List otwarty do Andrzeja Florczyka

Stanem polskiej informatyki interesuję się zawodowo i nie tylko. Z uwagą śledzę Pańskie wypowiedzi, te na konferencjach prasowych, a także cytowane w prasie.

Andrzej Florczyk

Biuro Informatyki

Urzędu Rady Ministrów

Panie Andrzeju!

Stanem polskiej informatyki interesuję się zawodowo i nie tylko. Z uwagą śledzę Pańskie wypowiedzi, te na konferencjach prasowych, a także cytowane w prasie. Ostatnio miałem przyjemność przysłuchiwać się dyskusji panelowej, która była jakby podsumowaniem Trzeciego Forum Polskiego Towarzystwa Informatycznego, zorganizowanego jak zwykle przez Oddział Katowicki PTI w Mrągowie. W związku z tym nasunęło mi się wiele uwag i pytań do Pana. Chciałem przedstawić je na szerszym forum, stąd forma listu otwartego, którego kopię przesyłam do redakcji tygodnika "ComputerWorld", licząc na wywołanie szerszego oddźwięku i dyskusję nad celowością niektórych posunięć.

I Umowy Ramowe Biura Informatyki URM

Główną intencją tych umów (co z resztą Pan potwierdził w Mrągowie) było:

1. Wypracowanie mechanizmu "filtru jakościowego" ofert porządzanych dla Administracji Państwowej.

2. Wypracowanie "rekomendacji" dla jednostek Adm. Państw. odnośnie źródeł zakupu sprzętu.

Pozwolę sobie na skomentowanie powyższego:

ad.1. Pańskie "Umowy" były (i są) dość miernym filtrem jakości sprzętu dla Adm. Państw., wystarczy wziąć pod uwagę opinie panujące w KGP (Komendzie Głównej Policji) oraz w ZUS-ie, na temat sprzętu komputerowego dostarczonego przez pewną firmę z Pańskiej "listy". Dotyczy to dostaw od pewnej "renomowanej" firmy z USA, której prezydent sfotografował się z naszym Panem Prezydentem, co zostało uwidocznione na stronie tytułowej CW z czerwca '92. Czyżby warunkiem koniecznym i wystarczającym na powodzenie marketingowe w tym kraju było: a) fotka z naszym Panem Prezydentem i b) porcja nic merytorycznie nie znaczącego słowotoku na temat "marketing policy"? Nie dziwię się zbytnio temu, że Pańskie umowy ramowe stanowią tak mierny filtr jakościowy bo opiera się Pan na kryterium ISO 9000 - normę EWG, która jest niczym innym, jak zbiorem biurokratycznych bredni, nie mających nic wspólnego z realiami technicznymi (usiłując uogólnić pojęcia jakości na zbyt dużą gamę różnorodnych produktów). Dziwię się, że w temacie kryterium oceny jakości nie oparł się Pan o ogólnie uznane i kompletne merytoryczno -technicznie normy takie, jak FCC, UL TUV czy SEMKO.

ad.2. Administracja Państwowa zabiegała w URM-ie o otrzymanie rekomendacji odnośnie zakupów sprzętu komputerowego. W odpowiedzi otrzymali oni formułę nakazową w sensie listy firm, od których zakupy te mogłyby być dokonywane. Decyzja ta, o charakterze czysto biurokratycznym stala się w "naturalny sposób" regułą obowiązującą również w sferze zakupów sprzętowych dla urzędów centralnych (ministerstw). Vide - specyfikacja przetargowa dla Ministerstwa Zdrowia, wrzesień 1993.

Decyzja, w świetle których Pańskie słowa (wypowiedziane w Mrągowie): "Konkurencyjność w przetargach będzie przestrzegana" ... stały się deklaracją nie mającą żadnego odzwierciedlenia w aktualnych przetargach dla Adm. Państw. oraz dla urzędów centralnych. Nie wydaje mi się, aby konkurencyjność ofert była zbyt rygorystycznie przestrzegana w całym szeregu przetargów w ciągu zeszłego roku, w których BIURM miał jakikolwiek wpływ

na wybór dostawcy.

Jedynym, pozytywnym wyjątkiem są tu PKP, które były w stanie, niezależnie od Pańskich preferencji dokonać własnego wyboru systemu. Z całą pewnością reguła konkurencyjności ofert nie była przestrzegana np. w przetargu dla ZUSu w kwietniu ub. roku (przedmiotem jego było kilkadziesiąt sieci LAN). W przetargu tym oprócz całej czołówki firm tzw. renomowanych ofertę składała również polska firma państwowa Resortowy Ośrodek Informatyki ETOCHEM. Pomimo wyraźnej konkurencyjności oferty ETOCHEMu (zarówno w sensie ceny jak i wyższości parametrów technicznych oferowanego sprzętu) kontrakt poszedł do... firmy Dell. Strata dla ZUSu na poziomie przynajmniej 200 tys. USD, a są to przecież pieniądze podatników. Kontraktów podobnych temu było w roku 93 znacznie więcej. Mam na myśli wyłącznie kontrakty dla administracji państwowej i urzędów centralnych pomijając kontrakty/przetargi dla instytucji spoza tej sfery - np. banki - gdzie również podejmowano dość przedziwne decyzje, często z "pomocą" renomowanego firm consultingowych - np. firma Andersen.

Nie twierdzę w tym miejscu, że był to przetarg przeprowadzony pod kontrolą Pańskiego Urzędu ale decyzje w nim podjęte były zgodne z lansowaną przez Pana rekomendacją dla firm z listy umów ramowych URMu. Czy nie sądzi Pan, że zamiast lansowania/promowania firm obcych, bardziej zasadną funkcją Pańskiego Biura byłby nadzór i realnie obiektywny arbitraż w przetargach dla instytucji państwowych i samorządowych?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200