Czas goni

Niektórym młodym wydaje się, że szybko znaczy dobrze. Mnie z kolei wydaje się, a wręcz jestem pewien, że poprawnie to dopiero jest dobrze. Miałem niedawno okazję obserwować kolegę po fachu, ze dwa razy młodszego ode mnie, który modyfikując kod z zapytaniem SQL, robił to z taką manualną biegłością, iż miałem problem z nadążeniem, nie mówiąc już o zrozumieniu. Po kilku kolejnych nieudanych próbach ''błyskotliwego'' korygowania i uruchamiania, przerwałem tę farsę, stwierdzając, że wpierw należy przejrzeć cały zapis, zrozumieć, a dopiero potem wprowadzić niezbędne poprawki. Poskutkowało.

Niektórym młodym wydaje się, że szybko znaczy dobrze. Mnie z kolei wydaje się, a wręcz jestem pewien, że poprawnie to dopiero jest dobrze. Miałem niedawno okazję obserwować kolegę po fachu, ze dwa razy młodszego ode mnie, który modyfikując kod z zapytaniem SQL, robił to z taką manualną biegłością, iż miałem problem z nadążeniem, nie mówiąc już o zrozumieniu. Po kilku kolejnych nieudanych próbach ''błyskotliwego'' korygowania i uruchamiania, przerwałem tę farsę, stwierdzając, że wpierw należy przejrzeć cały zapis, zrozumieć, a dopiero potem wprowadzić niezbędne poprawki. Poskutkowało.

Zapewne jest tak, że ów młodzian i jemu podobni stosują określoną strategię ukierunkowaną na osiągnięcie rezultatu bez względu na koszty. W tym czasie, gdy ja spokojnie zapisuję kod, oszczędzając klawiaturę i rozważając każdy krok, oni już z dziesięć razy przetestują swoje gorące pomysły i zmarnują przynajmniej tyle samo czasu na kolejne poprawki błędów wynikających z pośpiechu. W efekcie końcowym mamy wszyscy to, o co chodziło, niemniej oni - wydaje się - są bardziej zmęczeni. Działanie przemyślane ma tę zaletę, że trudniej coś zepsuć, nawet niechcący. Nie wiem, czy to cecha charakteru czy wieku i doświadczenia, niemniej zalecam praktykowanie postaw zrównoważonych, nie tylko w informatyce, gdzie w gruncie rzeczy błędy pochopnych działań stosunkowo łatwo naprawić.

Jeśli już mowa o pośpiechu...

Byłem właśnie na typowo naukowej konferencji o chwytliwej ciągle jeszcze nazwie Internet w społeczeństwie informacyjnym. Pomimo odwołania się do nieco wyświechtanego hasła, merytorycznie konferencja daleka była od trafiania w gusta użytkowników pop kultury internetowej, wychodząc od podstawowych zagadnień technologii i wizji technologicznej przyszłości pod postacią nanotechnologii i komputerów kwantowych, a na bezpieczeństwie i wydajności sieci kończąc. Pewnym problemem nękającym autorów jest ściśle zazwyczaj przestrzegany reżim czasowy, wymuszający często skracanie wypowiedzi nawet do kilku minut, z silną tendencją do zbieżności jako funkcji czasu. Utrzymywanie harmonogramu w ryzach jest o tyle pożyteczne, że zaplanowane posiłki odbywają się według zegarka, co na każdej szanującej się konferencji jest sprawą niepoślednią, nie tylko ze względu na zaostrzone apetyty. Skracanie czasu wystąpień w tym konkretnym przypadku było poniekąd także ratunkiem dla słuchaczy, którzy znaleźli się na sali zwabieni tytułem, sądząc, że będzie to kolejny komercyjno-popularyzatorski zbiór występów w stylu dowolnym, podczas gdy okazało się, że informatyka w wymiarze technologicznym to często zawikłane wzory matematyczne, stany nie ustalone i wszelkie możliwe "straszne rzeczy".

Ten incydentalny kontakt ze światem nauki pokrzepił mnie nieco, zapewne dlatego że mogłem ponownie wysłuchać po części tych samych profesorów, którzy ćwierć wieku temu byli moimi wykładowcami i nadal mają coś ciekawego do zaproponowania. Ponadto stwierdziłem, że skoro rozumiem jeszcze sedno spraw, nie aż tak bardzo sprzeniewierzyłem się komercji i gdzieś w głębi mego serca ciągle żarzy się ognik nieskażonej "pierwotnej informatyki".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200