. poszukiwano na świecie rozwiązań idealistycznych, a potem już wystarczało nam to, co nas jako tako zadowalało. Oczywiste jest, że nie była to zmiana nagła, lecz proces, który trwał przez wiele lat, a wskazane miejsce na skali czasu wyznacza jedynie okolice przełomu.

Reguła ta sprawdza się również, gdy ograniczyć ją tylko do zakresu informatyki. Właśnie wtedy zaczęliśmy tworzyć te jako takie, masowe programy i systemy. Ważniejsze było, by było szybko, a jeżeli efekt nie był najlepszy, to się potem jakoś załatało, a w ogóle kto by tam oczekiwał idealnego programu komputerowego.

Wszak wszyscy wiedzą, że to tylko program i tylko komputer.

Opinię tę ugruntowało również oprogramowanie renomowanych firm, któremu zdarza się zachowywać dziwnie nie tylko w dowcipach.

Bylejakość ciężko dotknęła też same książki. Pełno w nich jest błędów, których nie ma komu poprawić, bo korektorzy to przecież dla wydawców przede wszystkim zbyteczne koszty. W tej dziedzinie w ogóle coś stoi na głowie, gdyż pewnych książek w księgarniach po prostu nie ma. Dwóch niedawno wydanych tytułów, które wybrałem na podstawie recenzji na letnią lekturę, nie dostałem w księgarniach trzech dużych miast. Wszędzie właśnie się skończyły i... już chyba nie będzie.

Pewne książki trudno kupić, bo wydaje się je w niskich nakładach. Nakłady książek są niskie, bo coraz mniej ludzi książki kupuje. Książek nie kupujemy, bo są drogie. Książki są drogie, bo niskie są ich nakłady. Da capo al fine.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200