Globalna wioska czy wioski na globie

Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z jakimś nowym cyklem kultury - jeszcze trudnym do zdefiniowania, choć nawiązującym do poprzednich epok.

Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z jakimś nowym cyklem kultury - jeszcze trudnym do zdefiniowania, choć nawiązującym do poprzednich epok.

Nasza europejska sieć instytutów Kultury i centrów informacji o kulturze (CIRCLE) zajęła się wreszcie e-kulturą. Piszę wreszcie, bo już zajmowaliśmy się niemal wszystkim: finansowaniem kultury, jej zarządzaniem, zatrudnieniem w tym sektorze, polityką kulturalną, relacją kultura - rozwój i innymi tego typu sprawami, ale e-kulturą jeszcze nie.

Konieczność zajęcia się tym tematem jest oczywista. W informacyjnym społeczeństwie poprzemysłowym wielkie kompleksy ekonomiczno-kulturowe (produkcja, konsumpcja, styl życia) rodzą się już nie tyle pod wpływem wynalazków, używanych do produkcji dóbr materialnych (np. samochód), ile wynalazków wykorzystanych do tworzenia i przetwarzania symboli, czego najlepszym przykładem jest komputer czy telefonia komórkowa. Symbole zaś to kultura.

Z tym wiąże się jednak pewien problem: jaka jest autonomia cyberkultury, skoro rządzą nią te same mechanizmy, co e-ekonomią, zaś symbole są przedmiotem obrotu komercyjnego. Zarówno e-ekonomia, jak i e-kultura są napędzane technologią, globalizacją, rynkiem, wolnością transferów ponad granicami itp. Przez lata mówiliśmy o ekonomizacji kultury, ale dziś już chyba pora mówić o swoistej rekulturacji ekonomii. E-kultura staje się po prostu częścią przemysłów i usług, sama przekształcając się w przemysł kultury. Zatem podział na e-ekonomię i e-kulturę staje się coraz bardziej umowny w warunkach dematerializacji gospodarki.

Problem autonomii e-kultury nie jest jedynym, z którym przychodzi się mierzyć. Drugi kryje się w pytaniu, czy e-kultura to nowa jakość czy tylko przełożenie na język cyfrowy przekazów analogowych. Otóż wydaje się już dziś - gdy Internet jest środowiskiem powszechnie dostępnym tylko w niektórych krajach naszego globu - że jest to coś o wiele więcej, jakaś wartość dodatkowa, czy - jak to się niekiedy ujmuje - inteligencja dodatkowa.

Samozaopatrzenie ludyczne

Przez większość dziejów ludzie produkowali kulturę sami dla siebie. Tak jak to było w społecznościach przednowoczesnych i przedprzemysłowych, których kultura popularna wyrastała z doświadczenia członków tych społeczności, ich pracy, lęków, mitów, legend, wierzeń tworzonych na własny użytek. Była to swoista prosumpcja (produkcja i konsumpcja w jednym), by użyć terminu upowszechnionego przez Alvina Tofflera. Można by to nazwać samozaopatrzeniem ludycznym.

W sposób radykalny uległo to zmianie w społeczeństwie przemysłowym. Wyłoniła się profesjonalna grupa producentów i dystrybutorów, którzy zaopatrywali masy w rozrywkę. Tym samym elita traci legitymację orzekania, co jest "dobre dla ludu". Decydują bowiem o tym producenci rozrywki, którzy za dobre dla ludu uważają to, czego ów lud chce. Oczywiście, dlatego że to się najlepiej sprzedaje i przynosi największe zyski. Przy okazji formuje się u odbiorcy "McŚwiatopogląd", który napędza konsumentów takiej, a nie innej kultury. To układ sprzężony.

W dzisiejszym świecie, w którym komunikacja dokonuje się pod znakiem olbrzymiego wpływu efektu synergicznego rynku, wolności i techniki, mamy do czynienia z dwoma typami uczestnictwa w kulturze - chodzi tu o podział na kulturę sieciową i analogową, która wciąż dominuje na większości obszarów naszej planety. Ten ostatni typ uczestnictwa ma, modelowo rzecz ujmując, charakter monoaktywny - związany z tradycyjną konsumpcją mediów i jednakową ofertą adresowaną do wielomilionowych audytoriów. W pierwszym występuje nowy typ odbioru kultury za pośrednictwem sieci, który jest odbiorem interaktywnym. Spośród wielu cech socjologicznych charakteryzujących współczesne społeczeństwa rozwinięte to z pewnością jedna z ważniejszych charakterystyk, z której wynika wiele konsekwencji dla polityki edukacyjnej i kulturalnej.

Czy rzeczywiście dzięki technikom interaktywnym mamy już do czynienia z "indywidualizacją adresu" konsumenta kultury, jak to się czasem głosi? Sądzę, że nie. Co prawda istnieje trend ku kulturze odmasowionej, ale jest to proces daleki od zakończenia. Następuje proces koncentracji kapitału mediów i przemysłów kultury. Kilka gigantów integrujących stare i nowe media, takich jak AoL-Time-Warner, Rupert Murdoch, Walt Disney, Silvio Berlusconi, Sony Corporation, Bertelsmann czy Vivendi, nastawia się na zaspokajanie coraz bardziej zróżnicowanych potrzeb, ale w skali masowej. Można by rzec, że nie chodzi już o tylko umasowioną jednostkę, ale także o masowość ujednostkowioną. Różnicowaniu oferty i zwiększaniu się możliwości wyboru towarzyszy także różnicowanie odbiorcy podług jego możliwości ekonomicznych. Rośnie oferta tzw. mediów niszowych: to przede wszystkim telewizja satelitarna, pakiety kablowe, kanały tematyczne na platformach cyfrowych.

Żyjemy w okresie przejściowym: od dominacji kultury analogowej ku kulturze cyfrowej. Cyfryzacja stwarza potencjalnie możliwości aktywności dla wszystkich, ale jeszcze długo, może zawsze, będzie obowiązywał podział na aktywnych i biernych konsumentów.

Usługi cyfrowe przechwytują odbiorców. W dłuższej perspektywie rynek ten opanują potentaci. Dzięki cyfrowej konwergencji telekomunikacji, mediów i komputera możliwe jest łączenie wszystkiego ze wszystkim w przestrzeni cyfrowej. Odbiorca nie tylko może być jednocześnie nadawcą, ale także może tworzyć kanały tematyczne tylko dla siebie. Niektórzy widzą w tym nawet przełom kulturowy, nadejście epoki, w której rosnąca liczba ludzi będzie sama tworzyć kulturę na własny użytek, jak to miało miejsce przed kulturą przemysłową, bez udziału producentów rozrywki i programatorów czasu wolnego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200